6 grudnia 2012

Rozdział piąty


Po bardzo burzliwym i emocjonującym pobycie w szpitalu wreszcie wracam do domu. Nie wspominam miło swojej sali szpitalnej; jej zimnych ścian, brudnych okien, niewygodnego łóżka. Ciągle pamiętam przeszywający ból, który towarzyszył każdemu mojemu ruchowi. Dziś jest już znaczenie lepiej. Noga powoli się goi, ale wciąż daleka droga przede mną. Mimo wszystko wolę spędzać czas rekonwalescencji w domu, we własnym łóżku, w przytulnej sypialni z synami pod bokiem, niż w obskurnym szpitalu, wśród obcych ludzi.
Aczkolwiek można się zastanowić, gdzie byłoby mi lepiej. Szpital sam w sobie nie jest zły, można pogadać z pielęgniarkami, lekarzami bądź z pacjentami z którymi współdzieli się pokój. Miło się rozmawia na tematy niezobowiązujące, totalnie abstrahujące od szarego, codziennego życia. Nikt nie pyta o mecze, treningi. Nawet nie można się kłócić z żoną, bo nie wypada tego robić na oczach obcych ludzi.
Tutaj, w domu, nikt o tobie nie pamięta. Dzieciaki do południa są w szkole, później zajmują się własnymi sprawami; odrabiają lekcje, oglądają telewizję, bawią się z kolegami. Żona wyjeżdża, ma w nosie to jak sobie poradzisz podczas jej nieobecności. Jak znam życie nawet nie zadzwoni! A jak już, to pogada chwilę z matką, może z dziećmi. Zapyta ich o moje samopoczucie, a kiedy usłyszy odpowiedzieć, że wszystko jest w porządku, nie będzie wracać do tematu. No i oczywiście mój ulubiony punkt programu, czyli Renate – teściowa.
- Wszystko spakowałaś? – pyta córkę. Rozgląda się wokoło, zastanawiając się, co jeszcze może się przydać do szczęścia mojej żonce i jej gachowi.
- Tak mi się wydaje. Jak mi czegoś braknie, to kupię.
- Chłopcy, chodźcie się pożegnać z mamą! – Renate krzyczy w stronę ogrodu, w którym biegają dzieci. Zjawiają się w mgnieniu oka i rzucają się na szyję Simone. Ta z uśmiechem i ogromną czułością obejmuje ich, całuje i obiecuje mnóstwo prezentów.
- Będę za wami bardzo tęsknić – mówi i całuje Jordiego w czółko.
- My za tobą też, mamusiu.
- Bądźcie grzeczni. Słuchajcie się babci i pomagajcie tacie, dobrze? Mogę na was liczyć?
- Jasne, mamo. Nie takie rzeczy się robiło – mówi Louis z zadziornym uśmiechem. Simone czochra go po grzywie i z uśmiechem grozi palcem.
- No to czas na mnie. – Simone zarzuca na ramię torebkę. Od niechcenia podchodzi do kanapy, na której siedzę i daje mi niedbałego całusa w policzek. – Uważajcie na siebie – mówi. – Jakby się coś działo, to dzwoń. Przylecę pierwszym samolotem.
- Nie będzie takiej potrzeby – odpowiadam z nadzieją, że moje słowa okażą się prorocze. Nie chcę, aby pomyślała sobie, że jestem totalnym nieudacznikiem i nie potrafię zająć się własnymi dziećmi. Bo to nieprawda! Jestem świetnym ojcem, a moi synowi tylko to potwierdzą. – To ty na siebie uważaj. Załatw wszystko i szybko do nas wracaj.
- Postaram się. Zadzwonię, kiedy dolecę.
Z zewnątrz dochodzi do nas klakson samochodu.
- To Gustav – oznajmia Simone i łapie za walizki. – Dbajcie o tatę. Kocham was. Pa! – rzuca i znika za drzwiami. Chłopcy wybiegają na podwórko i oddają się zabawom, które przerwała im mama. Wymieniam z Renate porozumiewawcze spojrzenia, poczym każde z nas powraca do swoich poprzednich czynności; oglądania telewizji i sprzątania kuchni.
Ja to się mawia – jestem słomianym wdowcem.
Jest gorzej niż można było przypuszczać. Jedynym pocieszeniem są moi synowie, którzy starają się umilić mi życie. Przynoszą posiłki, oglądamy razem telewizję, Jordi czyta mi bajki. Cieszę się, że mam tak wspaniałe dzieciaki. One jedne chyba mi się udały. A reszta? Do czasu też była fajna, w końcu sport i piłka nożna były sensem mojego życia przez bardzo długi czas. Jednak czegoś mi brakuje. A tym czymś jest miłość.
Po tygodniu stwierdzam, że dom bez Simone jest pusty. Do tej pory było słychać jej rozmowy z matką, rozmowy telefoniczne, śpiew podczas kąpieli lub gotowania. Uwielbiałem słuchać jej śmiechu i żartów z chłopcami. Teraz nic z tych rzeczy nie ma miejsca. Renate się do mnie nie odzywa, synowie bawią się w swoim gronie – najczęściej w ogrodzie lub poza domem. Ja nie ruszam się z sypialni, bo bardzo ciężko pokonuje mi się schody nie mogąc zginać nogi. Wolę nie ryzykować kolejnymi wypadkami. Nikomu to na dobre nie wyjdzie.
Leżę i marnuję kolejny dzień, kiedy słyszę dzwonek do drzwi.
Z dołu dociera do mnie znany głos, jednak w tej chwili nie mogę powiedzieć do kogo należy. Renate rozmawia z przybyłą kobietą, wymieniają się grzecznościami, poczym słyszę kroki na schodach. Gość puka delikatnie w drzwi, które i tak są już uchylone, i po usłyszeniu mojego cichego „proszę” wchodzi do środka.
Staje przede mną przysadzista blondynka, którą natychmiast rozpoznaję. Miałem z nią kilka razy do czynienia podczas zebrań w szkole i tym podobnych sprawach związanych z wychowaniem mojego najmłodszego syna.
- Dzień dobry, panie Michealu – mówi z miłym uśmiechem. – Można na chwilkę?
- Proszę.
- Jak się pan czuje? Jordi bardzo wiele o panu opowiada.
- W porządku. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Przepraszam, że mój syn tak państwa nachodzi. Jego dwaj starsi bracia nie lubią się z nim bawić, a Thomas jest jego najlepszym przyjacielem. Proszę o wyrozumiałość, dopóki nie wróci moja żona.
- Nic nie szkodzi. Wszyscy bardzo lubimy Jordiego. Mówił, że jest pan sam, bo pańska żona wyjechała do Francji. Przyniosłam ciasto jabłkowe. Pana teściowa je przyjęła.
- Naprawdę? To bardzo miło z pani strony. Nie omieszkam spróbować. Może się pani czegoś napije? Proszę się rozgościć.
- Nie, bardzo dziękuję. Nie chcę panu przeszkadzać. Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli będzie pan czegoś potrzebować, to proszę śmiało dzwonić. O Jordiego proszę się nie martwić. Jest u nas pod dobrą i stałą opieką.
Posyłam jej najprzyjemniejszy uśmiech na jaki mnie stać. Cieszę się, że pani Kraft okazuje mi tyle wyrozumiałości. Przynajmniej nie muszę się martwić o syna. To bardzo ułatwia mi rekonwalescencję.
- Przyjdę za parę dni, aby sprawdzić jak się pan miewa. Sąsiadom w potrzebie trzeba pomagać, prawda?
- Bardzo dziękuję, pani Kraft.
- Po prostu Terasa – mówi z uśmiechem. Po chwili żegna się ze mną machnięciem ręki i wychodzi. Z dołu dochodzi do mnie jeszcze jak rozmawia z Renate, poczym dom znów zamiera okropną ciszą.
Siedzę w ciszy, nasłuchując odgłosów, ale zupełnie nic się nie dzieje. Dzieciaki bawią się w ogrodzie. Nawet nie mogę na nich popatrzeć, bo okna mojej sypialni wychodzą na podjazd, a nie ogród. Renate zapewnie siedzi w wiklinowym koszu na tarasie i przygląda się chłopcom, z książką i szklanką lemoniady pod ręką. Też chciałbym tam z nimi być. Brakuje mi naszych wspólnych zabaw i wygłupów. Zawsze popołudniu grywaliśmy w piłkę. Louis stał na bramce, bo lubi tą pozycję. Nawet w swojej szkolnej drużynie stoi między słupkami. Emilio to prawdziwy napastnik. Ja i Jordi byliśmy z pola i zazwyczaj mniej graliśmy, a więcej wyrządzaliśmy psikusów, aby zdekoncentrować i rozbawić przeciwnika. Ehh…
Sięgam po magazyn leżący na stoliku i z przykrością stwierdzam, że to kobiece czasopismo. Mimo wszystko decyduję się zajrzeć do środka i poczytać, bo potwornie mi się nudzi. Pośród mnóstwa stron poświęconych modzie, kosmetykom, fryzurom i najnowszym trendom, odnajdują kroki towarzyskie, a w nich moją Simone; uśmiechniętą, z kieliszkiem szampana w dłoni, no i oczywiści w towarzystwie Gustava.
Gdyby nie podpis, w którym napisane jest, że to moja żona, to w życiu bym tego nie przyznał. Widzę rękę tego palanta na biodrze mojej Simone i scyzoryk mi się otwiera w kieszeni. Ja rozumiem, że są ze sobą blisko, rozumiem, że czują wielką potrzebę, aby się dotykać, pieścić, ale jak tak można na oczach ludzi? Czy współpracownicy się tak zachowują? No nie wydaje mi się!
Z trzaskiem zamykam gazetę i ciskam nią w kąt. Moją złość dodatkowo potęguje myśl, że Simone i Gustav są teraz razem w Paryżu! Miasto miłości, wieża Eiffla, romantyczne kamieniczki, uliczni grajkowie. Ehh… Że też akurat teraz musiałem się połamać. Wiadomo, że nie poleciałbym z nią, bo nie mogę sobie na to pozwolić. Przecież mam zobowiązania wobec klubu. Ale w pełni zdrowia czas by leciał szybciej. Jeździłbym na treningi, mecze, bawił się z chłopakami, a wieczory spędzałbym w towarzystwie mojego najlepszego przyjaciela.
Słyszę pukanie do drzwi i rysy mojej twarzy natychmiast łagodnieją. Cieszę się z towarzystwa, bo dawno nikogo u mnie nie było. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w drzwiach pojawia się Renate, a nie któryś z moich synów. Przyglądam się jej uważnie, jednak nie zauważam niczego podejrzanego.
- Przyniosłam ci kawałek szarlotki od pani Kraft – informuje, podając mi talerz.
- Dzięki.
Zapada niezręczna cisza. Czekam aż moja teściowa sobie pójdzie, ale ona tymczasem siada na moim łóżku, w najdalszym jego miejscu. Czyżby się mnie bała? Przecież jestem totalną kaleką, nawet jakbym chciał to nie jestem w stanie jej nic zrobić. Zresztą! W życiu nie wyrządziłbym krzywdy kobiecie!
- Jak się czujesz? – pyta po chwili, siląc się na miły ton.
- Jak się nie ruszam to jest dobrze, bo nic nie czuję. Gorzej kiedy muszę skorzystać z łazienki lub zejść na dół.
- No tak… Michael, bo jest taka sprawa. Zadzwonił do mnie dzisiaj Georg.
Zachodzę w głowię o co tym razem może mu chodzić. Georg to najstarszy brat Simone, zakała rodziny, nieudacznik i alkoholik. Kiedy w naszym domu pada jego imię, zawsze chodzi o pieniądze. Nie jestem zwolennikiem pożyczania mu ich, bo po pierwsze nigdy nie oddaje (w zasadzie nie przeszkadza mi to, bo rozumiem ludzi w potrzebie, poza tym mi kasy nie brakuje, więc nie będę ścigać gościa za kilkadziesiąt Euro), a po drugie zamiast wydać je na bieżące potrzeby, to kupuje kolejną flaszkę wódki.
- Jego żona zachorowała na płuca i musi iść do szpitala na kilka dni. Nie ma się kto zająć dziećmi i jestem im tam koniecznie potrzebna.
- Tutaj też jesteś potrzebna.
- Wiem, ale dzieci zostaną z tobą. Chłopcy są już duzi i rozumni. A tam są zaledwie trzyletnie bliźniaki. Nie mogę zostawić ich na pastwę Georga. Wiesz jaki on jest.
- A nie może mama po prostu ich tu przywieść? Jakoś przeżyjemy te kilka dni z maluchami pod dachem.
- Naprawdę?
- Skoro nie mamy innego wyjścia… Nie dam sobie rady sam z dzieciakami przez tydzień. Nawet zejść na dół nie mogę bez mamy pomocy.
- To cudownie! – mówi i klaszcze w dłonie. – Postaram się załatwić to jak najszybciej się ta. Podróż zajmie mi dwa dni góra.
- Niech mama weźmie mój samochód. Będzie szybciej i wygodniej.
- Bardzo dziękuję, Michael.
- Proszę wziąć też Jordieg ze sobą. Weekend poza domem dobrze mu zrobi, bo strasznie się tu nudzi, kiedy jestem „niesprawny”. Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego Emilio i Louis nie chcą się z nim bawić.
- Zajmę się tym po powrocie. Nie będę ci przeszkadzać. Wyjadę jutro wczesnym rankiem. Przygotuję dla was śniadanie i zostawię na stole, a obiad wystarczy podgrzać w piekarniku. Poproszę też panią Kraft, aby do was zajrzała. Będę spokojniejsza.
- Jak mama chce.
- Dobrze. To dobranoc, Michael.
- Dobranoc.
Nazajutrz jest tak jak mówiła Renate. Smakowite kanapki leżą na stole, w termicznym dzbanku jest herbata, a w ekspresie parzy się moja ulubiona espresso. Siadamy z chłopcami do stołu i zastanawiamy się, co będziemy robić przez cały weekend.
- Może wypożyczymy jakieś filmy i pooglądamy? Kupimy popcorn, colę i zrobimy sobie prawdziwie męski, niezdrowy dzień. A wieczorem obejrzymy mecz Bayernu z Borussią. Co wy na to? – proponuję.
- Tato, umówiłem się z kolegą, że obejrzymy mecz u niego – mówi Louis. Jest lekko poirytowany, zupełnie jakby jego wyjście było oczywistością. Nie przypominam sobie, aby mnie o tym informował. – Zawsze w soboty mama zawozi mnie do kolegi, nie pamiętasz?
- Ale mamy nie ma. Ja też nie jestem w stanie cię zawieść.
- Wiem, dlatego poprosiłem tatę kumpla, aby po mnie przyjechał. W zasadzie to będzie tutaj za kilka minut, bo zaprosili mnie do Luna Parku i kina. Kacper, mój przyjaciel, ma dzisiaj urodziny i rodzice urządzają dla niego taki rozrywkowy dzień.
- A mogę iść z wami? – pyta Emilio.
- Nie. To mój kolega i to ja spędzę z nim ten dzień. Ty siedź w domu i opiekuj się tatą.
- Louis, ja nie mogę się na to zgodzić. Nie możesz tak po prostu oznajmiać mi, że wychodzisz. Masz dopiero dwanaście lat.
- Tato, ale mama o wszystkim wiedziała i zgodziła się!
- Nic mi nie powiedziała…
Ulegam. Nie będę zmuszać syna do siedzenia w domu ze schorowanym ojcem. Skoro woli towarzystwo przyjaciela i jego rodziców, to cóż mi pozostało zrobić… Wiem, że dzieci to jedyna rzecz, która mi się w życiu udała, dlatego chcę, aby były szczęśliwe. Skoro wyjście do Luna Parku i kina da mu szczęście to droga wolna.
Zostaję sam z moim „średnim” synem, Emilio, i razem zalegamy przed telewizorem i oglądamy filmy. Miło spędza mi się z nim czas, mimo iż to typowy maminsynek. Simone jest jego wzorem i to jej zazwyczaj słucha. Jednak dzisiejszy dzień jest całkiem miły. Rozmawiamy i dowiadujemy się do sobie całkiem nowych rzeczy.
Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Patrzę na zegarek i myślę, że jedyną osobą, która mogłaby odwiedzić mnie o tej porze jest mój przyjaciel, Phlipp. Proszę syna, aby otworzył. Emilio uchyla drzwi, zza których wygląda młoda, wysoka blondynka z wydatnymi ustami i niebieskimi oczyma.
- Dzień dobry – mówi i wchodzi do środka, całkowicie ignorując mojego syna. – Pamięta mnie pan? Jestem Scarlett, siostra Teresy Kraft. Poznaliśmy się na imprezie urodzinowej mojego siostrzeńca.
- Tak, pamiętam. Trudno zapomnieć tak piękną kobietę – mówię, choć w zasadzie nie wiem, dlaczego użyłem takich słów. To chyba przez jej duży biust i długie nogi, które nadmiernie eksponuje poprzez króciutkie sukienki.
- Przychodzę w imieniu siostry, której niestety wypadły poważne sprawy związane z synem.
- Z Thomasem wszystko w porządku?
- Tak – mówi i macha ręką. Zajmuje miejsce obok mnie. Wydaje mi się nawet, że siedzi stanowczo za blisko. Wzrokiem poszukuję Emilio, ale zdaje się, że chłopak poszedł do swojego pokoju. Nie chcę, aby zobaczył mnie w tej niezręcznej sytuacji. – Przeskrobał coś w szkole i Teresa musiała pojechać do dyrektora. Przysyła mnie do pana z tym. – Blondynka wyjmuje z torebki duży, czerwony termos. – To zupa jarzynowa. 
- Bardzo dziękuję. Uwielbiam zupę jarzynową.
Czuję się dość dziwnie, bo mimo iż rozmawiamy o zupie, to wyczuwam w powietrzu jakieś pozytywne fluidy. Scarlett jest bardzo atrakcyjną kobietą, która ewidentnie ma na mnie chrapkę. Jej zadziorny uśmieszek, błysk w oku, delikatne, emanujące seksapilem ruchy i to niby nic nie znaczące muskanie mojego ramienia…
- Słyszałam, że miał pan wypadek. Bardzo mi przykro. Wyobrażam sobie jak musi się pan teraz czuć; taki samotny, bez żony… Może mogłabym coś dla pana zrobić? Jestem za zawałowanie.
- To bardzo miłe z pani strony, ale… – Przełykam głośno ślinę, mając nadzieję, że blondynka nie zauważy kropli potu, która właśnie pojawiła się na mojej skroni. Trudno mi skupić wzrok na czymkolwiek innym niż jej biust. Nie mogę znaleźć odpowiednich słów, aby jej odmówić, dlatego odpowiadam szybko. – Radzę sobie.
- W takim razie nie będę panu przeszkadzać. Wpadnę jutro – mówi i żegna się ze mną bardzo delikatnym i sensualnym pocałunkiem w policzek. Wychodzi, zmysłowo kręcąc pośladkami, a kiedy zamyka za sobą drzwi posyła mi ostatnie, przeszywające spojrzenie.
- Zrobiło się gorąco…

__________
I co myślicie? Mi się podoba :)
Trochę martwi mnie fakt, że tak mało osób tutaj zagląda, bo moim skromnym zdaniem jest to jedno z lepszych opowiadań mojego autorstwa. Cóż... może przyczyną jest główny bohater? Michael nie jest już popularny. 

Nowy - drugi - rozdział dostępny jest także na blogu Irina Ross.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział;p;p;p Hmmm Michaela jest mi bardzo zal,a ta jego żone bym ukatrupiła;d;d; Dwaj szybko nn;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Może Ballack nie jest już popularny, ale ja go doskonale pamiętam i uwielbiam to opowiadanie, jest zupełnie inne :)
    Szkoda mi Michaela, który musi sobie radzić z tym wszystkim sam. Teściowa go nie lubi, żona wyjechała, a dzieci są jeszcze za małe, by zająć się domem. Niepokoi mnie postać blondynki, która ewidentnie ma chrapkę na Niemca.
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się to opowiadanie bardzo podoba i będę je czytać. Ono nie jest typowym opowiadaniem o miłości. Jest zupełnie inne. Zresztą ja od dawna jestem Twoją wierną czytelniczką i tak już zostanie :)
    Mam wrażenie, że bardziej zdrowiem Niemca przejmują się jego sąsiadki niż własna żona, teściowa czy synowie. Jakoś nie widzę Simone, która piecze ciasto, a potem pyta się męża czy wszystko u niego w porządku. Jakby Simone była troskliwa i opiekuńcza względem męża, to by odwołała ten zakichany wyjazd do Paryża i została przy chorym mężu. Ale jak ktoś się woli wozić, to tak jest.
    I przyszła druga panna Kraft, która pewnie o wiele bardziej umili czas naszemu poszkodowanemu. B Michale na pewno woli towarzystwo pięknej szczupłej blondynki, niż przysadzistej kobiety :D
    To ja czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze,że jemu chociaż dzieci się udalły,a namilość przyjdzie jeszcze czas.Rozdział bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Scarlett zdecydowanie kusi oraz uwodzi Michaela, nie dziwota, jest on przystojnym mężczyzną. Jednakże nie lubię takich kobiet, które na siłę chcą się wcisnąć komuś do łóżka, zwłaszcza, gdy ta osoba jest zajęta. Z drugiej strony Simone nie jest lepsza i myślę, że piłkarz mógłby się odprężyć w towarzystwie blondynki... :) Poza tym jest przepiękną, atrakcyjną kobietą. Kto wie, może wspomoże rekonwalescencję Ballacka. Zaskoczyły mnie negatywnie dzieci (no ale to dzieci, więc im wybaczam), zwłaszcza najstarszy syn, który wybrał kolegę. Natomiast teściowa chyba zmienia się na lepsze, albo to pozory. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;* [gryfonka-na-tropie]

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę, a jednak życie Michaela nie musi być wcale takie dojmująco przykre. Wystarczy jeden powód, z blond włosami i dwoma poważnymi argumentami z przodu, haha. :-DD Cieszę się, bo mimo wszystko Ballack jest w tym opowiadaniu strasznie nieszczęśliwy i jak Boga kocham, przyda mu się odrobina szaleństwa w jego naprawdę samotnym i przygnębiającym życiu. No i będzie miał szansę zagrać na nosie Simeone i się na niej odegrać. xD
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Co miało znaczyć to ostatnie zdanie? Kto je wypowiedział? Scarlett czy Michael? Stawiam na Scarlett. Czy ona zamierza uwieść żonatego mężczyznę? Jeśli tak, to mam nadzieję, że jej się uda. Haha, jak już kiedyś wspomniałam, skoro Simone zdradza męża, to on powinien odwdzięczyć się jej tym samym. I dlaczego mam dziwne wrażenie, że Scarlett nie opuści domu Miochaela, tylko wróci i... i coś się stanie. Haha, oby tylko Emilio ich nie nakrył. Zawiódłby się na ojcu. Ale zaraz, nieeee! Michael nie może, nie jest w pełni sprawny, on nie podoła. O jej... jak przykro. Nie będzie momentów xd Dobra, już nic nie piszę. Kończę ten komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie podoba mi się stosunek Scarlett do dzieci Michaela, dlatego nie wydaje mi się, aby była ona odpowiednią kandydatką na ponowne ułożenie sobie przez niego życia...

    OdpowiedzUsuń