Po bardzo burzliwym i
emocjonującym pobycie w szpitalu wreszcie wracam do domu. Nie wspominam miło
swojej sali szpitalnej; jej zimnych ścian, brudnych okien, niewygodnego łóżka.
Ciągle pamiętam przeszywający ból, który towarzyszył każdemu mojemu ruchowi.
Dziś jest już znaczenie lepiej. Noga powoli się goi, ale wciąż daleka droga
przede mną. Mimo wszystko wolę spędzać czas rekonwalescencji w domu, we własnym
łóżku, w przytulnej sypialni z synami pod bokiem, niż w obskurnym szpitalu,
wśród obcych ludzi.
Aczkolwiek można się zastanowić,
gdzie byłoby mi lepiej. Szpital sam w sobie nie jest zły, można pogadać z
pielęgniarkami, lekarzami bądź z pacjentami z którymi współdzieli się pokój.
Miło się rozmawia na tematy niezobowiązujące, totalnie abstrahujące od szarego,
codziennego życia. Nikt nie pyta o mecze, treningi. Nawet nie można się kłócić
z żoną, bo nie wypada tego robić na oczach obcych ludzi.
Tutaj, w domu, nikt o tobie nie
pamięta. Dzieciaki do południa są w szkole, później zajmują się własnymi
sprawami; odrabiają lekcje, oglądają telewizję, bawią się z kolegami. Żona
wyjeżdża, ma w nosie to jak sobie poradzisz podczas jej nieobecności. Jak znam
życie nawet nie zadzwoni! A jak już, to pogada chwilę z matką, może z dziećmi.
Zapyta ich o moje samopoczucie, a kiedy usłyszy odpowiedzieć, że wszystko jest
w porządku, nie będzie wracać do tematu. No i oczywiście mój ulubiony punkt
programu, czyli Renate – teściowa.
- Wszystko spakowałaś? – pyta
córkę. Rozgląda się wokoło, zastanawiając się, co jeszcze może się przydać do
szczęścia mojej żonce i jej gachowi.
- Tak mi się wydaje. Jak mi czegoś
braknie, to kupię.
- Chłopcy, chodźcie się pożegnać z
mamą! – Renate krzyczy w stronę ogrodu, w którym biegają dzieci. Zjawiają się w
mgnieniu oka i rzucają się na szyję Simone. Ta z uśmiechem i ogromną czułością
obejmuje ich, całuje i obiecuje mnóstwo prezentów.
- Będę za wami bardzo tęsknić –
mówi i całuje Jordiego w czółko.
- My za tobą też, mamusiu.
- Bądźcie grzeczni. Słuchajcie się
babci i pomagajcie tacie, dobrze? Mogę na was liczyć?
- Jasne, mamo. Nie takie rzeczy
się robiło – mówi Louis z zadziornym uśmiechem. Simone czochra go po grzywie i
z uśmiechem grozi palcem.
- No to czas na mnie. – Simone
zarzuca na ramię torebkę. Od niechcenia podchodzi do kanapy, na której siedzę i
daje mi niedbałego całusa w policzek. – Uważajcie na siebie – mówi. – Jakby się
coś działo, to dzwoń. Przylecę pierwszym samolotem.
- Nie będzie takiej potrzeby –
odpowiadam z nadzieją, że moje słowa okażą się prorocze. Nie chcę, aby
pomyślała sobie, że jestem totalnym nieudacznikiem i nie potrafię zająć się
własnymi dziećmi. Bo to nieprawda! Jestem świetnym ojcem, a moi synowi tylko to
potwierdzą. – To ty na siebie uważaj. Załatw wszystko i szybko do nas wracaj.
- Postaram się. Zadzwonię, kiedy
dolecę.
Z zewnątrz dochodzi do nas klakson
samochodu.
- To Gustav – oznajmia Simone i
łapie za walizki. – Dbajcie o tatę. Kocham was. Pa! – rzuca i znika za
drzwiami. Chłopcy wybiegają na podwórko i oddają się zabawom, które przerwała
im mama. Wymieniam z Renate porozumiewawcze spojrzenia, poczym każde z nas
powraca do swoich poprzednich czynności; oglądania telewizji i sprzątania
kuchni.
Ja to się mawia – jestem słomianym
wdowcem.
Jest gorzej niż można było
przypuszczać. Jedynym pocieszeniem są moi synowie, którzy starają się umilić mi
życie. Przynoszą posiłki, oglądamy razem telewizję, Jordi czyta mi bajki.
Cieszę się, że mam tak wspaniałe dzieciaki. One jedne chyba mi się udały. A
reszta? Do czasu też była fajna, w końcu sport i piłka nożna były sensem mojego
życia przez bardzo długi czas. Jednak czegoś mi brakuje. A tym czymś jest
miłość.
Po tygodniu stwierdzam, że dom bez
Simone jest pusty. Do tej pory było słychać jej rozmowy z matką, rozmowy
telefoniczne, śpiew podczas kąpieli lub gotowania. Uwielbiałem słuchać jej
śmiechu i żartów z chłopcami. Teraz nic z tych rzeczy nie ma miejsca. Renate
się do mnie nie odzywa, synowie bawią się w swoim gronie – najczęściej w
ogrodzie lub poza domem. Ja nie ruszam się z sypialni, bo bardzo ciężko
pokonuje mi się schody nie mogąc zginać nogi. Wolę nie ryzykować kolejnymi
wypadkami. Nikomu to na dobre nie wyjdzie.
Leżę i marnuję kolejny dzień,
kiedy słyszę dzwonek do drzwi.
Z dołu dociera do mnie znany głos,
jednak w tej chwili nie mogę powiedzieć do kogo należy. Renate rozmawia z
przybyłą kobietą, wymieniają się grzecznościami, poczym słyszę kroki na
schodach. Gość puka delikatnie w drzwi, które i tak są już uchylone, i po
usłyszeniu mojego cichego „proszę” wchodzi do środka.
Staje przede mną przysadzista
blondynka, którą natychmiast rozpoznaję. Miałem z nią kilka razy do czynienia
podczas zebrań w szkole i tym podobnych sprawach związanych z wychowaniem
mojego najmłodszego syna.
- Dzień dobry, panie Michealu –
mówi z miłym uśmiechem. – Można na chwilkę?
- Proszę.
- Jak się pan czuje? Jordi bardzo
wiele o panu opowiada.
- W porządku. Z dnia na dzień jest
coraz lepiej. Przepraszam, że mój syn tak państwa nachodzi. Jego dwaj starsi
bracia nie lubią się z nim bawić, a Thomas jest jego najlepszym przyjacielem.
Proszę o wyrozumiałość, dopóki nie wróci moja żona.
- Nic nie szkodzi. Wszyscy bardzo
lubimy Jordiego. Mówił, że jest pan sam, bo pańska żona wyjechała do Francji.
Przyniosłam ciasto jabłkowe. Pana teściowa je przyjęła.
- Naprawdę? To bardzo miło z pani
strony. Nie omieszkam spróbować. Może się pani czegoś napije? Proszę się
rozgościć.
- Nie, bardzo dziękuję. Nie chcę
panu przeszkadzać. Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli będzie pan czegoś
potrzebować, to proszę śmiało dzwonić. O Jordiego proszę się nie martwić. Jest
u nas pod dobrą i stałą opieką.
Posyłam jej najprzyjemniejszy
uśmiech na jaki mnie stać. Cieszę się, że pani Kraft okazuje mi tyle
wyrozumiałości. Przynajmniej nie muszę się martwić o syna. To bardzo ułatwia mi
rekonwalescencję.
- Przyjdę za parę dni, aby
sprawdzić jak się pan miewa. Sąsiadom w potrzebie trzeba pomagać, prawda?
- Bardzo dziękuję, pani Kraft.
- Po prostu Terasa – mówi z
uśmiechem. Po chwili żegna się ze mną machnięciem ręki i wychodzi. Z dołu
dochodzi do mnie jeszcze jak rozmawia z Renate, poczym dom znów zamiera okropną
ciszą.
Siedzę w ciszy, nasłuchując
odgłosów, ale zupełnie nic się nie dzieje. Dzieciaki bawią się w ogrodzie.
Nawet nie mogę na nich popatrzeć, bo okna mojej sypialni wychodzą na podjazd, a
nie ogród. Renate zapewnie siedzi w wiklinowym koszu na tarasie i przygląda się
chłopcom, z książką i szklanką lemoniady pod ręką. Też chciałbym tam z nimi
być. Brakuje mi naszych wspólnych zabaw i wygłupów. Zawsze popołudniu
grywaliśmy w piłkę. Louis stał na bramce, bo lubi tą pozycję. Nawet w swojej
szkolnej drużynie stoi między słupkami. Emilio to prawdziwy napastnik. Ja i
Jordi byliśmy z pola i zazwyczaj mniej graliśmy, a więcej wyrządzaliśmy
psikusów, aby zdekoncentrować i rozbawić przeciwnika. Ehh…
Sięgam po magazyn leżący na
stoliku i z przykrością stwierdzam, że to kobiece czasopismo. Mimo wszystko
decyduję się zajrzeć do środka i poczytać, bo potwornie mi się nudzi. Pośród
mnóstwa stron poświęconych modzie, kosmetykom, fryzurom i najnowszym trendom,
odnajdują kroki towarzyskie, a w nich moją Simone; uśmiechniętą, z kieliszkiem
szampana w dłoni, no i oczywiści w towarzystwie Gustava.
Gdyby nie podpis, w którym
napisane jest, że to moja żona, to w życiu bym tego nie przyznał. Widzę rękę
tego palanta na biodrze mojej Simone i scyzoryk mi się otwiera w kieszeni. Ja
rozumiem, że są ze sobą blisko, rozumiem, że czują wielką potrzebę, aby się
dotykać, pieścić, ale jak tak można na oczach ludzi? Czy współpracownicy się
tak zachowują? No nie wydaje mi się!
Z trzaskiem zamykam gazetę i
ciskam nią w kąt. Moją złość dodatkowo potęguje myśl, że Simone i Gustav są
teraz razem w Paryżu! Miasto miłości, wieża Eiffla, romantyczne kamieniczki,
uliczni grajkowie. Ehh… Że też akurat teraz musiałem się połamać. Wiadomo, że
nie poleciałbym z nią, bo nie mogę sobie na to pozwolić. Przecież mam
zobowiązania wobec klubu. Ale w pełni zdrowia czas by leciał szybciej.
Jeździłbym na treningi, mecze, bawił się z chłopakami, a wieczory spędzałbym w
towarzystwie mojego najlepszego przyjaciela.
Słyszę pukanie do drzwi i rysy
mojej twarzy natychmiast łagodnieją. Cieszę się z towarzystwa, bo dawno nikogo
u mnie nie było. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w drzwiach pojawia się Renate,
a nie któryś z moich synów. Przyglądam się jej uważnie, jednak nie zauważam
niczego podejrzanego.
- Przyniosłam ci kawałek szarlotki
od pani Kraft – informuje, podając mi talerz.
- Dzięki.
Zapada niezręczna cisza. Czekam aż
moja teściowa sobie pójdzie, ale ona tymczasem siada na moim łóżku, w
najdalszym jego miejscu. Czyżby się mnie bała? Przecież jestem totalną kaleką,
nawet jakbym chciał to nie jestem w stanie jej nic zrobić. Zresztą! W życiu nie
wyrządziłbym krzywdy kobiecie!
- Jak się czujesz? – pyta po
chwili, siląc się na miły ton.
- Jak się nie ruszam to jest
dobrze, bo nic nie czuję. Gorzej kiedy muszę skorzystać z łazienki lub zejść na
dół.
- No tak… Michael, bo jest taka
sprawa. Zadzwonił do mnie dzisiaj Georg.
Zachodzę w głowię o co tym razem
może mu chodzić. Georg to najstarszy brat Simone, zakała rodziny, nieudacznik i
alkoholik. Kiedy w naszym domu pada jego imię, zawsze chodzi o pieniądze. Nie
jestem zwolennikiem pożyczania mu ich, bo po pierwsze nigdy nie oddaje (w
zasadzie nie przeszkadza mi to, bo rozumiem ludzi w potrzebie, poza tym mi kasy
nie brakuje, więc nie będę ścigać gościa za kilkadziesiąt Euro), a po drugie zamiast
wydać je na bieżące potrzeby, to kupuje kolejną flaszkę wódki.
- Jego żona zachorowała na płuca i
musi iść do szpitala na kilka dni. Nie ma się kto zająć dziećmi i jestem im tam
koniecznie potrzebna.
- Tutaj też jesteś potrzebna.
- Wiem, ale dzieci zostaną z tobą.
Chłopcy są już duzi i rozumni. A tam są zaledwie trzyletnie bliźniaki. Nie mogę
zostawić ich na pastwę Georga. Wiesz jaki on jest.
- A nie może mama po prostu ich tu
przywieść? Jakoś przeżyjemy te kilka dni z maluchami pod dachem.
- Naprawdę?
- Skoro nie mamy innego wyjścia…
Nie dam sobie rady sam z dzieciakami przez tydzień. Nawet zejść na dół nie mogę
bez mamy pomocy.
- To cudownie! – mówi i klaszcze w
dłonie. – Postaram się załatwić to jak najszybciej się ta. Podróż zajmie mi dwa
dni góra.
- Niech mama weźmie mój samochód.
Będzie szybciej i wygodniej.
- Bardzo dziękuję, Michael.
- Proszę wziąć też Jordieg ze
sobą. Weekend poza domem dobrze mu zrobi, bo strasznie się tu nudzi, kiedy
jestem „niesprawny”. Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego Emilio i Louis nie
chcą się z nim bawić.
- Zajmę się tym po powrocie. Nie
będę ci przeszkadzać. Wyjadę jutro wczesnym rankiem. Przygotuję dla was
śniadanie i zostawię na stole, a obiad wystarczy podgrzać w piekarniku.
Poproszę też panią Kraft, aby do was zajrzała. Będę spokojniejsza.
- Jak mama chce.
- Dobrze. To dobranoc, Michael.
- Dobranoc.
Nazajutrz jest tak jak mówiła
Renate. Smakowite kanapki leżą na stole, w termicznym dzbanku jest herbata, a w
ekspresie parzy się moja ulubiona espresso. Siadamy z chłopcami do stołu i
zastanawiamy się, co będziemy robić przez cały weekend.
- Może wypożyczymy jakieś filmy i
pooglądamy? Kupimy popcorn, colę i zrobimy sobie prawdziwie męski, niezdrowy
dzień. A wieczorem obejrzymy mecz Bayernu z Borussią. Co wy na to? – proponuję.
- Tato, umówiłem się z kolegą, że
obejrzymy mecz u niego – mówi Louis. Jest lekko poirytowany, zupełnie jakby
jego wyjście było oczywistością. Nie przypominam sobie, aby mnie o tym
informował. – Zawsze w soboty mama zawozi mnie do kolegi, nie pamiętasz?
- Ale mamy nie ma. Ja też nie
jestem w stanie cię zawieść.
- Wiem, dlatego poprosiłem tatę
kumpla, aby po mnie przyjechał. W zasadzie to będzie tutaj za kilka minut, bo
zaprosili mnie do Luna Parku i kina. Kacper, mój przyjaciel, ma dzisiaj
urodziny i rodzice urządzają dla niego taki rozrywkowy dzień.
- A mogę iść z wami? – pyta
Emilio.
- Nie. To mój kolega i to ja
spędzę z nim ten dzień. Ty siedź w domu i opiekuj się tatą.
- Louis, ja nie mogę się na to
zgodzić. Nie możesz tak po prostu oznajmiać mi, że wychodzisz. Masz dopiero
dwanaście lat.
- Tato, ale mama o wszystkim
wiedziała i zgodziła się!
- Nic mi nie powiedziała…
Ulegam. Nie będę zmuszać syna do
siedzenia w domu ze schorowanym ojcem. Skoro woli towarzystwo przyjaciela i
jego rodziców, to cóż mi pozostało zrobić… Wiem, że dzieci to jedyna rzecz,
która mi się w życiu udała, dlatego chcę, aby były szczęśliwe. Skoro wyjście do
Luna Parku i kina da mu szczęście to droga wolna.
Zostaję sam z moim „średnim”
synem, Emilio, i razem zalegamy przed telewizorem i oglądamy filmy. Miło spędza
mi się z nim czas, mimo iż to typowy maminsynek. Simone jest jego wzorem i to
jej zazwyczaj słucha. Jednak dzisiejszy dzień jest całkiem miły. Rozmawiamy i
dowiadujemy się do sobie całkiem nowych rzeczy.
Nagle słyszę dzwonek do drzwi.
Patrzę na zegarek i myślę, że jedyną osobą, która mogłaby odwiedzić mnie o tej
porze jest mój przyjaciel, Phlipp. Proszę syna, aby otworzył. Emilio uchyla
drzwi, zza których wygląda młoda, wysoka blondynka z wydatnymi ustami i
niebieskimi oczyma.
- Dzień dobry – mówi i wchodzi do
środka, całkowicie ignorując mojego syna. – Pamięta mnie pan? Jestem Scarlett,
siostra Teresy Kraft. Poznaliśmy się na imprezie urodzinowej mojego
siostrzeńca.
- Tak, pamiętam. Trudno zapomnieć
tak piękną kobietę – mówię, choć w zasadzie nie wiem, dlaczego użyłem takich
słów. To chyba przez jej duży biust i długie nogi, które nadmiernie eksponuje
poprzez króciutkie sukienki.
- Przychodzę w imieniu siostry,
której niestety wypadły poważne sprawy związane z synem.
- Z Thomasem wszystko w porządku?
- Tak – mówi i macha ręką. Zajmuje
miejsce obok mnie. Wydaje mi się nawet, że siedzi stanowczo za blisko. Wzrokiem
poszukuję Emilio, ale zdaje się, że chłopak poszedł do swojego pokoju. Nie
chcę, aby zobaczył mnie w tej niezręcznej sytuacji. – Przeskrobał coś w szkole
i Teresa musiała pojechać do dyrektora. Przysyła mnie do pana z tym. –
Blondynka wyjmuje z torebki duży, czerwony termos. – To zupa jarzynowa.
- Bardzo dziękuję. Uwielbiam zupę
jarzynową.
Czuję się dość dziwnie, bo mimo iż
rozmawiamy o zupie, to wyczuwam w powietrzu jakieś pozytywne fluidy. Scarlett
jest bardzo atrakcyjną kobietą, która ewidentnie ma na mnie chrapkę. Jej
zadziorny uśmieszek, błysk w oku, delikatne, emanujące seksapilem ruchy i to
niby nic nie znaczące muskanie mojego ramienia…
- Słyszałam, że miał pan wypadek.
Bardzo mi przykro. Wyobrażam sobie jak musi się pan teraz czuć; taki samotny,
bez żony… Może mogłabym coś dla pana zrobić? Jestem za zawałowanie.
- To bardzo miłe z pani strony,
ale… – Przełykam głośno ślinę, mając nadzieję, że blondynka nie zauważy kropli
potu, która właśnie pojawiła się na mojej skroni. Trudno mi skupić wzrok na
czymkolwiek innym niż jej biust. Nie mogę znaleźć odpowiednich słów, aby jej
odmówić, dlatego odpowiadam szybko. – Radzę sobie.
- W takim razie nie będę panu
przeszkadzać. Wpadnę jutro – mówi i żegna się ze mną bardzo delikatnym i
sensualnym pocałunkiem w policzek. Wychodzi, zmysłowo kręcąc pośladkami, a
kiedy zamyka za sobą drzwi posyła mi ostatnie, przeszywające spojrzenie.
- Zrobiło się gorąco…
__________
I co myślicie? Mi się podoba :)
Trochę martwi mnie fakt, że tak mało osób tutaj zagląda, bo moim skromnym zdaniem jest to jedno z lepszych opowiadań mojego autorstwa. Cóż... może przyczyną jest główny bohater? Michael nie jest już popularny.
Nowy - drugi - rozdział dostępny jest także na blogu Irina Ross.
Świetny rozdział;p;p;p Hmmm Michaela jest mi bardzo zal,a ta jego żone bym ukatrupiła;d;d; Dwaj szybko nn;p
OdpowiedzUsuńMoże Ballack nie jest już popularny, ale ja go doskonale pamiętam i uwielbiam to opowiadanie, jest zupełnie inne :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Michaela, który musi sobie radzić z tym wszystkim sam. Teściowa go nie lubi, żona wyjechała, a dzieci są jeszcze za małe, by zająć się domem. Niepokoi mnie postać blondynki, która ewidentnie ma chrapkę na Niemca.
Czekam na nowość :)
Mi się to opowiadanie bardzo podoba i będę je czytać. Ono nie jest typowym opowiadaniem o miłości. Jest zupełnie inne. Zresztą ja od dawna jestem Twoją wierną czytelniczką i tak już zostanie :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że bardziej zdrowiem Niemca przejmują się jego sąsiadki niż własna żona, teściowa czy synowie. Jakoś nie widzę Simone, która piecze ciasto, a potem pyta się męża czy wszystko u niego w porządku. Jakby Simone była troskliwa i opiekuńcza względem męża, to by odwołała ten zakichany wyjazd do Paryża i została przy chorym mężu. Ale jak ktoś się woli wozić, to tak jest.
I przyszła druga panna Kraft, która pewnie o wiele bardziej umili czas naszemu poszkodowanemu. B Michale na pewno woli towarzystwo pięknej szczupłej blondynki, niż przysadzistej kobiety :D
To ja czekam na kolejny:*
Dobrze,że jemu chociaż dzieci się udalły,a namilość przyjdzie jeszcze czas.Rozdział bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńScarlett zdecydowanie kusi oraz uwodzi Michaela, nie dziwota, jest on przystojnym mężczyzną. Jednakże nie lubię takich kobiet, które na siłę chcą się wcisnąć komuś do łóżka, zwłaszcza, gdy ta osoba jest zajęta. Z drugiej strony Simone nie jest lepsza i myślę, że piłkarz mógłby się odprężyć w towarzystwie blondynki... :) Poza tym jest przepiękną, atrakcyjną kobietą. Kto wie, może wspomoże rekonwalescencję Ballacka. Zaskoczyły mnie negatywnie dzieci (no ale to dzieci, więc im wybaczam), zwłaszcza najstarszy syn, który wybrał kolegę. Natomiast teściowa chyba zmienia się na lepsze, albo to pozory. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;* [gryfonka-na-tropie]
OdpowiedzUsuńNo proszę, a jednak życie Michaela nie musi być wcale takie dojmująco przykre. Wystarczy jeden powód, z blond włosami i dwoma poważnymi argumentami z przodu, haha. :-DD Cieszę się, bo mimo wszystko Ballack jest w tym opowiadaniu strasznie nieszczęśliwy i jak Boga kocham, przyda mu się odrobina szaleństwa w jego naprawdę samotnym i przygnębiającym życiu. No i będzie miał szansę zagrać na nosie Simeone i się na niej odegrać. xD
OdpowiedzUsuń[http://rok-w-raju.blogspot.com]
Co miało znaczyć to ostatnie zdanie? Kto je wypowiedział? Scarlett czy Michael? Stawiam na Scarlett. Czy ona zamierza uwieść żonatego mężczyznę? Jeśli tak, to mam nadzieję, że jej się uda. Haha, jak już kiedyś wspomniałam, skoro Simone zdradza męża, to on powinien odwdzięczyć się jej tym samym. I dlaczego mam dziwne wrażenie, że Scarlett nie opuści domu Miochaela, tylko wróci i... i coś się stanie. Haha, oby tylko Emilio ich nie nakrył. Zawiódłby się na ojcu. Ale zaraz, nieeee! Michael nie może, nie jest w pełni sprawny, on nie podoła. O jej... jak przykro. Nie będzie momentów xd Dobra, już nic nie piszę. Kończę ten komentarz.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się stosunek Scarlett do dzieci Michaela, dlatego nie wydaje mi się, aby była ona odpowiednią kandydatką na ponowne ułożenie sobie przez niego życia...
OdpowiedzUsuń