27 grudnia 2012

Rozdział siódmy


Budzę się rano i wcale nie mam ochoty do życia. Po ostatnich wydarzeniach nie mam ochoty dosłownie na nic. Renate mnie unika. Dzieciaki jak zwykle zajmują się sobą. Simone dzwoni i, o dziwo (!), rozmawia ze mną, co oznacza, że matka jej o niczym nie powiedziała. Sam nie wiem, czy to dobrze czy nie. Z jednej strony skończyłaby się ta szopka, którą nazywam życiem. Z drugiej… Życie trzech małych, bezbronnych osóbek zostałoby złamane.
Scarlett nie pojawia się od dwóch dni. Teoretycznie sam mógłbym do niej zadzwonić, bo przy okazji jednego z naszych spotkań dostałem jej wizytówkę. Ale po namyśle stwierdzam, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Nie powiem – trochę żałuję, bo Scarlett to piękna kobieta, wyzwolona, stanowcza i namiętna. Jest typem mojego ideału. Podobnie jak Simone. Jednak przyznaję, że stanowczo się od siebie różnią.
- Dzwoniła Simone – mówi Renate, przygotowując obiad. – Jej wyjazd nieco się przedłuży. Wypadły jej jakieś komplikacje z którymi musi się uporać na miejscu.
Korci mnie, aby rzucić jakąś kąśliwą aluzję na temat jej komplikacji, bo od razu na myśl nasuwa mi się Gustav, ale hamuję się. Sam nie jestem święty, więc nie będę przypominać teściowej o mojej wpadce.
- Obiecała, że załatwi to najszybciej jak się da.
- Więc kiedy wróci?
- Dokładnie jeszcze nie wie, ale wspominała o dodatkowym tygodniu.
- Okay. Niech i tak będzie. A co z Georgiem i jego żoną? Kiedy zabiorą dzieci? – pytam, spoglądając na trzyletnie bliźniaki bawiące się na dywanie w salonie.
- Muszę je jutro zawieść.
- Chce mama wziąć samochód?
- Nie miałam odwagi cię o to poprosić.
- Nie musi mama pytać. Mi póki co nie jest potrzebny. Nie nadaję się do prowadzenia.
- A kiedy ściągną ci gips?
- Dzisiaj.
- Zawieść cię?
- Nie. Przyjedzie Philipp.
- W porządku. – Renate sięga po chusteczki i idzie wytrzeć buzie ubrudzonym bliźniakom.
Godzinę później jestem już w drodze do szpitala. Mam nadzieję, że pozbędę się wreszcie tego niewygodnego bagażu. W końcu minęły już trzy tygodnie! Teraz czeka na mnie mozolna i bardzo ciężka rehabilitacja. Dużo pracy, ale mam nadzieję, że będzie warto. Mamy marzec, do końca sezonu pozostały dwa miesiące. Eh… Nawet nie ma co liczyć, że zagram. A tak bardzo tego chcę!
A co dalej? Trudno mi jest to przewidzieć, bo jakieś wewnętrzne przeczucie mówi mi, że nie przydam się już w drużynie Leverkusen. Prezes, trener, kibice – nikt już na mnie nie liczy. Trzeba brać się w garść, zakasać rękawy, pracować, kurować się i szukać nowego pracodawcy.
- Renate nakryła mnie na zdradzie Simone – wypalam wprost, kiedy siedzimy w poczekalni.
- Co?! – Philipp dławi się kawałkiem ciastka, które ze smakiem pałaszuje. Spogląda na mnie zbulwersowanym wzrokiem, zupełnie jakby tępił moje postępowanie. A obydwaj doskonale wiemy, że sam posuwał się do takich rzeczy.
- Nie wiem czy ci mówiłem… Poznałem taką blondynkę. Ma na imię Scarlett i jest siostrą mojej sąsiadki. Wpadła do mnie, kiedy Renate pojechała po dzieci Georga. Doszło do dwuznacznej sceny, no i akurat wtedy teściowa musiała wrócić do domu. To się nazywa szczęście.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- To było dwa dni temu.
- Nie o tym! O dziewczynie!
- Nie było okazji. W zasadzie to nie ma już o czym mówić, bo Scarlett nie odzywała się od tej fatalnej wpadki. Chyba wystraszyła się Renate. A poza tym to chyba nie jest dobry pomysł.
- Z kochanką? Żartujesz! To najlepsze co może cię teraz spotkać! Simone może sobie urządzać skoki w bok, może się szlajać z jakimś, pożal się Boże Gustavem, po Paryżach czy innych stolicach, a ty nie?! Przejrzyj na oczy, Michael!
- Nie chcę być jak ona. Tylko nasze dzieci na tym cierpią. Nie mogę być takim egoistą i myśleć tylko o sobie.
- Tobie też się coś od życia należy. Miałem żonę i wiem co czujesz. Moja była dokładnie taka sama jak Simone. Rozwiedliśmy się, a ja znalazłem sobie młodszą i ładniejszą kochankę. Ivone nie zadaje pytań, nie ma pretensji, po prostu ładnie pachnie i pozwala mi korzystać z życia.
- Jak prostytutka.
- No wiesz co? Michael!
- Przepraszam. Znam Ivone i wiem, że to miła i inteligentna dziewczyna. Po prostu jestem zmęczony tym wszystkim i plotę co ślina mi na język przyniesie.
- Pan Ballack? – Z gabinetu wychodzi mój lekarz. – Zapraszam.
Wchodzę i siadam na kozetce. Doktor bierze strasznie wyglądającą piłę i rozcina mi gips. Noga jest sina i brudna, ale wreszcie czuję na niej powiew świeżego powierza. Mimowolnie się uśmiecham, bo mam wrażenie jakby ktoś uwolnił mnie z piekielnie ciężkich kajdan.
Ciekawe, czy jakbym ściągnął obrączkę, to poczułbym się podobnie…
Lekarz bada mnie, dotyka, mlaska pod nosem. Robi wielkie oczy i uśmiecha się, bo widać poprawę. Sięga po szczypce i ściąga szwy.
- Zostanie blizna – mówi. – Ale będzie pan chodził.
- A piłka?
Chyba niepotrzebnie zadaję to pytanie. Jeśli to koniec, to nie jestem na to gotowy. Nie chcę teraz usłyszeć, że moja noga więcej nie postanie na boisku. Bo nie tak miało to wyglądać! Chcę grać, zdobywać bramki, cieszyć się ze zwycięstw. Chcę zatriumfować z Bayerem Leverkusen, chcę aby moja żona przy mnie była, chcę być szczęśliwy do końca życia i… Chyba skończę opowiadać bajki.
- Jeśli poważnie pan myśli o powrocie na boisko, to bardzo ciężka praca przed panem.
- Dam radę. Będę walczyć o marzenia.
- Chcę pana uprzedzić. Noga nigdy nie będzie tak sprawna jak kiedyś. To są nieodwracalne zmiany, które przy nadmiernym obciążeniu będą się pogłębiać i mogą nawet doprowadzić do trwałego kalectwa.
- Proszę?
- Oczywiście nie teraz. Przy odpowiednich ćwiczeniach, planie rehabilitacji jest pan w stanie osiągnąć poziom pozwalający występować i grać zawodowo w piłkę. Jednak odradzam to panu. Ma pan już swoje lata. Warto sobie psuć zdrowie dla dwóch lat gry?
- Dwóch lat? Myślałem, że pociągnę jeszcze z cztery.
- Cóż… Nie wróżę sukcesu. Nie z taką nogą.
Biorę skierowanie na przeróżne zabiegi i wychodzę z miną zbitego psa. Mam pecha. Życiowego pecha, który nie opuszcza mnie ani na moment. Czy naprawdę wszystko to co dobre już za mną? Czy nic pozytywnego mnie już nie spotka? Nie godzę się na to!
- I jak? – pyta Philipp. Nie muszę nic mówić. Wszystko po mnie widać.
- Masakra.
Przyjaciel obejmuje mnie troskliwie i rzuca sentymentalne bzdury o rodzinie, kochających synach, pieniądzach na koncie i dożywotniej emeryturze. Che dla mnie dobrze, ale niewiele mi to pomaga. Stoję na skraju załamania nerwowego, na progu zakończenia sportowej kariery. Boże, ja stoję nad grobem! Piłka jest dla mnie jak powietrze, a jeśli ją stracę, stracę wszystko.
Philipp odwodzi mnie do domu. Żegnamy się krótkim „cześć”, mimo iż bardzo chce coś dodać. Nie pozwalam mu na to, bo wiem, co powie. Już to słyszałem.
Nie rozmawiam z Renate, nie witam się z synami. Idę do sypialni, w której się zamykam na resztę dnia, wieczór i noc. Leżę na łóżku i wpatruję się w pustą ścianę. To niewiarygodne jak szybko wszystko może runąć w gruzy. Jeszcze to do mnie nie dociera. Biję się z myślami, analizuję słowa doktora. Koniec kariery? Ten zwrot przewijał się w mojej głowie, ale sądziłem, że wytrzymam chociaż cztery lata. Krótkie cztery lata, aby naprawić karierę i odejść w chwale. Cztery lata w Leverkusen, aby wreszcie rozpocząć na dobre ten nowy rozdział życia, który obiecałem Simone i dzieciom. Cztery lata na naprawienie wszystkich błędów i spełnić się zawodowo i rodzinnie. Dlaczego nie mogę dostać chociaż tego? Czy to tak wiele?
Budzę się o dwunastej popołudniu. Słońce próbuje wedrzeć się poprzez grube zasłony do sypialni. Jestem wdzięczny losowi chociaż za to, że mu się nie udaje. Ciemność doskonale obrazuje moje samopoczucie.
Dzwoni telefon.
- Halo?
- Cześć, co u was? – pyta Simone.
- Jakoś.
- Jakoś? Co to znaczy? Masz dziwny głos.
- Wczoraj zdjęli mi gips.
- O! I co?
- Nic.
- Co powiedział lekarz? – Ciężko wzdycham. Nie wiem, co odpowiedzieć. Korci mnie, aby dać jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Nie chcę jej martwić, niech się bawi i cieszy Paryżem. Ale czuję, że w zaistniałej sytuacji nawet kłamstwo mi nie wyjdzie. Więc milczę. – To koniec?
- No…
- Michael… Tak mi przykro. Naprawdę. Wiem, że uważasz mnie za nieczułą sukę, ale przejmuję się twoim losem. Zależało ci. Mogę coś dla ciebie zrobić?
Bądź przy mnie – myślę, ale nie mam odwagi tego powiedzieć.
- Nie możesz oddać mi nogi – mówię.
- Dziwnie byś wyglądał z damką łydką – śmieje się, a ja wraz z nią. To dziwne! Śmieję się do słuchawki mojej żony. Taka sytuacja dawno nie miała miejsca. Dlaczego jest dobrze zawsze wtedy, kiedy jest źle? – Widzisz… Już dawno ci mówiłam, że powinieneś dać sobie z tym spokój. Piłka jest dla młodych chłopaków. Miałeś popularność, szacunek, zdrowie. Miałeś możliwości! A teraz nie masz żadnej z tych rzeczy.
- Tak chcesz mnie pocieszać, Simone?
- Stwierdzam fakt. Chcę ci pomóc przejrzeć na oczy.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko psujesz! Cześć.
Wściekłość i furia odciskają stałe piętno na mojej twarzy. Właśnie wyskoczyła mi kolejna zmarszczka, która tylko potwierdza, że jestem za stary, aby latać za piłką. Tylko co z tego, skoro czuję o wiele młodziej. Chociaż teraz, przez tą nogę, mam wrażenie, że przybyło mi z pięćdziesiąt lat. Czy jest coś, co byłoby w stanie poprawić mój nastój?
Dzieci!
Schodzę na dół, jednak w domu panuje przerażająco dziwna cisza. Zaglądam do kuchni. Na stole leży kartka.
Pojechałam zawieść bliźniaki do Georga. Zabrałam ze sobą chłopców, bo widziałam, że przyniosłeś ze szpitala złe wieści. Odpoczywaj. Będziemy jutro”.
I tak oto moja szansa na lepsze samopoczucie pojechała sobie do Mönchengladbach.
Chcę zasnąć i nigdy się nie obudzić, ale właśnie wtedy słyszę dzwonek do drzwi. Jeśli to Philipp to na pewno przyniósł ze sobą sześciopak piwa, aby jakoś pomóc mi zapomnieć. Jednak za drzwiami stoi zupełnie ktoś inny. Szałowa blondynka uśmiecha się do mnie promiennie, prezentując okazały bukiet kwiatów i butelkę czerwonego wina.
- Cześć. Przepraszam, że się nie odzywałam, ale brakowało mi odwagi. Jest twoja teściowa? Przyniosłam jej kwiaty, bo chciałam przeprosić za swoje zachowanie. Głupio wyszło, nie?
- Renate nie ma. Pojechała odwieść dzieci do swojego syna.
- Szkoda... Przekażesz jej? – pyta i podaje mi bukiet. – O, widzę, że zdjęli ci gips! Fantastycznie. Ej, a co ty masz taką smętną minę, biedaku? Stało się coś? Żonka daje ci w kość? – śmieje się.
- Wejdziesz?
Scarlett rozsiada się na kanapie w salonie i otwiera wino. Patrzę na tą młodą, pełną życia dziewczynę i żałuję, że nie urodziłem się w jej czasach. Zajmuję miejsce naprzeciwko i z smutnym tonem opowiadam jej wypadki dnia wczorajszego. Nie chcę jej wtajemniczać, ale czuję, że potrzebuję tej rozmowy. W końcu który facet popisywałby się swoimi porażkami przed piękną blondynką. Gdybym miał przeczucie, że to mi nie pomoże, nie robiłbym tego.
- Mój ty biedy… – Scarlett natychmiast reaguje. Doskakuje do mnie i przytula do piersi. Szepce mi do ucha słowa pocieszenia, poczym ja streszczam jej poranną rozmowę z żoną. Jest prawdziwie oburzona zachowaniem Simone. Nie rozumie, dlaczego własna żona tak mnie traktuje. – Michael, nie słuchaj jej! Jesteś wysportowanym, zdrowym mężczyzną. Jeśli masz chęci i siłę, to walcz! Walcz o swoje marzenia, o swoją karierę! To nie musi być koniec! Simone powinna cię wspierać, a nie podcinać skrzydła. Co z niej za kobieta, że tak traktuje swojego męża? Lekarz nie przekreślił twoich szans. Dwa lata to też długo, aby zrealizować swoje cele. Michael, dasz radę. Ja w ciebie wierzę.
- Naprawdę?
- Oczywiście, głuptasie! Jesteś silny i uparty, a tylko ludzie uparci i konsekwentni do czegoś dochodzą. Znasz swoją wartość, masz umiejętności i wierzysz w nie. Nie po takich kontuzjach piłkarze wracali na boisko. Tobie może się udać. Jestem o tym święcie przekonana.
- Sam nie wiem…
- Nie próbuj wątpić! Nie pozwolę ci na to, słyszysz?
- Dlaczego ty to robisz? – pytam, patrząc jej w oczy.
- Bo mi zależy. Bo widzę jakim wspaniałym człowiekiem jesteś, jak cudownie zajmujesz się swoimi dziećmi, jak bardzo kochasz piłkę nożną i widzę jak bardzo pragniesz powrotu. Tacy ludzie jak ty zasługują na wszystko, co najlepsze. Nikt nie powinien ci mówić, że nie dasz rady. A już na pewno nie żona!
Nigdy w życiu nie usłyszałem tylu pokrzepiających słów naraz. Na usta ciśnie mi się nieśmiały uśmiech, bo to co mówi Scarlett ma sens. Zaczynam wierzyć w sukces. Zaczynam wierzyć, że pokonam wszystkie przeciwności losu i stanę na nogi. Staną na boisku, zagram i strzelę bramkę!
- Wielkie dzięki – mówię.
- Nie ma za co. – Scarlett rzuca mi się na szyję i zanosi radosnym śmiechem.
Ta dziewczyna wprowadza nową jakość do mojego życia, wprowadza słońce i świeży powiew. Przy niej zaczynam wierzyć, że rzeczy niemożliwe nie istnieją. To chyba jej młodzieńczy entuzjazm tak na mnie wpływa.
- Masz na dzisiaj plany? – pytam.
- Nie.
- Pamiętasz jak poprzednim razem przyniosłaś filmy na DVD? Może obejrzelibyśmy je razem dzisiaj wieczorem? Renate wyjechała i zabrała dzieci. Wrócą jutro.
- To randka? – pyta, podnosząc jedną brew do góry.
- W pewnym sensie. – Dziewczyna nachyla się nade mną i całuje w usta.
Uznaję, że to odpowiedź twierdząca.

7 komentarzy:

  1. Szkoda mi Ballaca, któremu nie zostało już zbyt wiele czasu na granie w piłkę.. Jednak mam nadzieje, że będzie walczył o swoje szczęście. I Scarllet mu pomoże! Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Simone zachowała się po prostu okropnie. Zamiast w jakiś sposób spróbować pocieszyć Ballacka, ona prostu z mostu mówi, że jest już stary, że piłka nożna jest dla młodych ludzi, a on nie ma co marzyć o powrocie na boisko, tym samym kompletnie go degradując i pozbawiając pewności siebie. Nawet jeśli jest w tym choć trochę racji, Michael jest w tak ciężkiej sytuacji emocjonalnej, że odrobina dobrego kłamstwa wcale by nie zaszkodziła!
    Dobrze, że w jego życiu pojawiła się Scarlett. Chyba faktycznie potrzeba mu było takiego powiewu młodości w życiu. (:
    Pozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  3. No ta jego żonka jest zajebista po prostu... Zamiast go jakoś pocieszyć to ona jeszcze bardziej go dołuję.
    Mam nadzieję, że przy Scarlett w końcu odżyję, zasługuję na to bardziej niż ktokolwiek inny. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówią, że prawda w oczy kole, ale w wykonaniu Simone, ona je po prostu wyłupuje z oczodołów. Z drugiej zaś strony, to przecież Michael był wówczas w lepszej kondycji niż na dzień dzisiejszy. Dobrze, że miał w pobliżu Scarlett, bo myśląc o tym wszystkim wprowadziłby się w stan wczesnej depresji. Ciekawa jestem tego ich spotkania. Mam nadzieję, że będzie miło ^^
    Pozdrawiam i życzę weny w nadchodzącym roku, choć jak widzę ona Ci dopisuje. Z chęcią bym sobie wypożyczyła troszeńkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nikt go tak nie podnosi na duchu jak jego zona. Jest po prostu w tym mistrzynią. Działa mi ta kobieta na nerwach jak mało kto. Dla niej liczy się tylko czubek jej nosa i nic więcej. Ona po prostu nie rozumie jak ważna jest piłka dla jej męża, jak wiele znaczy.
    Jest nicy Scarlett, ale nie wiem czemu czuje, że ta kobieta coś kombinuje, że wcale nie ma czystych zamiarów, a wrecz przeciwnie.
    Mam nadzieję, że się mylę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No i szykuje się romans. Widać, że Michael nie opiera się Scarlett. Coś się zaczyna dziać. I bardzo dobrze, bo ona przynajmniej go wspiera. Mam nadzieję, że nie robi tego tylko dlatego, że pragnie jakiejś przygody z nim. Może rzeczywiście zależy jej na Michaelu. I co z grą? Liczę, że jednak będzie jeszcze miał okazję, żeby zagrać, pomimo problemów z nogą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyżby coś z tego miało wyjść? A może to tylko chwilowe zauroczenie i krótki romans, i po powrocie Simone Michael rozstanie się ze Scarlett i pogodzi się z żoną? Ciekawa jestem, jak to się potoczy ;)

    OdpowiedzUsuń