7 lutego 2013

Rozdział jedenasty


Hm… Ostatnio nie robię nic pożytecznego. Ciągle wzdycham i użalam się nad własnym życiem.
Straciłem przyjaciółkę i kochankę w jednym. Zraniłem Scarlett i do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć. Myślę o niej dzień i noc, mimo iż od naszego ostatniego spotkania minął już ponad miesiąc.
Poza kochanką straciłem też coś ważniejszego. Straciłem pracę. Do końca sezonu pozostały dwa miesiące, później co lepsi piłkarze wyjadą na zgrupowanie reprezentacji, a potem do Polski i na Ukrainę, aby zagrać w Mistrzostwach Europy 2012. I pomyśleć, że kiedyś byłem kapitanem drużyny narodowej i prowadziłem ją po sukcesy na turniejach takich jak ten…
Kontynuuję proces rehabilitacji, ale to nie to samo. Nie ma już Scarlett, nie ma motywacji, chęci, przyszłości… Jest za to Simone, która zmieniła się nie do poznania.
Stała się żoną z prawdziwego zdarzenia. Sprząta, gotuje, zajmuje się dziećmi. Po pracy od razu wraca do domu, rzadko spotyka się z przyjaciółkami, a Gustav chyba na dobre zniknął z jej głowy, serca, życia… Z uśmiechem wita mnie, kiedy wracam do domu. Zawsze wygląda perfekcyjnie i z miłością podaje mi posiłki. Dba, abym nie przeciążał nogi, aby mi niczego nie brakowało, abym zawsze był w dobrym humorze. Czasami mnie to denerwuje, bo mam ochotę pobyć w samotności i poużalać się nad swoim losem, ale nie mówię jej tego, bo opiekowanie się mną sprawia jej tyle radości, że nie mogę tego zrobić.
Powiedziałem jej o odejściu z klubu. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, nie naskoczyła na mnie. Nie nazwała starym próchnem, nie wyzywała od nieudaczników i naiwniaków. Po prostu podeszła, mocno mnie przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko się ułoży, a ona będzie ze mną niezależnie od tego, co się stanie.
To miły gest, bo jak nigdy potrzebowałem uczucia. Pamiętam, że zamknąłem się w sypialni, a po chwili Simone do mnie przyszła z komedią pod pachą i tacą zastawioną smakołykami. Przywołała dzieci do naszego łóżka i wszyscy wspólnie obejrzeliśmy film, który dostarczył nam wiele radości. Nie ważne było to, że kotłujemy się w łóżku w ubraniu, że kruszymy na prześcieradło, że wylewamy soki na pościel – Simone nie znosiła żadnej z tych rzeczy. Przymykała oko na późną godzinę i fakt, że dzieci dawno powinny spać. Była taka kochana.
I jest taka do tej pory.
- Cześć – mówi i daje mi buziaka w policzek. – Długo cię nie było. Co robiłeś?
- Postanowiłem pójść na spacer po rehabilitacji.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Jedliście już kolację?
- Tak, ale mogę ci odgrzać jeśli chcesz.
- Nie, dzięki. Pójdę na górę, wezmę kąpiel i położę się. Trochę jestem zmęczony.
- Dobrze. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko pożegnam chłopców.
- Ucałuj ich ode mnie.
Idę na górę i robię dokładnie tak jak zamierzałem. Kąpię się, kładę do łóżka i marzę, aby ten dzień się wreszcie skończył. Odkąd usłyszałem, że po sezonie zostanę bezrobotny, kolejne dni uciekają mi między palcami. Naprawdę nie mam na nic ochoty. Marzę o spotkaniu ze Scarlett, która na pewno powiedziałaby mi coś pokrzepiającego. Dzięki niej na pewno bym się nie dołował. Znalazłaby jakieś rozwiązanie, które z entuzjazmem bym podchwycił.
Nagle słyszę jak drzwi się uchylają i jakieś małe stópki drepczą w moją stronę. Otwieram oczy i odwracam się, a moim oczom ukazuje się roześmiany Jordi.
- Cześć, tato – mówi.
- Cześć, smyku. A czemu ty nie śpisz?
- Przyszedłem, aby cię mocno uściskać i powiedzieć „dobranoc”. Mama mi pozwoliła.
Mój syn mnie rozczula.
Z uśmiechem wyciągam ramiona w jego stronę i czekam na to mocne objęcie. Jordi z impetem na mnie wpada i wydobywa z siebie radosny śmiech. Ściskam go z całych sił, kręcę na wszystkie strony i nie pozwalam uciec. Czochram go po włosach i zabawiam imitując różne postacie z kreskówek.
- A teraz… Atak morderczych całusków! – krzyczę i zaczynam obdarowywać syna buziakami. Mały krzyczy i piszczy w niebogłosy, a ja nie zaprzestaję „ataku”. Całuję go wszędzie – po policzkach, czole, szyi, brzuchu, stopach… To taka nasza wspólna zabawa. I obydwaj bardzo ją lubimy.
- Co ty tutaj robicie? – Do sypialni wchodzi Simone i założonymi na piersi rękoma przygląda się naszym wygłupom. – Koniec tego dobrego – mówi. – Jordi, rano będziesz niewyspany. Chodź już do łóżka.
- Idę! Pa, tato. Kolorowych snów.  
- Śpij dobrze, smyku.
Macham mu na pożegnanie i nie odwracam wzroku od drzwi, za którymi zniknął. Nie ma go od dobrych kilku minut, a ja nie mogę przestać się uśmiechać. Tego mi brakowało. Teraz jedynie dzieci przywracają mi nadzieję na lepsze jutro. Co ja bym bez nich zrobił…
- Jordi jest tobą zachwycony – mówi Simone, wchodząc do sypialni. Uśmiecham się, ale nic nie mówię. – Cieszę się, że taki jesteś, że moje dzieci mają takiego wspaniałego ojca. – Podchodzi bliżej i kładzie się na łóżku. Po chwili przytula się do mnie i głaszcze moją klatkę piersiową. Ma na sobie krótką koszulkę nocną, odsłaniającą ramiona oraz nogi. Jednak nie są tak zgrabne jak nogi Scarlett.
- Dzieci to jedyna rzecz, która mi wyszła w życiu. Reszta jest godna pożałowania.
- Nie mów tak – mruczy, nie zaprzestając głaskania. Jest w dobrym nastoju. Wyczuwam na jej karku oraz nadgarstkach perfumy, które zawsze bardzo lubiłem. Pryska się nimi zawsze, kiedy ma ochotę na nocne igraszki.
Może to dziwne, ale od czasu naszego pojednania nie spędziliśmy razem nocy. Śpimy w tej samej sypialni, w tym samym łóżku, ale nigdy się ze sobą nie kochaliśmy. Początkowo zasypialiśmy odwróceni do siebie plecami. Z czasem nasze stosunki się ociepliły i pozwalaliśmy sobie na małe przytulanie, ale nic więcej.
- Jesteś świetnym piłkarzem.
- Byłem.
- Jesteś i nadal będziesz. Jesteś wspaniałym ojcem i fantastycznym kochankiem – mówi, zagryzając wargę. – Masz ochotę na masaż?
Kiwam lekko głową i kładę się na brzuchu.
Cała ta sytuacja prowadzi do jednego. Dziś skonsumujemy nasz stary „nowy” związek. Średnio się zapatruję na tą sytuację, bo jestem zmęczony. Zmęczony… Tylko czym? Rehabilitacja to na razie lekka gimnastyka dla początkujących, na zajęciach czuję się jakbym cofnął się w rozwoju. Późniejszy spacer też mnie bardziej zrelaksował niż zmęczył. Zabawa z dziećmi to wielka przyjemność, która nie męczy. Więc o co mi chodzi?
Między kolejnymi pocałunkami Simone stwierdzam, że to życie mnie tak męczy. Bo żyję nie tak jak chciałem. Nie tak jak to sobie wyobrażałem. W ogóle wszystko jest nie tak.

- Dzień dobry. – W jadalni pojawia się Simone. Ma na sobie krótki, satynowy szlafrok i turban z ręcznika na głowie. Uśmiecha się i przeciąga. Bije od niej światło, które ostatni raz widziałem z cztery lata temu! – Dzień dobry – powtarza i całuje siedzących przy stole chłopców. Mi daje wyjątkowo namiętnego buziaka.
- Siadaj, podałam już śniadanie – mówi Renate.
Simone zajmuje miejsce obok i nie może oderwać ode mnie wzroku. Czuję jej dłoń na kolanie. Wędruje coraz wyżej i wyżej, a mnie przechodzi dreszcz. Chcę uciec, ale zamiast tego przybieram głupkowaty wyraz twarzy, który imitować ma uśmiech.
- Simone, co się dzisiaj z tobą dzieje? – pyta Renate. – Ciągle masz na sobie szlafrok. Nie idziesz do pracy?
- Nie, wzięłam sobie dzisiaj wolny dzień. Może jak chłopcy wrócą ze szkoły, to wybierzemy się gdzieś na miasto całą rodziną, np. do kina?
- Super! – krzyczą dzieciaki, klaszcząc w dłonie.
Przytakuję, bo podoba mi się ten pomysł.
- Świetnie. Mamuś, a odwiozłabyś dzisiaj dzieci do szkoły? Jeśli to nie problem.
- Nie, skąd. Z chęcią.
Simone ciągle się uśmiecha, a ja nie wiem czym to jest spowodowane. Czyżby nasza wczorajsza wspólna noc tak na nią wpłynęła? Dostrzegam radykalną zmianę w jej zachowaniu.
Po trzydziestu minutach Renate oraz chłopcy żegnają się z nami i jadą do szkoły.
Lubię posiedzieć sobie dłużej przy śniadaniu, wypić espresso, poczytać codzienne gazety, dlatego wciąż jestem przy stole. Simone idzie pomachać dzieciom na pożegnanie, a kiedy wraca staje za moimi plecami i bardzo ekspresywnymi ruchami maca mój tors. Początkowo nie zwracam na to uwagi, bowiem czytam o reprezentacji Niemiec, którą w przyszłości chciałbym poprowadzić jako trener. Jednak po paru minutach słyszę jak Simone szepcze mi do ucha.
- Michael, wiesz co ukrywam pod tym szlafroczkiem?
- Nie mam pojęcia.
- Moje zgrabne ciało – mówi, przegryzając moje ucho. – Zupełnie nagie.
To daje mi do myślenia. Nie wiem czemu, ale nie mogę się powstrzymać – to chyba dlatego, że jestem facetem. Rzucam gazetę na stół i biorę Simone w ramiona. Rozpinam jej szlafrok, a ona staje przede mną taka jak ją Bóg stworzył. Przez chwilę badawczo się jej przyglądam, bo w porannym świetle wygląda naprawdę podniecająco, jednak po chwili rzucam się na nią niczym lew na swoją ofiarę. Całujemy się namiętnie i bardzo zachłannie. Nasze dłonie wędrują po ciałach. W końcu chwytam ją za nagie pośladki i podrzucam do góry. Simone oplata nogi wokół mojego pasa i bardzo głośno wzdycha. Bez zastanowienia zabieram ją do sypialni, gdzie spędzamy czas do powrotu Renate.

Moje małżeństwo przeżywa właśnie drugie życie. Tak się czuję. I odnoszę wrażenie, że nawet na samym początku, tuż po poznaniu się, nie było tak dobrze. Simone się stara, więc i ja robię wszystko, aby ją zadowolić. I nie mówię tu tylko o spełnianiu jej łóżkowych fantazji.
Spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu. Wychodzimy na obiady do naszych ulubionych restauracji, często zabieramy ze sobą dzieci i Renate, chodzimy do kina, na kolacje, spacery. Umawiamy się z przyjaciółmi i w miłym gronie mijają nam kolejne dni. Simone jest bardzo czuła i troskliwa, z przejęciem wysłuchuje o moich postępach w rehabilitacji, a ja staram się zainteresować się jej sprawami biznesowymi. Życie w zgodzie jest o wiele przyjemniejsze niż ciągłe darcie kotów.
Siadam w fotelu i czytam gazetę. Przeglądam informacje o ostatnim przegranym meczu sparingowym reprezentacji Niemiec ze Szwajcarią, o nowych warunkach postawionych bankrutującej Grecji i pogłębiającym się kryzysie, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Odkładam gazetę, bo czytanie o kryzysach nie wpływa na mnie najlepiej – zważywszy, że sam przechodzę swój kryzys wieku średniego, i idę otworzyć drzwi, jednak uprzedza mnie Renate.
Po chwili teściowa wraca do salonu i mówi.
- Michael, masz gościa. – Na jej twarzy widzę niekrytą pogardę i wstręt, ale nie mam pojęcia o co jej chodzi, bo przecież nasze relacje uległy znacznej poprawie. Wówczas dostrzegam jak za plecami Renate pojawia się Scarlett w czerwonej sukience do kolan. Jestem w szoku.
- Dzień dobry, panie Ballack – mówi, nie zważając na teściową, która po chwili opuszcza pokój.
- Scarlett! Nie spodziewałem się ciebie.
- Przyszłam, bo muszę z tobą porozmawiać.
Ma poważny ton głosu i zapewne chodzi o jakąś ważną sprawę. Zastanawiam się, co też może nas jeszcze łączyć. Modlę się w myślach, żeby nie chodziło o ciążę czy coś w tym stylu. To by mnie zabiło!
Wskazuję jej wolny fotel i proponuję coś do picia, ale odmawia.
- Wiem, że nie powinnam była przychodzić. Mogłam zadzwonić i się z tobą umówić, ale to bardzo pilna sprawa.
- Słucham…
- Potrzebuję pieniędzy. Nie zrozum mnie źle, ale jesteś moją ostatnią deską ratunku. Mam kłopoty z bankiem. Muszę natychmiast spłacić zobowiązania, bo inaczej zabiorą mi mieszkanie i wylecę na zbity pysk.
- Tak po prostu?
- To trwa od dłuższego czasu. Zaczęło się dużo wcześniej przed naszym poznaniem. Wiesz, że zawsze sobie radzę w trudnych sytuacjach, ale teraz naprawdę wpadłam w niezłe bagno. Prosiłam siostrę, ale ona nie ma wystarczająco dużo wolnych środków. Pomyślałam o tobie. Obiecuję, że wszystko ci oddam z nawiązką.
- Ile potrzebujesz?
- Dwadzieścia tysięcy.
- Ile? – Nie mogę uwierzyć, że można zadłużyć się na taką kwotę. Zastanawiałam się o jakie zobowiązania może chodzić, ale unikam krępujących i osobistych pytań. Wychodzę na moment i wracam z wystawionym na jej nazwisko czekiem.
- Bardzo ci dziękuję, Michael. Oddam wszystko. Obiecuję.
- Dobrze. Nie musisz się śpieszyć.
Wiele osób pewnie zastanawiałoby się, dlaczego w ogóle daję jej te pieniądze. Odpowiedź jest bardzo prosta. Zraniłem ją, rozkochałem, wykorzystałem i porzuciłem. Należy jej się jakaś rekompensata, bo Scarlett to cudowna dziewczyna, która zrobiła dla mnie wiele dobrego.
- Odezwę się – mówi, stojąc w drzwiach. Odprowadzam ją do wyjścia i macham na pożegnanie, kiedy na podjazd wjeżdża samochód Simone. Panie mijają się w biegu, z czego jestem niezwykle zadowolony, ale nie ma co łudzić się nadzieją, że żona jej nie zobaczyła.
Wysiada z samochodu i odprowadza wzrokiem Scarlett do furtki.
- Kto to był?
- Scarlett Fischer.
- Znasz ją?
- Średnio – kłamię i daję buziaka żonce. Biorę od niej ciężkie zakupy i zapraszam do domu. – To siostra naszej sąsiadki i przyjaciółka Philippa.
- Philippa? A po co przyszła?
- Poznałem ją jakiś czas temu. Philipp nas sobie przedstawił. W zasadzie to bardziej przyjaciółka jego laski, Ivone.
- No tak, ale czego od ciebie chciała?
- Wpadła, bo… Chce zrobić niespodziankę Ivone i Philippowi. Niebawem zbliża się ich rocznica i chciała przygotować jakieś przyjęcie i pytała się mnie o przyjaciela; co lubi, czego nie itp. – kłamię jak z nut.
- Ładnie z jej strony.
- Prawda? Muszę się zastanowić, co ucieszyłoby tego starego dziada – śmieję się, jednak wcale nie jest mi do śmiechu. Teraz będę musiał sam urządzić przyjęcie, aby Simone się nie połapała w moich kłamstwach. Zawsze się w coś wpakuję.
- Może zaprosilibyśmy ich do nas? Macie tych samych znajomych, a Philipp bardzo lubi moją kuchnię. Mogłabym przygotować dla niego coś specjalnego.
- Sam nie wiem… Scarlett myślała raczej o jakieś wytwornej restauracji.
- Sugerujesz, że moje jedzenie jest niedobre?
- Skądże! Jest najlepsze na świecie – mówię i całuję ją namiętnie.

6 komentarzy:

  1. Och, widzę, że małżeństwo im kwitnie, ale jakoś mnie to nie cieszy. Widziałam bardziej Michaela ze Scar, bo Simone dalej nie lubię i jest dla mnie fałszywą żmijką. Swoją drogą, czuję, że Scarlett ma jakieś niecne sprawy, które mogą w przyszłości pogrążyć Ballacka... Jestem ogromnie ciekawa, jak to wszystko rozwiążesz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. To dobrze,że w małżeństwie lepiej się wiedzie.Tylko moim skromnym zdaniem Michael niepowinien okłamywać żony...Chociaz z drugiej strony nie widomo jakby Simeone sie zachowala...No cóż...Czekam na nastepny...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że ich małżeństwo znów rozkwita, ale pojawienie się Scarlett może wszystko zepsuć. Ballack wpakował się w niezłe bagno i jestem ciekawa jak z tego wybrnie. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Michael i Simone doszli do porozumienia i w ich małżeństwie wszystko dobrze się układa. Tylko uważam, ze Ballack powinien szczerze porozmawiać z żoną i wszystko jej wyjaśnić, bo Scarlett może wszystko pomiędzy nimi popsuć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Simone rzeczywiście się stara. Mimo to wciąż uważam, że Michael powinien się z nią rozstać. Czy on w ogóle jeszcze coś do niej czuje? Nie licząc oczywiście pożądania. Czy pomimo tego, że wszystko jest okay, on jest szczęśliwy? Nie wydaje mi się. Mam nadzieję, że to nie było jego ostatnie spotkanie ze Scarlett. Heh, łatwo udało mu się skłamać, bez dłuższego zastanowienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. w sumie to już nie wiem, czy wierzyć w tą zmianę Simone, czy nie...
    tylko żeby czasami Scarlett nie namieszała.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń