27 listopada 2012

Rozdział czwarty


Poranny trening nie idzie po mojej myśli. Bardzo chcę zaimponować kolegom i trenerowi, ale mi nie wychodzi. Potykam się o własne nogi, w głowie zamiast ćwiczeń mam żonę, która na dniach wyjedzie do Paryża ze swoim kochankiem, a mnie zostawi z domem, dziećmi i swoją matką na głowie. Mimo to staram się myśleć pozytywnie, bo od tego zaczyna się sukces. Trzeba być optymistą, wierzyć w siebie w swoje umiejętności, a tych mi przecież nie brak. Spinam się w sobie i próbuję wykonać skomplikowane ćwiczenie z piłką, ale nie daję rady i upadam. Czuję potworny ból w nodze, nie mogę wstać, do oczu cisną mi się łzy.
- Michael, w porządku? – Pobiega do mnie zatroskany trener. Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Rzucam się po murawie, wzywając lekarza, który zjawia się kilka sekund później. Medyk delikatnie dotyka mojej nogi i oznajmia, że potrzebne są specjalistyczne badania. Zbierają mnie z ziemi i zawożą do szpitala.
Po zażyciu silnych leków przeciwbólowych do mojej głowy powoli wraca myślenie. Uświadamiam sobie, że mam dzisiaj odebrać Jordiego ze szkoły. W takim stanie nie dam rady. Wyciągam telefon i dzwonię do Simone.
- Nie mogę teraz rozmawiać, Michael. Mam bardzo ważne spotkanie – mówi, nawet nie czekając na to, co mam jej do powiedzenia. – Spotkamy się w domu i tam omówimy twoją sprawę.
- Nie odbiorę Jordiego ze szkoły.
- Co? Dlaczego?
- Jestem w szpitalu na badaniach. Mam złamaną nogę.
- No to żeś sobie porę znalazł na kontuzje! – krzyczy do słuchawki. Zadziwia mnie to, że nie pyta o moje zdrowie, o to jak się czuję, nie rzuca, że zaraz przyjedzie i wszystko będzie dobrze. Nic z tych rzeczy. Wieczne pretensje, zupełnie jakbym upadł specjalnie. – Mama pojechała z chłopcami do lekarza, ja mam spotkanie, a ty miałeś tylko odebrać swoje najmniejsze dziecko ze szkoły! Miechael, dlaczego ja nigdy nie mogę na ciebie liczyć?!
- Nie połamałem się specjalnie, Simone. To był wypadek. To się zdarza w życiu sportowca.
- Taki z ciebie sportowiec, jak ze mnie topmodelka – rzuca uszczypliwe, poczym bierze głęboki wdech. – Co ja mam teraz zrobić? Nie mogę się wyrwać z biura.
- Zadzwonię do Philippa.
- Świetnie. Na razie!
Czuję się dziwnie, kiedy wiem, że mój przyjaciel bardziej przejmuje się moją rodziną i moim stanem zdrowia niż własna żona. Na Philippa zawsze mogę liczyć. Od razu chce do mnie przyjechać, jednak ja proszę go jedynie o odebranie Jordiego ze szkoły i posiedzenie z nim przez kilka godzin, dopóki nie wrócę do domu. Bez wahania się zgadza, mimo iż podobnie jak Simone ma mnóstwo obowiązków zawodowych na głowie.
Po godzinie przychodzi do mnie lekarz i oznajmia, że potrzebna będzie operacja, której muszę się poddać w przeciągu kilka najbliższych dni. Myślę, że nic gorszego nie mogło mnie teraz spotkać. Simone wyjeżdża, a ja będę zdany na pomoc i łaskę Renate, która mnie szczerze nienawidzi. Świetnie!
Klubowy lekarz, który przyjechał ze mną do szpitala, odwozi mnie do domu. Poruszam się o kulach, nogę zapakowaną mam w szynę, nie czuję bólu dzięki lekom przeciwbólowym. Generalnie jest źle.
Wchodzę do domu. Z kuchni dobiegają do mnie ciche chichoty Simone i jej kochanka Gustava. Walczę z bólem, ledwo stoję, próbuję dostać się do domu, znikąd pomocy, a moja żona zabawia się z facetem w moim własnym domu. Moje życie to jakaś farsa!
Podbiega do mnie zatroskany Jordi.
- Tato, tato, jak się czujesz? – pyta nieco przestraszony, kiedy widzi moją nienaturalnie wyglądającą nogę.
- Już dobrze, synku. Przepraszam, że cię nie odebrałem. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś z wujkiem Philippem.
- Tak, odrobiliśmy lekcję i bawiliśmy się kolejką. Było super! Tato, może przyniosę bajkę, ty sobie odpoczniesz, a ja ci poczytam. Chcesz?
- Za chwilę, dobrze? Na razie wypiję kawę.
Mały biegnie po schodach na górę z widoczną ekscytacją. Cieszy się, że będzie mógł się mną zająć, tak jak ja nim podczas jego chorób.
Nagle z kuchni wybiega Simone z uśmiechem na twarzy. Nie spodziewała się mnie tak wcześnie. Jest zaskoczona moim widokiem, o czym doskonale świadczą rozpięte guziki jej koszuli. Zwracam na nie uwagę, poczym Simone z lekkim zażenowaniem zapina bluzkę.
- O, jesteś już! I jak?
- Jak widać – odpowiadam beznamiętnie i kuśtykam do kuchni. Simone zagradza mi drogę i pyta.
- Co powiedział lekarz?
- Że potrzebna będzie operacja. Za dwa dni mam się stawić w szpitalu na zabieg.
- Naprawdę? Kurczę! To pokrzyżuje wszystkie nasze plany.
- Twoje plany, Simone. Ale nie przejmuj się. Poproszę Philippa o pomoc przy dzieciach, a ty sobie jedź do tego Paryża. Rozwijaj się, rozkręcaj biznes… Ja tu poczekam i być może przeżyję.
- Nie dramatyzuj, Michael – mówi, ciągle zagradzając mi przejście do kuchni. Po chwili słyszę chrząknięcie dobiegające z środka. Simone ustępuje i z wysoko podniesioną głową odwraca się na pięcie i idzie do kuchni. Zjawiam się tam zaraz po niej i widzę siedzącego przy stole Gustava oraz czerwoną szminkę na jego policzku.
- Cześć – wita się z lekkim uśmiechem.
- Cześć – odpowiadam, sięgając do lodówki po wodę. – Chyba się pobrudziłeś – rzucam i wychodzę, ale zdążam jeszcze zauważyć porozumiewawcze spojrzenie kochanków i strach w oczach Simone. Uważają, że jestem tak głupi, że nie kojarzę faktów, ale mało mnie obchodzi, co myślą. Mam tego dosyć i nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie wyjadą do tego Paryża.

Jadę do szpitala z duszą na ramieniu. Towarzyszy mi mój najlepszy przyjaciel, bo Simone jak zwykle miała coś innego do zrobienia. Zastanawiam się, dlaczego tak źle trafiłem. Dlaczego wszystko między nami tak się popsuło. Przecież jeszcze niedawno byliśmy kochającymi się małżonkami, nie widzieliśmy świata poza sobą. Ja i Simone byliśmy nierozłączni, świetnie się razem bawiliśmy.
Zaczęło się psuć w Londynie. To tam poznałem dziewczynę, która zawróciła mi w głowie i przez nią zdradziłem Simone. Ta się o tym dowiedziała, ale wybaczyła mi wybryki przeszłości. Teraz sama robi to samo. Wychodzi na to, że to ja popsułem nasze małżeństwo. Więc dlaczego teraz mam pretensje do innych, a nie do siebie?
- Boję się, Philipp – mówię, kiedy pielęgniarki przygotowują mnie do zabiegu. Nigdy nic nie ukrywam przed przyjacielem. Nie waham się mu zwierzać ze swoich uczuć, nie wstydzę się przy nim płakać. Wiem, że jest jedyną osobą, na którą mogę obecnie liczyć.
- Nie panikuj, Michael. – Poklepuje mnie po ramieniu z nieśmiałym uśmiechem. – To standardowa operacja, jak każda inna. Za kilka godzin się obudzisz i powoli zaczniesz wracać do zdrowia.
- Właśnie tego się obawiam. Co będzie jak nie wydobrzeję?
- Mnóstwo piłkarzy ma podobne kontuzje i wychodzą z tego. Po paru miesiącach znów cieszą się grą. Z tobą będzie podobnie, zobaczysz.
- Ale ja nie mam tych miesięcy. Oni wszyscy są młodzi, mają młode ciała i wielki zapał, bo wiedzą, że mają do czego wracać. A ja? To dla mnie koniec kariery.
- Nie gadaj głupstw. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Musisz być sprawny przede wszystkim dla swoich synów. Karierę miałeś świetną, cudowne momenty, wygrane, tytuły, wiele jeszcze przed tobą, ale nie myśl o tym teraz. Musisz wyzdrowieć dla dzieci.
Jadę na salę operacyjną, a przed oczami miga mi całe życie. Wspaniałe zawodowe momenty – wygrane z Bayernem, Chelsea, z reprezentacją… Cudowne chwile z mojego życia prywatnego – poznanie Simone, nasze pierwsze randki, narodziny synów i ślub. Było tak pięknie, a teraz wszystko wygląda jak kiepski żart.
Jestem w szpitalu, jadę na operację, a przy moim boku nie ma najważniejszej kobiety, która być tu powinna. Simone jest moją żoną i powinna mnie teraz wspierać, a tymczasem woli siedzieć w swoim ciepłym biurze i prowadzić długie rozmowy telefoniczne z przyjaciółkami. To daje do myślenia. Nie oczekuję wylewu uczuć, bo wiem, że na to ją nie stać. Nie chcę, aby się nade mną użalała, ale chcę usłyszeć jej cieniutki głosik, którym stwierdza, że wszystko będzie dobrze, i że na pewno poradzę sobie w tej trudnej sytuacji. Chcę poczuć ciepło jej ciała, czuły dotyk dłoni, chcę wiedzieć, że mam wparcie bliskich. To by mi bardzo pomogło i ułatwiło późniejszą rekonwalescencję. A tymczasem jadę na salę operacyjną, a w oddali widzę tylko Philippa z lekkim uśmiechem i nieco przygarbioną postawą.
Budzę się na sali. W moje oczy uderza fala sztucznego światła lejącego się z lampy. Przymykam oczy, staram się przyzwyczaić do jasności. Czuję się fatalnie, boli mnie głowa, chce mi się wymiotować, a noga? Ponoć cała i zdrowa, ale strasznie obolała. Rozglądam się dookoła. Na kanapie śpi Philipp z dość dziwną miną. Podejrzewam, że ma kiepski sen. Nakazałbym mu powrót do domu, ale nie chcę go budzić.
Nie ma Simone…
Biorę głęboki wdech i ponownie odpływam w krainę Morfeusza.
Nazajutrz pojawia się moja żona w towarzystwie synów, którzy od razu zarzucają mnie szkolnymi opowieściami. Starsi opowiadają mi o swoich boiskowych postępach, a Jordi śmieje się, wspominając swoją rudą nauczycielkę matematyki, której ciągle spadają z nosa okulary. Silę się na uśmiech, ale wszystko mnie boli.
- Długo tu będziesz? – pyta Simone, jednocześnie wysyłając chłopców do szpitalnego bufetu po wodę.
- Nie wiem. Porozmawiaj z lekarzem.
- Pojutrze wyjeżdżam. Musimy o tym pogadać.
- Jedź i baw się dobrze.
- Michael, czy choć przez chwilę możesz być poważny? – pyta wyraźnie podenerwowana.
- A ty? Wydaje ci się, że twoje zachowanie jest poważne? Wyjeżdżasz sobie do Paryża ze swoim pożal się Boże współpracownikiem, zostawiasz mnie – kalekę – samego z trójką małych dzieci oraz swoją złośliwą matką. Jak twoim zdaniem mam sobie poradzić przez te tygodnie, podczas których ty będziesz napawać się romantycznym Paryżem, trzymając Gustava za rękę?
- O czym ty mówisz?
- Nieważne – mówię zrezygnowany. Chcę, aby już wyszła. Tyle na nią czekałem, a teraz, kiedy wreszcie się pojawiła mam dosyć.
- Dobrze wiesz, że muszę tam jechać – mówi, jednocześnie wystukując coś na klawiaturze swojego telefonu. Nie patrzy na mnie, jej głos nie przejawia ni odrobiny troski. – Długo pracowałam na to wszystko. Nie mogę teraz odpuścić.
- No tak… A jakby to Louis coś sobie zrobił podczas zajęć sportowych? Też bez zawahania byś go zostawiła?
- Michael, czy twoje środki przeciwbólowe jeszcze działają? Gadasz jak potłuczony.
- Po prostu sprawdzam, czy to tylko ja nie mam stałego miejsca w twoim sercu.
- Chcesz się pokłócić?
- Nie chcę.
- Więc przestań mieć do mnie o wszystko pretensje. Przecież nie zostajesz sam. Będziesz z dziećmi, które wcale nie są już takie małe, jak ci się wydaje. Będzie z tobą też moja mama, Philipp. A mnie nie będzie tylko dwa-trzy tygodnie, przez ten czas nic ci się nie stanie. Nie zostawiłabym cię bez żadnej opieki.
- Nie chcę mi się tego już słuchać. Na wszystko znajdziesz wymówki.
- Michael, do tej pory przez całe dnie leżałeś na kanapie bądź oglądałeś telewizję w sypialni. Miałeś w nosie to, co dzieje się z dziećmi…
- Nie mów tak!
- Ale to prawda. Do tej pory to moja mama się nimi opiekowała. Odbierała ze szkoły Jordiego, gotowała obiad, sprzątała, pomagała im przy lekcjach. Ty tylko wychodziłeś ze swojej nory, aby powiedzieć im „dobranoc”, kiedy leżeli już w łóżkach. Tak naprawdę nic się nie zmieni. Z tym, że przez najbliższe tygodnie, to oni będą do ciebie przychodzić, a nie ty do nich.
Simone raczy mnie swoją uwagą, ale robi to w tak nieuprzejmy sposób, że mam nawet wrażenie, że mnie nienawidzi. Trudno się dziwić, w końcu jestem bezproduktywnym, niepotrzebnym, nieodpowiedzialnym facetem ze złamaną nogą.
- Idź już – mówię w końcu, mając dosyć jej gadaniny. – Jestem zmęczony. Chcę odpocząć.
- Odpoczywaj… Zabiorę chłopców po drodze. Pożegnam ich od ciebie.
Wychodzi, nie patrzy, nie współczuje… Zimna jak lód, obojętna jak głaz. Kobieta spełniona, zadowolona, szczęśliwa.

__________
Nie jest tak kolorowo jak chciałyście. Powrót Michaela na boisko będzie nieco bardziej skomplikowany. Myślicie, że mu się uda po tym wszystkim? 

A jeśli macie ochotę na nieco przyjemniejsze klimaty, zapraszam na mojego nowego bloga :) 

6 komentarzy:

  1. No tego bym się nie spodziewała. Współczuję mu... Mogłaby chociaż udawać, że jej zależy, ale jak widać nawet na to ją nie stać. Czemu on z nią nie porozmawia i nie powie, że wie o jej romansie? Powinien tez zadbać o swoje szczęście, a nie... Sama nie wiem czy mu się uda, ale gdzieś w głębi tli się mała nadzieja, że uda mu się zagrać kilka ważnych dla niego meczy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko.. Złamanie nogi? Współczuje, bo to okropna kontuzja i będzie miał bardzo, bardo długą rehabilitacje. Co do Simone to wcale nie dziwi mnie jej zachowanie. To egoistyczna kobieta i mało ją obchodzi Michaeal. Jednak jestem pewna, że On sobie doskonale poradzi! Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwykle tak to się układa, że w dramatycznych momentach wychodzi najczarniejsza natura człowieka. Simone ujawniła swoją, a biedny Michael ma prócz problemu z nią, jeszcze złamaną nogę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jego życie i tak już jest wystarczająco skomplikowane, a jeszcze ta złamana noga. Mam nadzieję, że to nie zakończy jego kariery całkowicie. Simone coraz bardziej mnie wkurza. On do niej dzwoni, że złamał nogę, a ta robi mu wyrzuty. I to ma być żona? No, to chyba lepiej, gdyby był sam. Przynajmniej nikt by się go nie czepiał. W dodatku wyjeżdża w takim momencie. Powinna zostać z nim, przynajmniej dopóki nie wróci do zdrowia. Pewnie ten wyjazd ma na celu swobodne romansowanie z Gustavem, choć ona twierdzi inaczej. Ale jest też plus. Michael przynajmniej odpocznie od niej przez jakiś czas. Niech się cieszy. Haha.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ten Michael... Nagle jego idealne życie zaczyna się sypać. Ale ja wierzę, że odnajdzie swoje sacrum :) Zastanawiam się, dlaczego nie zrobi porządku z żoną oraz jej kochankiem, chociaż momentami mam wrażenie, że to sam narrator wyolbrzymia sprawę. Mimo wszystko szkoda mi tego faceta, jest dobrym człowiekiem, kocha dzieci i powinien zaznać szczęścia. A teraz doszedł jeszcze uraz nogi, kontuzja, operacja, Simone wyjeżdża do romantycznego miasta w "sprawach biznesowych", zostanie w towarzystwie teściowej. Intryguje mnie postać ślicznej blondynki, czyżby Michael zdecydował się na romans w przypływie desperacji?
    Ogółem to uwielbiam Cię za to, że potrafisz się wczuć w postać. Z czyjejkolwiek perspektywy nie piszesz - młoda studentka, dojrzały piłkarz - jest naturalnie, niewymuszenie oraz pięknie. Polubiłam to opowiadanie, czekam na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Simone przegina i to zdrowo. Ta kobieta nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. Zachowuje się jak królowa i gdzieś ma potrzeby i zmartwienia innych. Liczą się dla niej tylko jej potrzeby. Korona by jej z głowy nie spadła gdyby została i zajęła się domem i dziećmi, a nie woziła się po Paryzu z tym Gutavem. Mam nadzieję, że Michel jakoś się będzie trzymał, że tak łatwo się nie podda. Niech motorem napędowym dla niego będą jego synowie.

    OdpowiedzUsuń