KONIEC
10 maja 2013
3 maja 2013
Rozdział dwudziesty
Scarlett nie ma. Wszyscy się
cieszą z tego powodu, a chłopcy najbardziej.
Ja jestem trochę przybity. Emocje
opadły, złość się ulotniła, a w moim domu i sercu powstała pustka, którą
chciałbym zapełnić. Chyba nie potrafię być sam. Nie teraz, kiedy wiem jak to
jest kochać. Aż głupio się przyznawać do własnej naiwności, ale naprawdę
kochałem swoje kobiety. Mam już swoje lata, więc to normalne, że chcę mieć
bratnią duszę. Za rok kończę karierę, moi synowie z wiekiem zaczną coraz
częściej przebywać poza domem. Zostanę sam jak palec. Nie jestem już
najmłodszy, uroda także przemija. Chcę wykorzystać swoją szansę, póki ją mam,
ale nie zapowiada się na rychłe zmiany. Nie chcę się zakochiwać ani angażować,
ale inaczej chyba nie potrafię. Nie umiem być z kimś i nie darzyć go żadnymi
uczuciami. To nie ja.
Mój przyjaciel i zarazem jedyna
życzliwa mi osoba w tym wielkim świecie, Thierry, okazuje się być niezwykle
pomocny. Proponuje, że zabierze moje i swoje dzieci na wycieczkę za miasto, a
potem zorganizuje grilla we własnym ogrodzie. Wieczorem obejrzą film, pograją w
Fifę i pójdą spać. A rano odwiezie ich po śniadaniu. Jestem mu za to niezwykle
wdzięczny.
Pozyskany czas staram się
wykorzystać na ostateczne porządki. Rzeczy, które zostawiła Scarlett pakuję i
wynoszę do garażu. Może się po nie zgłosi. Jeśli nie… Cóż, i tak były kupione
za moje pieniądze, więc zrobię z nimi co mi się podoba. Prawdopodobnie wylądują
na śmietniku. Szkoda, bo to całkiem ładne szmatki, ale niestety nie mam
dorastającej córki.
Wieczorem rozpalam w kominku i
biorę zdjęcia, które wczoraj odłożyłem na półkę. Z rozrzewnieniem przeglądam je
jeszcze raz. Aż dziw bierze jak wiele dla mnie znaczyły jeszcze dwa dni temu.
Teraz to tylko nic nie warte śmiecie, które zaślepiały mi oczy. Naiwniak ze
mnie.
Każdemu zdjęciu przyglądam się
bardzo badawczo. Przypominam sobie sytuacje, w jakich zostały wykonane. Były to
bardzo miłe chwile. Jednak dziś to już tyko wspomnienia. Raz po raz wrzucam do
ognia zdjęcie. Z minuty na minutę mam ich coraz mniej, niszczę przeszłość,
niszczę wspomnienia…
- Proszę. – Nade mną staje Monica
i wręcza mi wrzący kubek. – Gorąca czekolada.
- Chyba mam deja vu – mówię,
przypominając sobie, że niedawno także uraczyła mnie tym napojem.
- Mogę? – pyta, wskazując na wolną
pufę obok mnie. Lekko kiwam głową, bo chyba nie chcę być sam. Początkowo
sądziłem, że tak będzie mi lepiej, jednak jestem zbyt słaby, aby sobie poradzić
ze wszystkim w pojedynkę.
- Przeżyłaś kiedyś zawód miłosny?
- Niejeden – prycha.
- A dwa pod rząd?
- Kiepska sprawa.
- Żebyś wiedziała. W swoim życiu
miałem tylko dwie kobiety, które naprawdę kochałem. I obydwie okazały się być
parszywymi, chciwymi i żałosnymi dziw… Wiesz co mam na myśli?
- Domyślam się – odpowiada z
nieśmiałym uśmiechem.
- Zawsze sądziłem, że pieniądze w
życiu pomagają, że ułatwiają wiele spraw. W gruncie rzeczy tak właśnie jest.
Mówi się, że kasa szczęścia nie daje. Że miłości i zdrowia za nie się nie kupić.
Ale jak ktoś jest chory i potrzebuje drogiej operacji albo specjalistycznych
leków, to pieniądze są niezbędne do przeżycia. Więc jednak zdrowie można sobie kupić.
- W pewnym sensie tak… A co z
miłością?
- Właśnie. Z miłością to jest
przechlapana sprawa – mówię i wrzucam do kominka zdjęcie, które zrobiłem
Scarlett na korcie tenisowym. – Obydwie kobiety, o których ci wspominałem, były
ze mną dla pieniędzy. Wykorzystały mnie. Miały facetów na boku.
- Matko! Poważnie?
- Taki już mój los… Nie jestem
wystarczająco dobry, aby zatrzymać ukochaną przy swoim boku.
- To nieprawda. Jest pan bardzo
dobrym człowiekiem.
- Nie mów do mnie tak oficjalnie.
Źle mi się to kojarzy.
Zapada cisza. Wrzucam do ognia
kolejne zdjęcia, popijam czekoladę, która chyba rzeczywiście ma magiczne
właściwości, bo jakoś lżej na sercu mi się robi. Monica rozmarzonym wzrokiem
patrzy na tańczące iskry oraz uśmiechnięte twarze Scarlett, które powoli tracą
swoje właściwości. Stają się ciemniejsze, mniejsze, aż w końcu znikają, nie
pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Dobrze, że chociaż dzieci mam
przy sobie – mówię. – Jakby żona mi je zabrała, to byłbym całkiem sam. Chyba
bym umarł.
- Jesteś wspaniałym ojcem.
- Bzdura.
- Proszę mi wierzyć. Bardzo często
rozmawiam o tobie z chłopcami. Każdy z nich chwali cię pod niebiosa. Zwłaszcza
Jordi, który świata poza tobą nie widzi. Tata to, tata tamto… Bardzo cię
kochają.
- Ja ich też. Jestem wdzięczny za
nich losowi.
- Bardzo przeżywają twoje porażki.
Widzą twoją smutną minę, smutne oczy. Chcą pomóc, ale nie wiedzą jak.
- Nikt mi teraz nie może pomóc.
Przeżywam kryzys. Wątpię w siebie i mam poważne problemy z zaakceptowaniem
mojego własnego ego. Nic mi się nie udaje. Nic…
- Mam inne zdanie na ten temat.
Udało ci się wrócić do piłki, mimo iż nie było łatwo.
- Skąd wiesz?
- Przeczytałam w Internecie. Poza
tym synowie ci się udali.
- To jedyna rzecz. Powiedz mi,
Monico. Co takiego jest we mnie złego, że tak źle mi się powodzi w miłości?
- Nie wiem – mówi, wzruszając
ramionami. – Nie mam pojęcia, bo ja nie widzę w tobie żadnych złych wad.
Walczysz o swoje, o dobro swoich dzieci, które są dla ciebie najważniejsze. To
piękna cecha. Sprawiasz, że przy tobie kobieta czuje się bezpiecznie, jest
adorowana i wielbiona, czuje się wyjątkowo. Nie tłamsisz jej. Wręcz przeciwnie!
Wspierasz w dążeniu do celu, popychasz ją do wielkich rzeczy, ale oczekujesz od
niej tego samego. To naturalne, bo chciałbyś jej dorównać. Mogłoby się wydawać,
że masz ciężki i trudny charakter. Jednak myśli tak tylko ten, kto cię naprawdę
nie zna.
- Jesteś psychologiem? – pytam
zaskoczony. Jej wypowiedź zrobiła na mnie spore wrażenie, bo sam nie wiedziałem
o sobie tych rzeczy. I ciężko mi uwierzyć, że mówi to Monica, czyli osoba
praktycznie mi obca.
- Nie – odpowiada, śmiejąc się. –
Widzę co się dzieje. Dużo słucham i wyciągam wnioski.
- Czasami mnie przerażasz, ale
lubię cię. Jednak wydaje mi się, że nie wygląda to tak idyllicznie jak ci się
wydaje. Bardzo naciągane jest to twoje zdanie o mnie.
- Nie wydaje mi się. Wiem, co
mówię.
- Ta… No i koniec – mówię i
wrzucam do ognia ostatnie zdjęcie. Dopijam czekoladę, biorę głęboki wdech i
wstaję z miejsca. Jest już bardzo późno, jednak wcale nie chce mi się spać.
Boję się nocy. Nie ma chłopców, a ja nie chcę zostać w tym wielkim i
przerażającym domu sam. – Monica? Mogę cię o coś prosić?
- Oczywiście.
- Zostaniesz dzisiaj na noc? Nie
zrozum mnie źle. Po prostu jestem bardzo zagubiony i chcę czuć, że ktoś jest
obok mnie. Normalnie wziąłbym do łóżka synów, ale ich nie ma.
- Mam spać w twoim łóżku? – pyta
przerażona.
To jej przerażenie mówi samo za
siebie. Jestem beznadziejny.
- Nie – odpowiadam z uśmiechem. –
Sądziłem, że rozłożymy te kanapy – dodaję. – Jedna będzie dla mnie, druga dla
ciebie. Wszystko na legalu. Mam dosyć kobiet. Bez urazy.
- Dobrze. Ale pierwsza zajmuję
łazienkę – mówi ze śmiechem.
- Łazienek ci u nas dostatek –
wtóruję jej i zabieram się za rozkładanie łóżek.
Dwa lata w Stanach Zjednoczonych
mijają jak z bicza strzelił. Wiele się w tym czasie wydarzyło. Zapominam o
złych rzeczach i cieszę się, co mam tu i teraz. A mam sporo, bo wraz ze swoją drużyną sięgam po mistrzostwo ligi. Pierwszy sezon zakończyłem na trzecim
miejscu, ale drugi jest moim ostatnim i zarazem najlepszym. Nie sądziłem, że w
swojej karierze coś jeszcze wygram, a tu proszę! Odchodzę w blasku fleszy i
jupiterów, odchodzę zadowolony i spełniony, odchodzę z tarczą, a nie na niej. I
wiem, że w Europie niewiele osób to doceni, ale mnie to satysfakcjonuje.
Przez te ostatnie dwadzieścia
cztery miesiące poznałem wielu fajnych ludzi. Thierry Henry jest moim
przyjacielem. Kto by pomyślał? Niegdyś był wrogiem, bo swego czasu obydwaj
graliśmy w lidze angielskiej, on w Arsenalu, ja w Chelsea, a teraz jest jedną z
najbliższych mi osób w Nowym Jorku.
Jeśli zaś chodzi o moje relacje z
Monicą… Muszę przyznać, że stała się dla mnie bliska. Lubię, kiedy jest w domu,
bo zawsze mogę porozmawiać z kimś życzliwym i inteligentnym. Jest stosunkowo
młoda, ale życie jej nie rozpieszczało i myślę, że to główny powód naszych
dobrych relacji. Ja także dużo przeszedłem. Dzielimy się naszymi przeżyciami,
dużo dyskutujemy. Jest świetną kobietą, dzieci ją lubią i często namawiam ją na
wspólne spacery.
Są takie wieczory, kiedy sporo o
niej myślę. Staram się określić uczucia, którymi ją darzę. Sądzę, że to nie jest
miłość, bo to za duże słowo. Zresztą staram się mieć swoje uczucia na wodzy, bo
nie chcę po raz kolejny sparzyć. Jednak bardzo ją lubię, dobrze się znamy i
przykro będzie mi bez niej w Leverkusen. Aczkolwiek rozważam zaproponowanie jej
przeprowadzki. Monica ma rewelacyjny kontakt z dziećmi, znakomicie wpasowała
się w strukturę naszej rodziny. Nieoficjalnie, ale mógłbym ją nazwać szyją,
którą kręci głową rodziny – czyli mną. Bardzo liczę się z jej zdaniem. Nie jest
mi obojętna, dlatego odwlekam moment wyjazdu do Niemiec.
Jednak wakacje się kończą, a
dzieci od września muszą wracać do szkoły. Ja także mam nowe zobowiązania,
bowiem dostałem propozycję pracy przy reprezentacji Niemiec. Będę współpracować
z menagerem drużyny Oliverem Bierhoffem. Nie znam dokładnie swoich nowych
obowiązków, ale cieszę się na zbliżającą współpracę. W dodatku postanawiam
zapisać się na kursy trenerskie. Chyba byłbym dobrym trenerem z tym moim
nietuzinkowym charakterkiem. Zobaczymy jak mi pójdzie. Na pewno nie będę
narzekać na nudę, bo wciąż jestem bardzo rozpoznawalny w Niemczech.
Dziennikarstwo sportowe, komentowanie meczy, prowadzenie programów – to
wszystko stoi przede mną otworem. Jakby to powiedziała Simone… – mam
możliwości!
- Spakowany? – pyta Monica,
stawiając przede mną espresso.
- Nie do końca. Wciąż brakuje mi
motywacji. Wiesz może gdzie mam ją znaleźć?
- Może twoje dzieci zadziałają ci
na ambicję, bo prawie są gotowe do powrotu do domu.
- Stęsknili się za matką, babcią,
kolegami… W zasadzie to cieszę się na powrót. Też stęskniłem się za moimi
ukochanymi rzeczami; za stadionem, za Bundesligą, domem, no i moim
przyjacielem, Philippem.
- Szybko zleciało, prawda? Szkoda,
że wyjeżdżacie. Zdążyłam się przyzwyczaić. Chyba muszę zacząć rozglądać się za
nowym zajęciem – mówi i popija kawę. – Ostatnio przeglądałam ogłoszenia i
znalazłam kilka rodzin, które chętnie przyjęłyby pomoc gosposi. Nie najgorsze
mam CV, nie? Myślę, że jak dodam, że pracowałam u Michaela Ballacka, to dodatkowo
podniesie moje notowania – śmieje się.
- Z pewnością – wtóruję jej. –
Tylko co będzie jak zapytają cię kim jestem?
- Nie mów tak. Wszyscy cię znają.
- Monica, a nie myślałaś o
przeprowadzce?
- Co masz na myśli?
- No wiesz… Chłopcy bardzo cię
pokochali, ja także bardzo cię lubię. Nie chciałabyś z nami zostać?
- Mam jechać do Niemiec? Nie, to
nie wchodzi w rachubę. Nie znam waszego języka. Nie poradzę sobie na zakupach,
w urzędach, szkole chłopców. Nie mogłabym w pełni wykonywać swoich obowiązków. Niby
sprząta się tak samo, bo do czego mi język potrzebny, ale sam widzisz, że
załatwiam większość waszych spraw. Znam jedynie hiszpański i angielski. Bardzo
dziękuję za tą propozycję, to wiele dla mnie znaczy, ale jestem zmuszona
odmówić.
- Źle mnie zrozumiałaś.
- To znaczy?
- Nie proponuję ci pracy. Nie
chcę, abyś wciąż była naszą gospodynią. Chcę, abyś pojechała z nami do Niemiec
jako bardzo bliska nam osoba, jako nasza przyjaciółka. Moja przyjaciółka.
- Oh… – Na jej twarzy zauważam
zdziwienie. Chyba nie spodziewała się takiej propozycji. – Naprawdę?
- Tak. Nie przejmuj się językiem.
Nie będziesz już naszą gospodynią. Chcę, abyś zamieszkała z nami jako członek
rodziny. Zatrudnimy kogoś do pomocy, kogoś kto będzie znać, i niemiecki, i
angielski. Zrobię wszystko, aby ułatwić ci aklimatyzację w Leverkusen. Ja,
chłopcy i wszyscy nasi przyjaciele będą do twojej dyspozycji.
- To bardzo miłe z twojej strony,
Michael. Aż nie wiem co powiedzieć. To wszystko jest bardzo miłe i brzmi
bajecznie, ale chyba nie mogę z wami tam pojechać. Już nie chodzi o sam język i
te wszystkie zmiany, które by na mnie czekały. Obawiam się, że twoje uczucia
względem mnie są trochę na wyrost. Ja nie chcę cię zawieść jako kobieta. Chyba
nie nadaję się na partnerkę dla sławnego, bogatego sportowca. Wychowałam się w
biedzie, szanuję każdy grosz. Nie chcę, abyś pomyślał, że jadę z tobą tylko dla
pieniędzy… Jestem daleka od tego.
- Wiem.
- Nie, Michael. Posłuchaj mnie.
Bardzo ci dziękuję za tą propozycję. Ty i chłopcy jesteście dla mnie bardzo
ważni, pokochałam was, staliście się dla mnie jedyną rodziną. Bardzo będę za
wami tęsknić, ale…
- Nie odmawiaj, proszę…
Przeszedłem już w życiu niejedno zawirowanie. Niejedna kobieta mnie zraniła, bo
ważniejsze ode mnie były moje pieniądze. Jednak nie znałem ich dobrze. Nasze
zawiązki zaczynały się szybko, po kilku miesiącach lub tygodniach znajomości.
Ciebie znam już dwa lata. Jesteś inna niż one. Wiem, że lubisz mnie za to jaki
jestem, a nie jakie mam konto. Zresztą! Nie chcę rozmawiać teraz o pieniądzach.
Nie chcę przekonać cię do siebie, bo wiem, że mnie lubisz. Chcę cię przekonać
do wyjazdu. Daj nam szansę.
- Sama nie wiem… To bardzo duże
wydarzenie. Już raz zaczynałam wszystko od nowa. Tutaj, w Nowym Jorku. A teraz
się wyprowadzić do Europy? Boże, ja tam nigdy nie byłam! Nawet o tym nie
śniłam. Europa to dla mnie zupełnie inny świat.
- Pomogę ci. Możesz na mnie
liczyć.
- A co ja tam będę robić? Nie chcę
bezczynnie siedzieć wam na głowie.
- Możesz robić cokolwiek! Coś
wymyślimy, znajdziemy rozwiązanie. Scarlett – poza tym, że mnie bardzo zraniła -
nauczyła mnie bardzo ważnej rzeczy. Nie wolno oglądać się wstecz, nie można
myśleć, że coś się nie uda. Trzeba myśleć optymistycznie, patrzeć do przodu, na
nowe perspektywy, okazje. Życie jest pełne niespodzianek. I jest stanowczo za
krótkie, aby się zamartwiać. Nie masz nic do stracenia. Nie masz tu rodziny,
przyjaciół, a pracę można znaleźć wszędzie.
Zapada cisza. Wyczekująco
spoglądam na Monicę. Widzę, że bije się z myślami. Nie chcę jej do niczego
zmuszać, ale zrobię wszystko, aby pojechała ze mną do Leverkusen. Zależy mi na
niej. Już dwa razy na swojej drodze spotkałem kobiety, o których myślałem – ta
jedyna do końca życia. I dwa razy się zawiodłem. Teraz tak nie myślę. Monica to
cudowna kobieta, ale nie zakładam nic na pewno. Znamy się dwa lata, może
zaiskrzy bardziej, a może nie. Pociesza mnie fakt, że zawsze będziemy dobrymi
przyjaciółmi, a to już sporo dla mnie znaczy. Będę miał przy swoim boku osobę,
która będzie we mnie wierzyć, choćby nie wiem co. To najważniejsze.
- Tak pięknie prosisz – mówi – że
chyba nie mam wyjścia. Zgadzam się.
Jej słowa to miód na moje uszy.
Jestem bardzo szczęśliwy, ale hamuję swoją ekspresję, bo nie chcę jej
przestraszyć. Chwytam ją za rękę i mówię:
- Bardzo się cieszę… Bardzo.
Mam nadzieję, że wreszcie będzie
dobrze. Że wreszcie rozpocznę w Niemczech ten nowy rozdział własnego życia,
który potrwa znacznie dłużej niż dotychczasowe. Nie zapeszam. Żyję chwilą!
__________
Końcówka dająca nadzieję na lepsze jutro :)
Kończąc chciałam tylko powiedzieć, że nie był to popularny blog, bo wejść i komentarzy było mało, ale kończąc to opowiadanie mam poczucie dobrze wykonanej roboty. Uważam, że było to moje najlepsze "dzieło" i mam nadzieję, że zapadnie Wam w pamięci na długo :)
Dziękuję za to, że tu byliście! <3
26 kwietnia 2013
Rozdział dziewiętnasty
Jestem w Nowym Jorku już ponad
cztery miesiące, a moje relacje ze Scarlett to istna sinusoida! Raz jest
dobrze, czuję się niesamowicie, mam ochotę latać trzy metry nad ziemią, jestem
szczęśliwy i nie chcę nic więcej. Zaraz potem opadam na dno z podkulonym
ogonem, jestem zły – na nią, na siebie, na dzieci. Nic mnie nie cieszy, na
treningach nie mogę się skupić i nie marzę o niczym innym jak o chwili spokoju,
kanapie i piwie. Nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie.
Scarlett pochłonięta jest swoją
nową pracą. Wielki świat chyba uderzył jej do głowy, bo od paru tygodni jej
ulubionym zajęciem są zakupy i zabiegi upiększające. Ostatnio wspominała nawet
o operacji plastycznej! Po co? Jest najpiękniejszą kobietą jaką w życiu widziałem,
niczego jej nie brakuje. Nie mam pojęcia skąd ten pomysł…
Dzieci także nie wyglądają na
zadowolone. Kiedy nie ma Scarlett w domu są radosne, głośne. Razem się bawimy,
gramy w piłkę, śpiewamy karaoke, gotujemy… Jest wspaniale! Zawsze o tym
marzyłem, ale do kompletu brakuje kobiety, która towarzyszyłaby nam w tych
wszystkich wariacjach. Ale kiedy Scarlett wraca do domu dzieci uciekają do
swoich pokoi, odgłosy domu znikają, jest cicho, głucho i nieprzyjemnie.
Zamiast dziecięcego śmiechu słychać jedynie babską paplaninę, która niegdyś
mnie interesowała, ale teraz nie ma to dla mnie większego znaczenia.
Często nie mogę spać i wówczas
zastanawiam się, czy Scarlett rzeczywiście jest ze mną z miłości. Może zależało
jej tylko na mojej kasie, na promocji własnej osoby. Nie chcę tak myśleć, bo
mam inne wyobrażenie o mojej blondynce. Nie chcę się zawieść, dlatego unikam
tego tematu, ale zdaję sobie sprawę, że przez to może ucierpieć wiele osób.
- Proszę. – Siedzę na tarasie, bo
szukam odpoczynku po kolejnej sprzeczce ze Scarlett. Nad moją głową pojawia się
Monica. Jestem zaskoczony, bo jest późno i myślałem, że już poszła do domu. –
Gorąca czekolada jest najlepsza na frasunki.
- Dziękuję. Sądziłem, że już
pojechałaś.
- Miałam taki zamiar, ale Jordi
mnie zatrzymał. Chciał, abym przeczytała mu bajkę na „dobranoc”.
- Masz z nim dobry kontakt… Lepszy
niż Scarlett.
- Spędzam z chłopcami więcej
czasu. Jakby pani Scarlett zechciała ich lepiej poznać, to pewnie ich stosunki
wyglądałby lepiej.
- Właśnie – mówię i upijam trochę
czekolady. – Mmm… Pycha.
- Przepis mojej babci. Sekret
polega na tym, aby odpowiednio wyważyć proporcje między czekoladą, a cukrem.
Tajemniczym składnikiem jest wanilia, która nadaje charakterystyczny posmak.
- Bardzo dobre. Od razu lepiej się
robi na sercu. Jest już bardzo późno, może odwiozę cię do domu, co?
- Nie trzeba. Poradzę sobie –
odpowiada z uśmiechem. – Dobranoc, panie Ballack.
Dobranoc, panie Ballack… Jak ja dawno tego nie słyszałem. Scarlett
od jakiegoś czasu nie używa tego zwrotu. Ciekawe dlaczego?
Nazajutrz jadę na trening i
postanawiam wyrzucić z siebie wszystko poprzez ćwiczenia fizyczne. Jestem
wyróżniającą się postacią w zespole, rozpiera mnie energia i czuję się o
dziesięć lat młodszy. Dobrze mi to robi, bo lepiej jest wybiegać wszystkie
smutki niż je zapijać. Aby całkowicie pozbyć się problemów idę jeszcze na
siłownię. Idzie ze mną jeden z piłkarzy, znany na całym świecie francuski
snajper Thierry Henry. Jesteśmy w podobnym wieku, mamy za sobą podobne
problemy, dlatego od razu złapaliśmy dobry kontakt. Stał się dla mnie oparciem
w Nowym Jorku, pokazał mi ciekawe miejsca wraz z jego rodziną często spotykamy
się w restauracjach i kawiarniach. Dzięki niemu nie odczuwam braku Philippa,
który został w Leverkusen.
- Dostałem podwójne zaproszenie na
fajną imprezę promocyjną – mówi Thierry. – Moja żona nie może iść, bo jedzie do
Europy, więc może pójdziemy razem. Zaprezentują sprzęt sportowy, więc
teoretycznie powinno nas to zainteresować – dodaje z uśmiechem.
- W sumie fajny pomysł. Moja
domowa siłowania wciąż jest niedokończona. Może znajdę tam coś dla siebie.
- Świetnie! W takim razie jesteśmy
umówieni. Przyjadę po ciebie w czwartek o szóstej, może być?
- Jasne.
Cieszę się na to wyjście. Lubię
spędzać czas w męskim gronie. W Leverkusen miałem tylko Philippa, bo koledzy z
drużyny byli znacznie młodsi i woleli swoje towarzystwo. Tutaj jest kilku
starszych piłkarzy i oni także mają być na tej imprezie, więc napawa mnie to
radością. Jak będzie nudno to zaproponuję im wyjście na bilard lub kręgle, z
piwem i fajną muzyką w tle. Iście męska impreza! Nie mogę się doczekać!
Thierry przyjeżdża punktualnie o
szóstej. Żegnam się z dzieciakami, które zostają z Monicą. Jestem jej bardzo
wdzięczny, że tak się poświęca. Jest samotną kobietą po trzydziestce, pochodzi
z Meksyku. Lubi dzieci, dlatego tak chętnie spędza czas z moimi synami. Bardzo
ją polubiłem, bo jest ciepła i przyjazna, nadaje się na matkę, jednak życie jej
nie rozpieszczało i niestety nie ma własnego potomstwa. Cieszę się, że Jordi,
Emilio i Louis dają jej choć odrobinę radości.
- A Scarlett nie jest zła, że cię
porywam? – pyta z uśmiechem Francuz.
- Nie ma jej. Pracuje.
- Pracuje… – śmieje. – Oj,
Michael, Michael… Nie wróży to nic dobrego.
- Przestań, dobra? Ufam jej.
- W porządku.
Impreza odbywa się w ekskluzywnym
hotelu. Przyszło bardzo dużo gości. Rozpoznaję znanych ludzi z telewizji,
aktorów, przeróżnych sportowców, krzątają się ludzie z branży, właściciele
film, ważne szychy w garniturach oraz eleganckie kobiety w koktajlowych
sukienkach. Scarlett by się tu nadawała. Ona lubi takie imprezy.
Razem z Thierrym przechadzam się
po sali. Oglądamy sprzęt sportowy, wysłuchujemy nowinek, pytamy o ceny, a
czasami nawet wypróbowujemy kilka urządzeń. Jest zabawnie i śmiesznie, zwłaszcza,
kiedy jakaś rzecz wygląda jak statek kosmiczny i nie wiemy jak się do tego
zabrać. Thierry robi mi zdjęcia aparatem komórkowym i grozi, że pokaże je
całemu światu na swoim portalu społecznościowym. Ma mnie w garści i teraz
zapewne będzie chciał, abym zrobił coś głupiego. Mamy po 36 lat, a zachowujemy
się jak dzieciaki.
Idziemy po drinki. Siadamy przy
barze i gadamy na temat zbliżającego się meczu. Tracimy kilka oczek do lidera,
dlatego trzeba się spiąć i dogonić Anioły z Los Angeles. Śmiejemy się, że damy
w kość Beckhamowi!
W ferworze tej niezwykle
interesującej i zabawnej konwersacji dostrzegam znajomą sylwetkę. Wytężam
wzrok, aby dobrze się przyjrzeć, ale im dłużej widzę tego faceta tym większej
pewności nabieram. Chcę podejść, przywitać się, ale coś mi mówi, żeby tego nie
robić. Jakaś magiczna siła przywiązała mnie do krzesła i nie chce puścić.
Thierry wciąż do mnie mówi, jednak po chwili zaprzestaje i patrzy w stronę, w
którą i ja spoglądam.
Wysoki dobrze zbudowany Christian,
brat Scarlett, przechadza się po sali w dobrze skrojonym garniturze. Rozdaje
uśmiechy starym, bogatym kobietom, które gustują w znacznie młodszych,
przystojnych panach. Obrzydliwe.
Po chwili podchodzi do niego
Scarlett. Nie spodziewałem się jej tutaj. Mówiła, że idzie do pracy, bo ma
jakąś promocję. No tak! Przecież to jest impreza promocyjna, a ona pracuje w
biurze reklamowym. Ciężki kamień spada mi z serca, bo już wiele niewłaściwych
myśli przeszło mi przez głowę. Biorę głęboki wdech i z uśmiechem chcę pójść w
ich stronę, jednak po chwili staję w bezruchu i niedowierzam. Scarlett zarzuca
Christianowi ręce za kark i wbija się w jego usta. Co to ma być?! To
obrzydliwe!
- O cholera – wycedza Thierry i
klepie mnie po ramieniu.
- To niemożliwe… To jej brat!
- Brat?
- No tak. Poznałem go jakiś czas
temu w Niemczech. Nie wiedziałam, że przyjechał do Stanów. Nic mi nie
powiedziała.
- Jesteś pewien, że to rodzeństwo?
Wydaje mi się, że brat i siostra tak się nie zachowują.
- Niedobrze mi. Muszę stąd wyjść.
Znów to samo! Znów zostałem
wykorzystany przez kobietę, którą kocham. To jakieś fatum!
Wychodzę z hotelu i szukam jakieś
taksówki. Wsiadam do pierwszego lepszego samochodu i rozkazuję wieść się do
domu. W biegu jeszcze rzucam do Thierrego, że spotkamy się jutro na treningu.
Niech się nie martwi. Teraz muszę wracać, bo nie wytrzymam tego psychicznie.
Wysiadam i staję przed domem. Na
górze światłą są pogaszone, chłopcy śpią. W oczach zbierają mi się słone krople
łez. Tyle czasu byłem oszukiwany, tyle czasu poświęciłem kobiecie, która
przysłaniała mi cały świat, która była najważniejsza, która miała być to jedyną
do końca życia.
Wydobywam się siebie przerażający
ryk, który od razu sprawia, że z domu wybiera przerażona Monica.
- Pan Ballack? Wszystko w
porządku?
- Nie – mówię przez łzy i wchodzę
do środka. W salonie stoją moje zdjęcia z Scarlett. Jednym ruchem zbieram je
wszystkie i rzucam na podłogę. Wszystkie jej rzeczy lądują na ziemi i nie
obchodzi mnie, że się popsują, rozbiją, czy Bóg wie co jeszcze! Nie chcę tego
tutaj. I jej też nie chcę. – Monico, mam prośbę. Czy możesz wziąć te walizki –
mówię i wyciągam ze schowka różowe torby – i zapakować w nie wszystkie ubrania
Scarlett? Ona wyprowadza się stąd.
- Ale co się stało?
- To nie ma znaczenia. Po prostu
to zrób.
- Dobrze – mówi i zabiera walizki
na górę, a ja kontynuuję demolkę własnego domu.
Kiedy mam poczucie dobrze
wykonanej „pracy”, kiedy widzę porozrzucane na podłodze rzeczy, odsyłam Monicę
do domu. Gaszę światła i siadam na kanapie. Czekam na moją „ukochaną”, której
teraz z całego serca nienawidzę. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego mi to
zrobiła. Wiedząc, że mam za sobą rozstanie z Simone, że mam za sobą wiele
miłosnych perypetii i porażek… Nie rozumiem jak można z taką premedytacją
wykorzystać człowieka, którego się kocha. No tak, ale trzeba kochać, a Scarlett
widocznie nie darzyła mnie tym uczuciem.
Jest późna noc, a mimo to nie
zraża mnie to do czekania. Będę to robić choćby do rana, bo adrenalina buzująca
w moich żyłach nie pozwala mi na sen. Chcę się jej pozbyć z mojego życia. Nie
potrzebuję więcej fałszywców i nędzników. Scarlett nie zasługuje na nic dobrego
z mojej strony. Wiele mi dała, bo dzięki niej zmieniłem podejście do wielu
spraw, jednak nie potrafię jej już za to dziękować. Było, minęło. Skoczyło się.
Kłamstwo ma krótkie nogi i dzięki Bogu wydało się to teraz, a nie np. po
ślubie, który cicho planowałem.
Głupi ja. Naiwny ja.
Scarlett wreszcie się zjawia.
Spoglądam na zegarek. 3:26. Po jej wejściu czuję zapach alkoholu roznoszący się
po całym holu i salonie. Czuję wstręt i obrzydzenie.
Zapalam lampkę, Scarlett aż
podskakuje ze strachu.
- Michael! Nie rób tak więcej –
mówi z uśmiechem. – Co ty tu robisz? Czekałeś na mnie?
- W pewnym sensie.
- Matko Święta! A co się tu stało?
– pyta, rozglądając się po pokoju. Rzeczywiście narobiłem tu niezłego bałaganu.
– Było włamanie? O nie, nasze zdjęcia… Wszystko zniszczone. Dzwoniłeś na
policję?
- Nie było powodu. Ja to zrobiłem.
- Ty? – pyta zdziwiona i podnosi z
ziemi jedną z fotografii. – Dlaczego? Oszalałeś? Nie poznaję cię.
- Dobrze się bawiłaś?
- Co cię napadło? Wszystko
zniszczyłeś! Wszystkie moje rzeczy! Jesteś nienormalny! O co ci chodzi,
Michael?
- Tam są twoje walizki – mówię,
kiwając głową na różowe torby. – Mam nadzieję, że będziesz z nimi bawić się równie
dobrze, co z własnym bratem.
- Co?
- Dobrze się bawiłaś robiąc ze
mnie barana?! – Wstaję i podchodzę bliżej blondynki. – Dobrze wydawało ci się
moje pieniądze, żerowało na mojej pozycji? Osiągnęłaś swoje cele, wypromowałaś
się? Ciesz się tym, bo to koniec. Oddaj kartę kredytową.
- O co ci chodzi?
- Przestań udawać głupią.
Christian to nie twój brat tylko kochanek. Widziałem was dzisiaj. Oddaj kartę,
zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z mojego domu i życia. Nie każ mi podnosić
głosu, bo chłopcy śpią. Nie chcę robić rabanu w środku nocy. Jesteś podła i
brzydzę się tobą. Nie chcę cię znać.
- Nie jest tak jak myślisz,
Michael.
- A wiesz co jest najgorsze? Że ja
ci naprawdę zaufałem. Naprawdę sądziłem, że zasługuję na miłość i szczęście. Że
jestem wart takiej kobiety jak ty. Utwierdzałaś mnie w tym przekonaniu, a potem
z premedytacją okłamywałaś. Kochałem cię, a teraz czuję jedynie wstręt.
Zapada cisza. Scarlett patrzy na
mnie, ale nic nie mówi. Chyba wszystko jest już jasne, chyba zrozumiała. Ja mam
dosyć. Skończyłem z tym. Nie nadaję się do związków. Nie powinienem kochać
żadnej kobiety, a one mnie, bo to się po prostu źle kończy. Za dużo przeszedłem
w przeciągu ostatniego roku. Z piekła do nieba. Mam dosyć.
Wciąż przyglądam się Scarlett,
która ciągle stoi w tym samym miejscu. Nie wiem po co to robi. Może kalkuluje
wszystkie moje słowa. Ale co niezrozumiałego jest w tym, że nie chcę jej
widzieć? To sygnał, że ma opuścić ten dom i nigdy więcej się w nim nie
pojawiać. To proste. Dostrzegam, że w jej oczach pojawiają się łzy, a we mnie
się powoli gotuje. Dopiero teraz czuję w sobie nienawiść. Jeszcze chwila, a
wybuchnę.
- Przepraszam…
- Wynocha! – wrzeszczę.
Scarlett zabiera swoje walizki i
ze spuszczoną głową opuszcza mój dom. Mam cichą nadzieję, że już jej nie
zobaczę.
Nie zasnę, więc nalewam wódki do
szklanki i siadam na kanapie. Ronię kilka słonych, gorzkich łez. Ponoć kobietom
to pomaga. Może ze mną będzie podobnie…
Po chwili zdaję sobie sprawę, że
jestem ojcem. Moje dzieci śpią na górze. Rano wstaną i będą wystraszone, kiedy
zobaczą ten potworny bałagan. Włączam cichą, klasyczną muzykę i bez
zastanowienia chwytam za zmiotkę, szmatę, zbieram wszystko i wyrzucam do
śmieci. Jedynie zdjęcia zostawiam, ale odkładam je na najwyższą półkę. Przyjdzie
czas i na nie. Jutro.
- Tato… – Przede mną staje Jordi w
niebieskiej pidżamie i z misiem w rączce. Jest zaspany i ma nietęgą minę.
- Co się stało? Czemu nie śpisz?
- Miałem koszmar.
- Chodź do mnie. – Biorę Jordiego
w objęcia. Uspokajam go, ale on robi ze mną to samo. – Śpimy razem? Jak za
starych, dobrych czasów…
Mały kiwa głową. Biorę go na ręce
i zanoszę do mojej sypialni. Kładziemy się razem do łóżka i zasypiamy. Obydwaj
potrzebujemy teraz spokoju. Ale przede wszystkim potrzebujemy teraz siebie nawzajem.
Mam moich chłopaków i muszę być dla nich twardy. Muszę być silny, aby być dla
nich wzorem do naśladowania. Nie mogę ich więcej narażać na nieodpowiedzialne
kobiety, które myślą tylko o sobie. Simone myślała o sobie i Gustavie, Scarlett
myślała o sobie i Christianie, ja myślałem o nich dwóch, ale nigdy nie
zapomniałem o moich chłopcach. I nie zapomnę. Są dla mnie najważniejsi, bo jako
jedyni mnie nigdy nie zawiodą. Nie wystawią na próbę moich uczuć, nie
wykorzystają, nie zrobią ze mnie barana. Zawsze będę dla nich ważny, a może i
najważniejszy.
Chciałbym za czterdzieści lat usiąść w fotelu i powiedzieć, że wychowałem synów na prawych i dzielnych mężczyzn, którzy potrafią zadbać o siebie, swoje partnerki i moich wnuków. Chciałbym, aby opowiadając o mnie nie czuli wstydu, wstrętu czy zażenowania. Chciałbym być ich chlubą, powodem do dumy. Chciałbym być ich przyjacielem, ojcem, wzorem i superbohaterem.
Chciałbym za czterdzieści lat usiąść w fotelu i powiedzieć, że wychowałem synów na prawych i dzielnych mężczyzn, którzy potrafią zadbać o siebie, swoje partnerki i moich wnuków. Chciałbym, aby opowiadając o mnie nie czuli wstydu, wstrętu czy zażenowania. Chciałbym być ich chlubą, powodem do dumy. Chciałbym być ich przyjacielem, ojcem, wzorem i superbohaterem.
___________
Michael zawsze miał pod górkę.
Za tydzień ostatni rozdział.
19 kwietnia 2013
Rozdział osiemnasty
Biorąc z Simone rozwód i
wyprowadzając się z Niemiec nigdy nie przypuszczałbym, że moje życie może
wyglądać tak wspaniale jak teraz. Mieszkam w Nowym Jorku z moimi synami, przy
boku mam cudowną kobietę, trenuję w dobrym klubie, z fajnymi chłopakami, z
konkretnym trenerem. Mam za sobą dwa mecze – oba w podstawowym składzie i
zanotowałem jedną asystę. Kibice mnie lubią, bo spotkam się z ogromną sympatią
z ich strony. Proszą o zdjęcia, autografy, chwalą i komplementują. Czuję się
jak młody bóg, choć wcale taki młody nie jestem.
Nie tak wyobrażałem sobie ostatnie
lata mojej kariery. Zamiast Leverkusen mam Nowy Jork, zamiast Simone jest
Scarlett, zamiast czterech lat gry dostałem tylko dwa, ale i tak się z tego
cieszę. Lepszy rydz niż nic. I tak jestem z siebie niesamowicie dumny, bo
pokonałem ciężką kontuzję, która niejednego by załamała. Nie zrezygnowałem,
walczyłem o siebie, o swoje marzenia. Miałem ambicję i dokonałem wielkiej
rzeczy.
Dziś czuję się fantastycznie!
Wchodzę do domu z zadowoloną miną.
Zastanawiam się nad planami na popołudnie. Chcę zabrać Scarlett i chłopców gdzieś
na miasto. Może park, może restauracja… Większość miejsc już zwiedziłem z
synami, była Statua Wolności, Wall Street, Chinatown, stadion Yankeesów… Chcę
pokazać to samo Scarlett, ale muszę załatwić opiekę dla synów, bo marzy mi się
romantyczny, wieczorny spacer z moją blondyneczką.
W domu panuje cisza, ale im bliżej
kuchni jestem, tym bardziej donośna staje się dla mnie rozmowa tam prowadzona.
Widzę Louisa i Emilio siedzących przy stole, z zaczerwionymi oczyma,
przygnębionych i smutnych. Naprzeciwko nich siedzi Monica, która stara się im
coś wytłumaczyć. Kiedy tylko mnie zauważa wstaje od stołu i podchodzi. Cichym i
bardzo spokojnym głosem mówi:
- Chłopcy mają dzisiaj ciężki
dzień.
- Ale co się stało?
- Pana przyjaciółka była dzisiaj
dla nich niemiła. Byłam świadkiem całego zajścia i proszę mi wierzyć, ale pani
Scarlett była bardzo nieprzyjemna.
- Dlaczego? Co się tu dzieje? –
mówię i podchodzę do chłopców, aby ich przytulić.
- Kiedy skończyliśmy lekcje
chcieliśmy się trochę pobawić. Poszliśmy więc do ogrodu, aby pograć w piłkę.
Scarlett siedziała na tarasie i pracowała; rozmawiała przez telefon i
korzystała z komputera – rzecze Louis.
- A potem zaczęła na nas krzyczeć,
że jesteśmy za głośno. Kazała nam być cicho, bo ona nie może się skupić.
- Więc odeszliśmy dalej, tak, aby
jej nie przeszkadzać. Potem przyszedł Jordi i domagał się gry. Zaczął ryczeć,
bo chciał grać, a Emilio mu nie pozwolił.
- Wtedy Scarlett zaczęła się
wydzierać i szarpać Jordiego. Powiedziała, że zachowuje się karygodnie, bo
marze się jak baba. Zaciągnęła go do domu i powiedziała, że jak nie umie się
zachowywać, to w ogóle nie będzie się bawić. Jordi pobiegł do swojego pokoju i
do tej pory z niego nie wyszedł.
- Co? Wszystko z nim w porządku? –
pytam zdenerwowany.
- Tak, tak – odpowiada Monica. –
Byłam u niego kilka razy. Początkowo płakał, jednak potem się uspokoił.
Zrobiłam mu koktajl i włączyłam bajkę.
- A potem – kontynuuje Louis –
niechcący za mocno kopnąłem piłkę i ona poleciała prosto na Scarlett. Upadł jej
telefon i się popsuł, a w dodatku wylałem na jej kostium kawę. Była fioletowa
ze złości, darła się, krzyczała. Mówiła, że powie ci o wszystkim i dostaniemy
karę. Była wstrętna – zapłakał.
- Tato, dostaniemy karę? To
naprawdę było niechcący.
- Spokojnie. Nie dostaniecie
żadnej kary. Tylko musicie uważać na przyszłość. Scarlett ma nową pracę i musi
się w niej wykazać. Jak następnym razem wam powie, że pracujcie to uszanujcie
to i pobawcie się w domu, w swoich pokojach albo w salonie.
- A jak będzie ładna pogoda?
- Możecie grzecznie ją poprosić,
aby przeniosła się do środka. Jesteśmy teraz wszyscy razem i musimy się
szanować, nauczyć się współżyć.
- Nie lubię jej – mówi Louis.
- Ja też.
- I Jordi pewnie też jej nie lubi.
- Chłopcy, spokojnie. Porozmawiam
z nią dzisiaj. A tak właściwie to gdzie jest Scarlett?
- Wyszła – odpowiada Monica. – Nie
powiedziała ani słowa.
- Nie przejmujcie się – mówię do
chłopców. – Idźcie się pobawić. Nic się nie stało.
Czekam aż Louis i Emilio opuszczą
kuchnię, aż Monica znajdzie sobie zajęcie w ogrodzie, i dzwonię do Scarlett.
Nie jestem zadowolony z jej zachowania. Jasne, chłopcy także mogli zachować się
lepiej, ale to są dzieci. Potrzebują ruchu i zabawy. Powinna to zrozumieć. I
nawet jak się zdenerwowała – czemu się nie dziwię – to mogła przyjąć to
spokojniej. Tym bardziej, że teraz wspólnie pracujemy nad ułożeniem ich
wzajemnych relacji.
Po dwóch sygnałach wreszcie
odbiera. Jej głos brzmi miło i wyczuwam lekki uśmiech na jej ustach.
- Słucham, panie Ballack.
- Cześć. Gdzie jesteś? Wróciłem do
domu, a ciebie nie ma.
- Musiałam coś załatwić.
- Co takiego?
- Musiałam kupić nowy telefon i
oddać kostium do pralni – mówi poirytowana.
- To było niechcący.
- A więc już wiesz… Doniosły na
mnie?
- Atmosfera w domu była koszmarna.
Od razu zauważyłem, że coś nie gra. Co ci strzeliło do głowy, Scarlett?
- Zdenerwowałam się. Każdemu się
zdarza. Miałam ważne zadanie do wykonania, a oni mi przeszkadzali. Zwracałam im
uwagę, ale nie słuchali.
- Nie chcę, aby to tak wyglądało.
Wróć do domu, porozmawiamy o tym na spokojnie.
- Będę za godzinę. Muszę jeszcze
jechać na Wall Street zawieść dokumenty.
- Dobrze, czekam na ciebie.
Pomyślałem, że wieczorem wyjdziemy gdzieś na miasto. Dawno nigdzie nie byliśmy.
Teraz nie musimy się ukrywać, tak jak w Niemczech.
- Dobry pomysł. Nie mogę się
doczekać. Pa!
- Czekam.
Ciężko jest pogodzić to wszystko.
Chłopcy teraz pałają niechęcią do Scarlett, ona starała się przekonać do nich,
ale wszystko legło w gruzach. Nie ułatwiają mi zadania.
- Monico, czy możesz zostać
dzisiaj nieco dłużej? – pytam. – Chciałbym wieczorem wyjść ze Scarlett na
kolację, a boję się zostawić dzieci same. Obiecuję, że wrócimy jak najszybciej.
- W porządku. Nigdzie mi się nie
śpieszy.
- Oczywiście będzie to miało
odzwierciedlenie w premii.
- Nie ma problemu.
- Dziękuję.
Postanawiam pójść do Jordiego.
- Cześć – mówię, wchodząc do
środka. – Co robisz?
- Oglądam „Kubusia Puchatka”.
- Mogę się przyłączyć? – Jordi
robi dla mnie miejsce. Kładę się na łóżku, a on obok mnie. Zagnieżdża się pod
moim ramieniem. Po chwili bardzo mocno się do mnie przytula i szlochając mówi:
- Przepraszam, tato.
- Nic się nie stało, Jordi.
- Nie chciałem zdenerwować
Scarlett.
- Wiem, synku. Nie denerwuj się,
okay? Wszyscy w tej sytuacji zachowali się źle. Żałuję, że mnie nie było. Na
pewno wyglądałoby to inaczej – mówię i całuję go w główkę. – Obiecaj, że nie
będziesz się już smucić.
- Obiecuję. A obejrzymy później
drugą część „Kubusia…”?
- Wiesz, dzisiaj idę ze Scarlett
na kolację. Chcę z nią o tym jeszcze porozmawiać. Jutro obejrzymy, okay?
- Dobra.
Całuję go w czółko i opuszczam
pokój. Idę do siebie, aby wszystko przemyśleć. Muszę ułożyć sobie w głowie plan
naszej dzisiejszej rozmowy. Nie chcę, aby w domu zdarzały się takie sytuacje.
Zwłaszcza pod moją nieobecność, bo wówczas dzieci są bezbronne, a w obliczu
Scarlett zawsze będą „te gorsze”. Ona musi zrozumieć, że liczę się z moimi chłopakami
i ich dobro jest dla mnie najważniejsze. Chciałbym, aby się polubili, bo w
przeciwnym razie przyjdzie nam wieść straszny żywot, ale przecież równie dobrze
może pojawić się między nimi nić porozumienia, przyjaźni. Byłoby naprawdę miło.
Miałbym poczucie dobrze wykonanego zadania, a poza tym lepiej jest wracać do
domu, w którym czeka kochająca się rodzinka.
Jak zwykle sprawy zaczęły się
komplikować, ale mam nadzieję, że to chwilowe.
Kiedy słyszę jak pod dom podjeżdża
taksówka postanawiam zejść na dół i przywitać się ze Scarlett. Jak zwykle
wyglądała oszałamiająco. Zastanawiam się jak ona to robi. Daje mi buziaka i
pokazuje nowy telefon, który kupiła.
- Ładny, ładny… Napijemy się
herbaty przed wyjściem?
- Chętnie.
Siadamy przy kuchennym stole. Z
kubkami ciepłego naparu w dłoniach przystępujemy do rozmowy na tematy
codziennie: praca, treningi, plany na nadchodzące dni… Nie chcę od razu
zaczynać z grubej rury. Ten temat chcę poruszyć później, w miejscu publicznym,
aby uniknąć ewentualnych awantur. Jednak Scarlett ma inne podejście do tej
sprawy.
- Co ci powiedzieli? – pyta.
- A czy to ważne?
- Owszem, bo usłyszałeś ich wersję
wydarzeń i zakładasz, że nie kłamią.
- To dzieci.
- No i co z tego? Tym bardziej nie
powinieneś im ufać.
- Znam ich od urodzenia. Wiem jacy
są.
- Wydaje mi się, że nie wiesz
wszystkiego – mówi, upijając łyk herbaty. Spoglądam na nią pytająco i proszę o
kontynuowanie tej myśli. – Są złośliwi. Robią wszystko, aby wyprowadzić mnie z
równowagi, zdenerwować, a potem donosić jaka to zła ja nie jestem. – Wywraca
oczyma.
- Na pewno tak nie jest. Louis,
Emilio i Jordi nigdy by się tak nie zachowali. Chcieli pograć w piłkę i
niechcący uderzyli w ciebie. Przecież nie zrobili tego celowo.
- A skąd wiesz? Widziałeś to? Nie!
Dlaczego wierzysz im, a nie mnie?
- Scarlett…
- No tak, bo to moja wina! Bo to
ja grałam w piłkę, bo to ja darłam się na cały ogród… Wiesz, Michael? Myślałam,
że jesteś inny. Ale jak każdy ojciec jesteś zaślepiony swoimi dzieciakami i
złego słowa nie dasz na nie powiedzieć. A ja mam rację i wiem, co mówię. Oni
mnie nienawidzą i nie chcą mnie tutaj.
- To dzieci…
- Są podstępne i złośliwe. Wredne
małe bachorki, które tylko szukają co by tu zmajstrować, aby wywalić mnie z
tego domu. Michael – mówi przyciszonym głosem i robi maślane oczka. – Ja bardzo
chciałabym ich polubić, ale nie da się tego zrobić w kilka dni. Oni nie widzą
we mnie autorytetu, nie wiedzą kim naprawdę dla ciebie jestem, dlatego traktują
mnie w ten sposób. Uważają mnie za zagrożenie dla Simone. Wyjaśnij im, że ich
matka to już przeszłość. Teraz ja jestem panią domu.
- To nie jest takie łatwe. Wciąż
jest za wcześnie.
- A kiedy będzie ten właściwy
moment? Jak przyłapią nas na seksie?! Ja chcę dla nich dobrze, ale nie zdziałam
wiele, kiedy oni nie będą słuchać moich poleceń.
- Porozmawiam z nimi.
- Kiedy?
- Niedługo.
- Znów to samo! Mam tego dosyć. Od
początku wiedziałam, że te dzieci będą stały nam na drodze do szczęścia –
krzyczy, wymachując rękoma. – Ich przyjazd tu zniszczył wszystkie plany, które
miałam względem ciebie. Bo zupełnie inny jesteś ze mną, a inny z nimi! Nie
wytrzymam życia na dwa fronty, Michael!
- A co mam zrobić? To są moi
synowie i są dla mnie najważniejsi. – Nie wytrzymuję i także podnoszę głos. Nie
lubię tego robić, ale czasami mam wrażenie, że do Scarlett nic nie dociera po
dobroci. – Jestem teraz za nich odpowiedzialny, mają tylko mnie. Będę dbać o
nich najlepiej jak potrafię. I jeśli mi powiedzą, że jesteś względem nich zła,
niesprawiedliwa i złośliwa, to bardzo poważnie rozważę nasz związek.
- Naprawdę? – prycha. – Świetnie,
więc może od razu to zakończmy, co? Zdaje się, że niepotrzebnie za tobą
przyjeżdżałam. Mogłam już dawno ułożyć sobie życie z kimś innym. Byłabym teraz
w innym miejscu. Nie musiałabym użerać się z trójką złośliwych dzieciaków i
tobą do kompletu.
- Zdaje się, że tak byłoby lepiej
– rzucam, jednak od razu żałuję swoich słów. Przecież ja tak nie myślę. Słowa
wypowiedziane w gniewie, w złości, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Chcę cofnąć czas, jednak nie mogę. I nie mogę naprawić swoich błędów, bo
Scarlett wychodzi z domu, trzaskając drzwiami.
Zrezygnowany opadam na krzesło i
chowam twarz w dłonie. Karcę siebie w myślach. Nienawidzę swojego długiego
jęzora. Zawsze mówię coś, czego potem żałuję.
Po chwili słyszę jak Scarlett
wraca. Staje przede mną i mówi:
- Dobra, poniosło mnie.
Przesadziłam i przepraszam.
- Ja też przepraszam. – Wstaję i
przytulam się do niej mocno.
- Nie powinniśmy się kłócić przez
twoje dzieci. One miały nas scalić, pamiętasz?
- Tak, ale nie wiem co robić, aby
tak się stało.
- Porozmawiajmy z nimi. Najlepiej
jutro.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Najlepszy jaki teraz przychodzi
mi do głowy. Kochamy się, Michael. Chcemy być rodziną, więc zachowujmy się jak
rodzina. W niej rozmową rozwiązuje się wszelkie problemy, prawda?
- Tak.
- Sam widzisz.
- Dobrze, w takim razie jutro z
nimi pogadamy.
- Świetnie – mówi i całuje mnie. –
Przeszła mi ochota na wyjście. Zostańmy w domu.
- Naprawdę? Poprosiłem Monicę, aby
została z chłopcami.
- Odeślij ją. Urządźmy sobie seans
filmowy. Z chłopakami. Zrobimy popcorn i lemoniadę. Włączymy jakiś film
animowany dla dzieci. Nie przepadam za takimi ekranizacjami, ale czegoż to się
nie robi, aby zadowolić synów swojego faceta – mówi i znów mnie całuje. – Fajny
pomysł?
- Genialny! Ty jesteś genialna.
- Zdarza mi się – odpowiada z
uśmiechem.
__________
Jeszcze dwa rozdziały i koniec. Macie przeczucia jak to się zakończy? :)
Krótka notka także TUTAJ.
8 kwietnia 2013
Rozdział siedemnasty
Miesiąc później jestem już w
Stanach Zjednoczonych. Bardzo dużo się zmieniło przez te ostatnie tygodnie…
Zbliżyłem się do synów, którym
spodobał się wyjazd do innego kraju. Podchodzą do tego z dużym entuzjazmem i
zaangażowaniem. Cieszą się na nowych kolegów, nowy dom i swoje nowe pokoje,
które sami sobie urządzą. Podziwiam ich odwagę. Ja wciąż mam wiele wątpliwości,
ale przyznam, że kiedy widzę ich uśmiechnięte twarze – wszystko wydaje się
łatwiejsze. Cierpią z powodu braku matki, często o niej wspominają: „mamie spodobałaby się ta lampa”, „kupmy pączki z lukrem, mama je bardzo lubiła”,
„tato, najpierw kładzie się szynkę, a
później ser, mama tak robiła!”. Uczę się wszystkiego na nowo, bo do tej
pory miałem spore wsparcie przy wychowywaniu dzieci. Teraz wszystko zaczyna się
od początku.
Rozwód z Simone odbył się w
pokojowych stosunkach. Postanowiliśmy, że pieniądze z naszego wspólnego konta
przelejemy na fundusz dla dzieci, aby w przyszłości miały coś na start. Dom
postanowiliśmy wynająć, bo przecież nie wyjechałem do Stanów na zawsze. Kiedyś
wrócę do Niemiec i chcę mieć tam jakiś azyl. W Nowym Jorku zabawię góra dwa
lata, więc nie tak długo. Warto myśleć o przyszłości – zwłaszcza w mojej
sytuacji, kiedy wszystko jest niepewne.
Simone przekazała mi opiekę nad
synami, a sama pojechała w podróż z Gustavem. Przyznam, że ciężko było mi to
zrozumieć, bo wydawało mi się, że miłość matczyna i instynkt macierzyński to
naturalne kobiece odruchy. Widocznie Simone nie jest tak dobrą matką jak początkowo
myślałem. Jednak powoli zdaję sobie sprawę, że wychowywanie dzieci to bardzo
trudna sprawa i można się zmęczyć. Skoro ma to jej w jakiś sposób pomóc – niech
tak będzie. Najważniejsze, że dzieci są ze mną i uszczęśliwiają mnie każdego
kolejnego dnia.
Jeśli zaś chodzi o Scarlett to
sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Póki co nie przyjechała do Nowego
Jorku. Załatwia osobiste sprawy w Leverkusen, a poza tym ustaliliśmy, że
dojedzie do nas, kiedy wraz z synami urządzę się w nowym domu. Muszę przyznać,
że Scarlett ma dobry gust i rzetelnie przyłożyła się do zadania, które jej
zleciłem. Kupiła przepiękny dom, w którym każdy ma kąt dla siebie. Jest dużo
przestrzeni, światła i ogród, który razem z chłopakami od razu postanowiliśmy
wypróbować. Ustawiliśmy bramki, rozsypaliśmy piłki i zaczęliśmy grać.
Wszystkie sprawy organizacyjne
dotyczące naszego życia załatwiam szybko i sprawie. Chłopcy mają domowego
nauczyciela, zatrudniam pomoc domową, ogrodnika… Nie muszę się już o nic
martwić. Pozostaje poznanie nowego klubu, jego struktury, trenera i nowych
kolegów z drużyny.
Transfery i przeprowadzki to
normalna część życia każdego sportowca, jednak czuję ścisk w żołądku, kiedy
myślę o tym co mnie czeka. Mam wiele obaw. Jestem już starszym i doświadczonym
zawodnikiem, mam trudny charakter i na pewno szybko się o tym przekonają. Mam
problemy z podporządkowaniem się, ale wiem, że muszę to zrobić, bo dobre
pierwsze wrażenie jest ważne. Od początku buduję swoją renomę, swój status,
więc nie mogę na wstępie rozstawiać ich po kątach. Postanawiam, że będę się
zachowywać normalnie, z pokorą, ale z pewnością siebie.
Wchodzę na stadion, do skrzydła
biurowego. Od razu witają mnie działacze, w tym prezes Marc De Grandpre oraz
trener Hans Backe. Są mili i uprzejmi, zapraszają mnie do biura. Siadamy,
pijemy kawę, rozmawiamy. Panowie opowiadają mi o klubie, sposobie pracy,
zawodnikach. Charakteryzują dla mnie ligę, inne drużyny oraz przedstawiają
jakie cele stawia sobie mój nowy klub Red Bulls New York.
Muszę przyznać, że całkiem nieźle
to wygląda.
- Gotowy na oficjalną prezentację?
– pyta prezes. – Nie denerwuj się, Michael. Nie ma powodu.
- Nie mogę się doczekać – mówię z
ekscytacją. Prawdą jest, że chciałbym już wrócić do gry. Mam za sobą
rehabilitację, jeszcze w Niemczech brałem udział w kilku treningach. Czuję się
dobrze i zdrowo, jednak wciąż mam obawy odnośnie mojego kolana. Muszę jeszcze
trochę popracować, aby odzyskać całkowity komfort gry.
Prezes zabiera mnie do specjalnego
pomieszczenia, gdzie czeka na mnie fryzjerka oraz stylistka, dzięki której
prezentuję się nienagannie przed dziennikarzami. Później wychodzimy przed prasę
i kamery, siadamy za stołem, odpowiadamy na gradobicie pytań. Robimy sobie
kilka fotek, uśmiechamy się, cieszymy i po około trzydziestu minutach kończymy
tą szopkę.
Zadowolony z siebie wracam do
domu.
- I jak było? Jak było? – wypytują
chłopcy.
- W porządku. Zabiorę was na
stadion jutro albo pojutrze. Sami się przekonacie.
- Masz nową koszulkę?
- Mam – odpowiadam i wyciągam z
torby biało-czerwony trykot. Louis od razu za niego chwyta i zakłada na siebie.
– Super!
- Mogę ją wziąć?
- Możesz.
- Ej, a ja?! Tato, powiedz mu coś!
– awanturuje się Emilio.
- Spokojnie. Niebawem będą w
sprzedaży, to kupię wam wszystkim. A co wy robiliście cały dzień?
- Graliśmy w piłkę w ogrodzie –
odpowiada najstarszy. – Obroniłem trzy karne!
- Wow! Świetnie!
- A mi nie pozwolili grać – rzecze
nadąsany Jordi. – Tato, oni ciągle mówią, że jestem za mały. A przecież urosłem
już prawie dwa centymetry!
- Dlaczego tacy jesteście? Louis,
jesteście starsi, ale musicie się bawić z Jordim.
- Ale on jest dzieciuchem! O
wszystko się czepia; że za mocno kopiemy, że za wysoko, za szybko…
- Jak pogracie z nim przez pół
godziny, to nic wam się nie stanie. Jemu się szybko znudzi.
- No dobra…
- Dzięki, tato – mówi z uśmiechem
najmłodszy. – A pani Monica – dodaje, mając na myśli naszą gospodynię – zabrała
nas dzisiaj do parku. Wiesz jaki on jest duży?! Powiedziała, że cały dzień
byśmy musieli po nim chodzić, aby wszystko obejrzeć! Pokazała nam plac zabaw i
cukiernię, gdzie są pyszne lody. Pójdziemy tam?
- Oczywiście.
- Louis, powiedz tacie kto tu był.
- Ta pani, która była kiedyś u nas
w domu. Taka wysoka blondynka.
- Scarlett?
- Chyba tak. Ale pani Monica jej
nie wpuściła, bo powiedziała, że jej nie zna.
- Naprawdę? Cholera! – mówię i
opróżniam kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Jestem zaskoczony tak nagłym
przyjazdem Scarlett. Nie tak się umawialiśmy. Zastanawiam się, czy coś się
stało. Może ma kłopoty, a może znów odezwały się do niej te typy spod ciemnej
gwiazdy. Jestem przerażony.
Wybieram numer, słyszę sygnał.
Pierwszy, drugi, piąty… Dzwonię jeszcze raz i znów nic. Martwię się o nią.
Przyjechała niezapowiedziana, nawet słówkiem nie pisnęła. Nie odbiera telefonu.
Jest sama w obcym kraju, nikogo tu nie zna, nie wie gdzie pójść. Może się
zgubiła i teraz nie wie, co zrobić. Rozładował się jej telefon, a może ją
okradli! Nie od dziś wiadomo, że Nowy Jork to niebezpieczne miasto. Matko
Święta! Mam złe przeczucie.
- Mówiła coś jeszcze? – dopytuję
synów.
- Chyba nie… Mówiła, że cię zna,
ale pani Monica była nieugięta. Nie uprzedzałeś, że spodziewasz się gości.
- Nie wiedziałem, że przyjedzie.
Nic sobie nie przypominacie? Może podała jakiś adres albo telefon… Cokolwiek.
- Hm…
- Powiedziała, że przyjdzie
wieczorem! – mówi Jordi. – Pamiętam, że tak powiedziała.
- Naprawdę?
- Tak. Powiedziała to i
uśmiechnęła się do mnie. Zostawiła walizki. Są tu. – Jordi podbiega do
niewielkiego wgłębienia w ścianie, które improwizuje szafę na płaszcze.
Wewnątrz są dwie różowe walizki pełne ubrań. – Pani Monica nie chciała się na
to zgodzić, ale powiedziałem jej, że pani Scarlett jest twoją znajomą.
- Całe szczęście. Mądry z ciebie
chłopczyk – mówię i daję mu buziaka w główkę. – Mam nadzieję, że nic jej się
nie stało. Spróbuję jeszcze raz zadzwonić.
- Tato, a pogramy w piłkę? – pyta
Louis, stając przede mną z okrągłym przedmiotem pod pachą.
- Nie teraz. Jestem zajęty.
Odwraca się na pięcie i z naburmuszoną
miną wychodzi do ogrodu.
Staram się zachowywać normalnie
przez kolejne godziny, jednak wciąż bardzo się denerwuję. Martwię się o nią, bo
jest kompletnie sama w tym wielkim mieście. Nie rozumiem, dlaczego ma wyłączony
telefon. Pewnie się rozładował lub coś w tym stylu. Zawsze tak jest. Złośliwość
rzeczy martwych.
Zaczyna padać deszcz. Z kubkiem
gorącego kakao oraz kocem narzuconym na ramiona stoję w oknie i wypatruję
Scarlett. W myślach niczym mantrę powtarzam pytanie: gdzie jesteś? gdzie jesteś, Scarlett? Robi się coraz ciemniej i
coraz zimnej. Nie podoba mi się. Jej telefon wciąż nie odpowiada, nie wiadomo
co się z nią dzieje. Rozważam zgłoszenie tego na policję, ale czekam aż dzieci
zasną, bo nie chcę wprowadzać nerwowości w ich sen.
Nagle widzę jak zza zakrętu
wyjeżdża żółta taksówka. Samochód zatrzymuje się pod moim domem i wychodzi z
niego Scarlett. Ma na sobie wysokie szpilki, krótką spódnicę i czarny żakiet.
Kamień spada mi z serca! Z ulgą wybiegam z domu i narzucam na jej ramiona koc.
Płacę taksówkarzowi i szybkim krokiem zabieram dziewczynę do środka.
- Co się z tobą działo? Wiesz jak
się martwiłem – warczę. – Nie rób tak więcej!
- Byłam tutaj, ale ta kobieta nie
chciała mnie wpuścić.
- Nie mówiłaś, że przyjeżdżasz.
- Chciałam zrobić ci
niespodziankę. Chciałam cię przywitać w kusej bieliźnie, romantycznymi
świecami, winem i truskawkami z bitą śmietaną. A ona mi wszystko popsuła, mimo
iż twój najmłodszy syn mówił jej, że mnie zna. Kogo ty zatrudniłeś, Michael?!
To jakaś prostaczka!
- Uprzedziłbym ją, jakbym
wiedział.
- Wówczas nie byłoby
niespodzianki.
Patrzę na nią i nie wierzę, że
zrobiła to tylko dlatego, aby mnie zaskoczyć. Uśmiecham się i składam namiętny
pocałunek na jej ustach.
- Naprawdę chciałaś zrobić dla
mnie taką niespodziankę?
- Yhym – mruczy, przegryzając
wargę.
- Co prawda nie mam świec ani
truskawek, ale mam wino i wygodne łóżko…
- Brzmi interesująco…
- A bielizna nie będzie ci
potrzeba – mówię i chwytając ją za pośladki podrzucam do góry. Scarlett opala
nogami mój pas. Całujemy się namiętnie i bardzo zachłannie. Nie widzieliśmy się
przez pięć tygodni, stęskniliśmy się za swoim dotykiem, zapachem…
Wolnym krokiem pokonuję schody,
aby dostać się do sypialni, w której się zamykamy na całą noc. Cieszymy się
sobą i miło spędzamy czas aż do białego rana.
Budzę się rano i jestem nieziemsko
szczęśliwy. Zastanawiam się czy wydarzenia dnia wczorajszego to prawda. Bo
niemożliwe, że trafiła mi się taka cudowna dziewczyna jak Scarlett. Jest boska,
nie tylko w nocy, ale także za dnia, kiedy obdarza wszystkich uśmiechem, kiedy
pewnym krokiem przemierza ulice kompletnie obcego miasta, kiedy rano otwiera
oczy i swoim seksownym głosem, z rozbrajającym uśmiechem, wita mnie słowami:
- Dzień dobry, panie Ballack.
- Jestem szczęściarzem –
odpowiadam, patrząc jej w oczy.
Scarlett nachyla się nade mną i
daje mi pierwszego całusa tego dnia.
- Powinniśmy się ubrać.
- Dlaczego? Przecież jest tak miło
– mówi i wplata palce w moje włosy. Znów ma na mnie ochotę, jednak nie możemy
sobie pozwolić na powtórkę z rozrywki.
- Jest ósma. Zaraz moje dzieci tu
wparują – wypalam, pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
Scarlett osuwa się na plecy i z
niedowierzaniem opuszcza nasze gorące jeszcze łoże. Idzie do łazienki, w której
się ubiera, poczym wychodzi z sypialni, mówiąc:
- Spotkamy się przy śniadaniu.
Zapewne poszła do wolnej sypialni,
która teoretycznie będzie jej. Jest za wcześnie, aby zdradzać chłopcom prawdę.
Za kilka tygodni powiem im, że Scarlett nie jest mi obojętna. Ale póki co musi
zostać ciocią, która zamieszka z nami, bo znalazła nieopodal pracę. Co akurat
rzeczywiście jest prawdą, bo gdy Scarlett myśli, Scarlett działa, i jeszcze
przed wylotem z Niemiec załatwiła sobie przez Internet staż w pobliskim biurze
reklamowym.
Już mam wychodzić z łóżka, kiedy
drzwi się uchylają i wbiegają Jordi oraz Emilio. Zanosząc się śmiechem wskakują
na mnie i całą trójką gilgoczemy się, żartujemy… Po kilku minutach odsyłam ich
do łazienek i oznajmiam, że śniadanie będzie za piętnaście minut.
Jestem zdenerwowany, bo nie wiem
jak zareagują na Scarlett. To miła dziewczyna, ale jest uprzedzona do dzieci.
Chciałbym to zmienić, bo marzę o powiększeniu rodziny. Jestem przekonany, że
byłaby świetną matką, ale jeszcze daleka droga przed nami. To nie ten etap
znajomości.
- Przestańcie bawić się jedzeniem
– mówię. Jesteśmy już w kuchni. Chłopcy siedzą przy stole, a ja dokładam na
talerz dodatkową porcję naleśników. Wypatruję Scarlett, której wciąż nie ma.
Mam nadzieję, że nie obraziła się na mnie. Nic złego nie zrobiłem, takie mamy
zwyczaje rodzinne, mam dzieci – nie zmienię tego. Nie powinienem czuć się
winny, ale z jakiegoś powodu tak właśnie jest.
Przysiadam się do stołu. Straciłem
cierpliwość, dlatego postanawiam sam z nimi porozmawiać.
- Słuchajcie chłopaki, czas na
męską pogawędkę – mówię. – Wczoraj, kiedy już spaliście, przyszła do nas
Scarlett. To ta pani, której nie wpuściła Monica. Została u nas na noc, zajęła
gościnną sypialnię. Chcę, abyście wiedzieli, że Scarlett będzie z nami mieszkać
Jest moją dobrą znajomą, jest jak przyjaciółka, dlatego zaproponowałem jej
pomoc. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać. Dom jest duży, starczy
miejsca dla wszystkich.
- Jest miła? – zapytał Jordi.
- Bardzo.
- A umie robić naleśniki?
- Chyba…
- Mam nadzieję, że tak. Sorry,
tato, ale te twoje są niejadalne – mówi i wypluwa na talerz zawartość ust.
- Co ty mówisz? – Biorę kęs
placka, którego właśnie usmażyłem, jednak zachowuję się tak samo jak Jordi. –
Nie jedźcie tego – mówię i zabieram im talerze sprzed twarzy. Zaraz potem
ustawiam miski, podaję płatki i mleko. Nie umiem nawet usmażyć naleśników…
- Dzień dobry. – Nagle do kuchni
wchodzi Scarlett w białych, długich spodniach i zwiewnej koszulce w kwiatki.
Zebrane z tyłu włosy odsłaniają jej kości policzkowe i promienny uśmiech.
- Dzień dobry – odpowiadamy
chórem. – Już im o wszystkim powiedziałem.
- Naprawdę?
- Tak – mówi Jordi i podskakuje z
miejsca. Podchodzi do Scarlett i mocno ściska ją w pasie. Jest zaskoczona i
zdezorientowana, jednak sili się na miły uśmiech. Stara się odwzajemnić gest,
jednak wychodzi jej to równie koślawo jak mnie, kiedy chciałem okazać czułość
byłej żonie. – Cieszę się, że zostaniesz z nami.
- Ja też, mały. Ja też…
26 marca 2013
Rozdział szesnasty
Ten dzień zaczął się tragicznie, a
jego tragiczność wciąż mnie nawiedza. Potworny kac po całonocnej libacji, bóle
w całym ciele, mętlik w głowie – nie ma temu końca! Rozmowa z Simone, rozwód,
dzieci… Przyszedł czas na Scarlett.
Stoję z walizkami u progu jej
drzwi i próbuję się dodzwonić. Słyszę w środku grający telewizor, szmery i
ogólne poruszenie, jednak nikt mi nie otwiera. Zaczynam się martwić, że coś jej
się stało. Może upadła pod prysznicem i jest nieprzytomna. Może przewróciła się
na mokrej podłodze w kuchni i uderzyła się głową o kant stołu… W domu zdarza
się najwięcej wypadków, dlatego chcę jak najszybciej wejść do środka i
sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Żałuję, że nie wziąłem zapasowych
kluczy, kiedy była ku temu sposobność.
Pukam i pukam, aż wreszcie staje
przede mną z anielskim uśmiechem.
- Co ty wyrabiasz? – warczę. –
Walę do drzwi, a ty nic. Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam – mówi ze skruszoną
miną i wpuszcza mnie do środka. – Byłam na balkonie i nie słyszałam.
- Palisz? – pytam, kiedy na stole
zauważam paczkę papierosów. Dochodzi do mnie szum wody spod prysznica i
zaczynam nabierać podejrzeń. Spoglądam pytająco na Scarlett, która od
niechcenia nasypuje kawy do mojego ulubionego kubka. – Kto tam jest?
- Kochanek.
- Co? – Mam wrażenie, że zaraz
dostanę szału! Najpierw Simone, a teraz ona oznajmia, że mnie zdradza?! To
jakiś żart, tak? – myślę i rozglądam się wokoło w poszukiwaniu ukrytych kamer.
- Żartowałam – mówi z uśmiechem. –
O co pan mnie posądza, panie Ballack. To Christian. I to też jego – dodaje,
sięgając po papierosy, które natychmiast odkłada na półkę.
Kamień spada mi z serca na myśl o
jej bracie. Przysięgam, że jeśli byłoby to prawdą, to skończyłbym ze swoim
marnym żywotem. Za dużo jak dla mnie…
- Co ci tu sprowadza o tak
wczesnej porze? Myślałam, że masz rehabilitację.
- Odwołałem. Nawet nie masz
pojęcia co się dzieje – mówię i siadam na kanapie. Scarlett podaje mi kubek z
kawą i zajmuje miejsce obok.
- Opowiadaj.
- Rozwodzę się.
- Co?
- To cholernie długa historia. Nie
chce mi się o tym gadać. Fakty są takie, że Simone niebawem przestanie być moją
żoną, a ja wyjeżdżam do Stanów.
- Twoje życie jest szalone –
śmieje się. – Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie!
- Wiem i przeraża mnie to. Wolę
ustatkowany tryb życia.
- Nie martw się. Jestem pewna, że
te zmiany wyjdą ci na dobre. Simone wreszcie przestanie się czepiać. Będziesz
wolny – mówi i daje mi całusa. – I cieszę się, że zdecydowałeś się na wyjazd.
Zaczniesz wszystko od nowa, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi… Ze mną – dodaje i
uśmiecha się najpiękniej jak to tylko ona potrafi.
Odwzajemniam serdeczność, ale
trudno mi myśleć pozytywnie po tym wszystkim. Niby się cieszę, bo nie ma sensu
tkwić w czymś bez przyszłości. Nasze małżeństwo już dawno przestało być typowym
związkiem. Jednak nie mogę pogodzić się z tym, że Simone ciągle przede mną
grała. Przez ostatnie tygodnie udawała miłość i bardzo mnie to boli. Nie
sądziłem, że jest do tego zdolna.
- Cześć! – Do salonu wchodzi
Christian z białym ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Uśmiecha się i podaje mi
rękę. Witamy się i wymieniamy serdeczności, ale wolałbym być teraz ze Scarlett
sam. – Jak leci?
- Jakoś marnie – odpowiadam z
zadziwiającą szczerością. Nie lubię dzielić się problemami z obcymi. Chociaż
Christian za pewno za jakiś czas stanie się moją rodziną. Myślę o jego siostrze
bardzo poważnie, dlatego zależy mi, aby nasze relacje były przynajmniej dobre.
- Widzę jakieś sercowe problemy…
Nie przejmuj się, Michael. Kobiety już takie są. Bez urazy – dodaje,
spoglądając na siostrę i puszczając jej oczko. Blondynka wystawia mu język i
wygania do łazienki, aby się nie przeziębił.
- Mamy wolną rękę – cieszy się
dziewczyna. – Kiedy wyjeżdżamy?
- Póki co jadę z dzieciakami na
trzy tygodnie do Polski. Obiecałem im Euro.
- Naprawdę? Kurczę, będę strasznie
za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też. Mam nadzieję, że
szybko zleci. Dzięki temu będę mógł zapomnieć o kłopotach. Zrelaksuję się i
wrócę do ciebie z nową energią.
- Mam nadzieję – mówi i znów mnie
całuje. – Mam coś przygotować do wyjazdu? Coś załatwić?
- Wiesz co… Reza zajmuje się
wszystkimi moimi sprawami, ale w zasadzie ty też to możesz zrobić. W końcu
wyjeżdżamy razem, prawda? – pytam z nadzieją. Mam nadzieję, że się nie
rozmyśliła i nadal chce ze mną jechać, mimo iż jeszcze nie zna drobnego
szczegółu.
Scarlett z uśmiechem kiwa głową.
- Okay, to masz – mówię i podaję
jej wizytówkę mojego agenta. – Zadzwoń do niego i niech ci poda nazwy dzielnic
mieszkalnych w Nowym Jorku. Poszperaj w Internecie, pooglądaj domy i wybierz
najlepszy. Niech będzie duży i przestronny, z ogrodem i basenem. Najlepiej w
jakieś ładnej, zielonej i przede wszystkim bezpiecznej dzielnicy.
- Chcesz mieć dom? One są już
niemodne. Nie lepiej kupić jakiś apartament w centrum? Mielibyśmy przepiękny
widok na całe miasto! Zawsze marzyłam o szklanej ścianie przez którą byłoby
wszystko widać! Mogłabym przechadzać nago po naszym mieszkanku, kochać się z
tobą w świetle księżyca i nikt by nas nie podejrzał. Michael, to fantastyczny
pomył! – mówi i klaszcze w dłonie. – Proszę, kupmy apartament!
- Nie zapędzaj się.
- Nie podoba ci się?
- Bardzo mi się podoba –
odpowiadam i całuję ją w czubek nosa. – Ale moje dzieci jadą z nami.
- Proszę?!
- Simone wyjeżdża, jej matka też.
Sama się zrzekła opieki, rozumiesz? Sądziłem, że przyjdzie mi walczyć o synów,
a tymczasem oni jadą ze mną. Super, nie? Już wszystko sobie wymyśliłem!
Będziemy razem chodzić na mecze koszykówki, spacerować po Central Parku,
urządzać sobie wycieczki i spędzać wieczory w klimatycznych restauracjach. Nikt
mnie tam nie zna, więc będę mógł robić wszystko to, na co tutaj nie mam czasu
lub sposobności. Będą mi towarzyszyć synowie oraz moja ukochana kobietka –
mówię i znów ją całuję. – Chyba lepiej się to skończyć nie mogło.
- Świetnie…
- Masz. – Wręczam jej kartę
kredytową i wszelkie upoważnienia. – Znajdź dom i kup go dla nas. Pamiętaj, że
chłopcy potrzebuję osobnych pokoi. Przydałoby się jeszcze miejsce na małą
siłownię dla mnie. A dla siebie możesz wybrać pokój na garderobę.
- Michael, naprawdę chcesz zabrać
dzieci? Mieliśmy tam rozpocząć nowy etap naszego życia. Sądziłam, że będziemy
tylko we dwójkę.
- Kochanie, ja wiem, że nie
przepadasz na dziećmi, ale moi synowi są naprawdę mądrzy i spokojni. Zobaczysz,
że szybko złapiesz z nimi wspólny język. Będzie fajnie.
- Nie jestem przekonana…
- A ja przeciwnie. Jesteś cudowna,
oni też. Zrobię wszystko, abyśmy stworzyli wspaniałą rodzinę.
Widzę, że Scarlett nie jest
zachwycona tym pomysłem. Jak można aż tak bardzo nie lubić dzieci?
Zrozumiałbym, gdyby moi synowie byli maluchami, których trzeba karmić i
zmieniać im pieluchy. Nikt nie lubi się bawić tymi „śmierdzącymi” sprawami,
zresztą nawet bym jej do tego nie zmuszał. Ale Louis, Emilio i Jordi to prawie
dorośli mężczyźni i sami potrafią się sobą zająć. Od małego razem z Simone
uczyliśmy ich kultury, odpowiedzialności, samodzielności… Poradzą sobie, kiedy
ja będę na treningach. Scarlett musiałaby tylko im pokazać co i jak i
przypilnować, aby nie robili nic głupiego. Odpowiedzialność odpowiedzialnością,
ale mimo wszystko to wciąż dzieci.
Po dwóch ciężkich dniach, które
spędziłem w towarzystwie nadąsanej Scarlett i jej brata, wreszcie jestem w
Gdańsku. Spełniam marzenie swojego syna i jest to najlepsze uczucie jakie do
tej pory miałem przyjemność poczuć. Nic nie może równać się z widokiem rosnącej
w nim ekscytacji, podniecenia, szczęścia i tremy. Przez całą podróż opowiadał
nam jaki to Iker Casillas jest wspaniały. A dziś jego marzenie się ziści i
stanie z Królewskim bramkarzem oko w oko.
Umówiliśmy się w ośrodku, w którym
mieszkają Hiszpanie. Czekamy na niego w hotelowej restauracji. Ja popijam kawę
i gawędzę z Jordim, Emilio i Louis kręcą się ze zdenerwowania i siedzą cicho
jak myszy pod miotłą. Co jakiś czas przechodzi obok nas osoba ze sztabu bądź
inni piłkarze, którzy witają się ze mną uśmiechem, a czasem podaniem ręki. Miło
z ich strony.
Kiedy dostrzegam Ikera wstaję z
miejsca i wychodzę mu naprzeciw. Jest niższy niż przypuszczałem, ale bardzo
miły, co widać już po pierwszych sekundach spotkania.
- Wielkie dzięki – mówię łamanym
hiszpańskim. – Dla mojego syna to wiele znaczy.
- Drobiazg.
Iker się przysiada, rozmawiamy,
żartujemy, a moi dwaj starsi synowie nie odwracają od niego wzroku. Po kilku
minutach się przyzwyczajają i zaczynają normalną pogawędkę. Iker jest życzliwy
i bardzo serdeczny, bez mrugnięcia okiem podpisuje wszystko, co chłopcy mu
podsuwają pod nos: notesy, zdjęcia, plakaty dla kolegów, koszulki, rękawice…
Potem robią sobie szybkie zdjęcia, bo Ikera czas zaczyna gonić, a na koniec
bramkarz wręcza moim chłopakom swoje oryginalne rękawice i koszulkę
reprezentacji Hiszpanii. Żegna się przyjaznymi uściskami i wychodzi z szerokim
uśmiechem.
Przez kolejne dni nie słyszę o niczym
innym. Zdaje się, że sam wydałem na siebie wyrok tym spotkaniem. Chyba nie
jestem już numerem jeden. Żartuję z nimi i udaję nadąsanie, jednak szybko
przekonuję się, że Casillas jest najlepszym bramkarzem, a ja jestem najlepszym
piłkarzem – wymyślą wszystko byle tylko nie zakręcić sobie kurka dającego
pieniądze. Nie mam im tego za złe, oczywiście wiem, że to tylko żarty.
Po dwóch dniach zwiedzania
nadmorskiego kurortu, wybieramy się do hotelu, w którym zameldowani są nasi
rodacy. Tam atmosfera jest już zupełnie inna. Mimo iż nie rozstawałem się z
reprezentacją Niemiec w przyjaznej atmosferze, dziś już nikt o tym nie pamięta.
Chłopaki i trener witają się ze mną miło i życzą dobrej zabawy; zarówno podczas
Euro jak i w Nowym Jorku.
Nazajutrz wsiadamy w samolot i
lecimy na Ukrainę, aby obejrzeć Niemców w akcji. Z rozrzewnieniem spoglądam na
płytę boiska, po której biegają coraz to młodsi chłopcy. Jednak trener ma
pomysł na tą drużynę – i to nie byle jaki pomysł. Grają z werwą, polotem,
kombinacyjnie, ale wciąż twardo. Na pierwszy rzut oka widać, że reprezentacja
poprawiła się pod względem technicznym. Grają o wiele lepiej niż, kiedy ja
byłem kapitanem tego teamu.
Przyglądam się młodemu Khedirze,
który zajął moje miejsce na środku pomocy. Trafił mi się godny zastępca.
Świadczą o tym jego umiejętności, pewność siebie, no i transfer do jednego z
najlepszych klubów. Jasne, że wolałbym być na jego miejscu, ale dociera już do
mnie fakt, że jestem za stary. Nie pasuję już do tego zespołu, chociaż jak
spoglądam na Klose to kłuje mnie w sercu.
Później mogą uwagę przyciąga młody
Thomas Muller, który dumnie nosi na plecach moją szczęśliwą trzynastkę. Zawsze
uważałem, że to dobra liczba. Nie była pechowa – wręcz przeciwnie. Wszystko co
dobre w życiu zawsze przynosiła mi trzynastka. Ten numer do końca życia będzie
wyryty w moim sercu.
Na końcu spoglądam na Philippa
Lahma, z którym swego czasu darłem koty o opaskę kapitańską. Sądziłem, że wrócę
do reprezentacji, jednak tak się nie stało. Może to i dobrze. Philipp zawsze był
dobrym chłopakiem, ma charyzmę i doświadczenie, więc nie dziwię się, że
sprawuje tą funkcję.
Przyznam, że wspaniale spędzam
czas w towarzystwie synów. Niestety zabrakło mojego najlepszego przyjaciela,
któremu w ostatniej chwili wypadły jakieś problemy w firmie, ale i tak jest
genialnie. Jeździmy i zwiedzamy wszystko, co się da. Zarówno Ukraina jak i
Polska nie mają przed nami tajemnic. Można powiedzieć, że jesteśmy wszędzie.
Czasami udaje nam się dostać na
inne mecze wielkich drużyn – Hiszpanów, Francuzów, Włochów. Chłopcy są
zachwyceni, ja także, bo takiej dawki światowego footballu dawno nie mieliśmy. Każdy
dzień kończy się dla nas potwornym bólem nóg, ogólnym zmęczeniem, głodem i
pragnieniem. Kładziemy się na łóżka i do późnej nocy przeżywamy wszystko na
nowo. Padamy jak muchy około północy i jeden na drugim śpimy do białego rana.
Niestety reprezentacji Niemiec nie
powiodło się tak dobrze, jak wszyscy liczyli. Półfinał do dobry wynik, ale
wymagano od nich zwycięstwa. Jest nam przykro, ale nie martwimy się długo.
Cieszymy się, że pójdziemy na finał, w którym zobaczymy Hiszpanów i Włochów.
Robimy zakłady; ja stawiam na Włochów, chłopcy na tych drugich. Obiecuję, że
jak wygrają to zabiorę ich do Disneylandu; oni przyrzekają, że przez najbliższy
tydzień będą robić mi śniadania.
Przegrywam, ale nie ma to
najmniejszego znaczenia. Spotkanie z Myszką Miki, Kaczorem Donaldem i Królewną
Śnieżką będzie dla mnie mega frajdą. Znów poczuję się jak dziecko. Oczami
wyobraźni już wyobrażam sobie ten dzień i przyznam się, że nie mogę się
doczekać. Chłopcy podobnie. Myślę, że będzie to idealny moment, aby Scarlett
zaprzyjaźniła się z moimi synami. Takie wyjście na pewno nas wszystkich do
siebie zbliży i pozwoli poznać się lepiej.
Będzie cudowanie!
__________
Nie lubię tego rozdziału, mimo iż jest o Euro, które dobrze wspominam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)