27 lutego 2013

Rozdział trzynasty


Po trzech tygodniach Scarlett jest już w wynajętym przeze mnie mieszkaniu. Nie jest ono zbyt duże, ale Scarlett ma tu odpowiednią ochronę, której dostarcza jej system monitoringu oraz strażnik sprawdzający wszystkich obcych, chcących wjechać na posesję. Śpię spokojnie, bo wiem, że żadne zbiry jej nie skrzywdzą. Zresztą odkąd oddała im winne pieniądze, oni zniknęli i nie zawracają jej już głowy. Jednak ku przestrodze wolę dmuchać na zimne i nie pozwalam się jej wyprowadzić, mimo iż ona na to nalega, bo nie chce sprawiać mi kłopotów.
Czuję się odpowiedzialny za nią, jej bezpieczeństwo i życie. Darzę ją szczególnymi uczuciami, z dnia na dzień coraz bardziej się do niej zbliżam. Widzę w niej przyjaciółkę, jednak moje relacje nie mają z przyjaźnią nic wspólnego. Kocham Scarlett coraz bardziej i boli mnie, że muszę tłamsić swoje uczucia. Mam żonę, dzieci i pragnę dla nich szczęścia, a rozwód z Simone im tego nie da. Wolę sam cierpieć niż sprawić zawód im.
Jestem twardy i nie łamię się. Nie zgadzam się, aby Scarlett została moją kochanką. To byłoby nie w porządku.
Bardzo dużo o tym myślę. Zwłaszcza, kiedy wracam z rehabilitacji. Lekarz zalecił mi spacerowanie, dlatego nie korzystam z samochodu. Przechadzam się z domu na stadion, ze stadionu do domu, i mam czas, aby pomyśleć, pooddychać powietrzem, przespacerować się i oczyścić umysł.
Czasami zabieram ze sobą iPoda mojego najstarszego syna. Słucham relaksacyjnej muzyki lub audiobooka. Jeśli mam czas i nic mnie nie goni, przysiadam sobie na ławce w parku, czytam gazetę. Zdarza się, że przysiadają się starsi panowie, którzy pamiętają mnie jeszcze z początków mojej kariery w Bayerze. Są mili i bardzo rozmowni. Wymieniamy poglądy na temat dzisiejszej piłki, bundesligii, Ligi Mistrzów i zbliżającego się wielkimi krokami Euro. I zawsze potem, kiedy od domu dzieli mnie kilka metrów, zdaję sobie sprawę, że Leverkusen to jest mój prawdziwy dom. Nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej, ale jeśli chcę – a chcę – dalej grać w piłkę, to muszę pomyśleć o innych kierunkach.
Przechodzę na drugą stronę ulicy i idę w kierunku mojego ulubionego sklepiku z herbatami i kawami z całego świata. Zawsze robię tam zakupy, bo jestem wielki miłośnikiem tych trunków. Zwłaszcza kaw. Już mam wchodzić do środka, kiedy dostrzegam, że w kawiarni obok, w małym ulicznym ogrodzie, siedzi Scarlett w towarzystwie jakiegoś młodego, przystojnego mężczyzny. Chowam się na kolumną z afiszami i przez chwilę się im przyglądam. Zachowują się dość naturalnie, uśmiechają się, rozmawiają. Scarlett wydaje się być zadowolona. On też.
Myślę sobie, że nie mam prawa robić jej jakichkolwiek wyrzutów. Jest młoda, może korzystać z życia. Przecież nie będzie na mnie czekać. To by było śmieszne!
Decyduję się podejść bliżej. Przywitać się, chwilkę pogadać i ruszyć w drogę powrotną do domu.
Kiedy Scarlett mnie zauważa, wita się serdecznym uśmiechem i pocałunkiem w policzek. Jest serdeczna i naturalna tak jak zawsze. Wygląda przepięknie w letniej, kwiecistej sukience i warkoczu zwisającym jej na ramię. Nie mogę oderwać od niej wzroku, jednak w końcu raczę uwagą jej towarzysza.
- To Christian – mówi.
- Bardzo mi miło – odpowiada chłopak i proponuje mi zajęcie wolnego krzesła. Zgadzam się, ale zaznaczam, że zostanę tylko kilka minut, bo śpieszę się do domu.
- Christian to mój brat – tłumaczy w końcu Scarlett, kiedy zauważa, że czuję się dość niezręcznie w tej sytuacji.
- Masz brata? Nie wspominałaś.
- Jakoś nie było okazji. Christian mieszka i pracuje w Berlinie i rzadko odwiedza swoje rodzinne strony.
- Brak czasu – mówi chłopak.
- Rozumiem. Sam nie mam czasu, aby odwiedzić swoich dziadków.
- Wracasz z rehabilitacji?
- Tak. Wszystko przebiega w porządku. Jeszcze z dwa tygodnie i będę mógł wznowić treningi na boisku. Póki co lekkie, ale od czegoś trzeba zacząć. Właśnie szedłem do sklepu, kiedy cię zauważyłem. Masz plany na wieczór?
- No… – mówi niepewnie i spogląda na brata. – Chciałam spędzić trochę czasu z Christianem. Nie przyjechał na długo. Musimy jeszcze odwiedzić naszą siostrę.
- Jasne, nie nalegam. Odpoczywajcie sobie. Ja uciekam, bo w domu na mnie czekają – uśmiecham się i podnoszę z krzesła. – Do zobaczenia. Trzymajcie się.
- Pa, Michael!
Wracam do domu, w którym czeka na mnie niespodzianka. Niezbyt miła, jak mam być szczery. W ogóle nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś przyjdzie mi spotkać tego gościa. Wchodzę do salonu, a tam na kanapie siedzą Simone i Gustav. Jestem w szoku.
Spoglądam na żonę, która ucieka wzrokiem. Zaraz potem wstaje z miejsca i wyprasza swojego gościa z naszego domu. Stoję w przejściu, więc aby wyjść, Gustav musi stawić mi czoła. Mierzę go wzrokiem, on mnie także. Nie ustępuję i twardo stoję w drzwiach. Będę bronić tego, co moje. Nie pozwolę sobie ponownie odbić żony.
Mężczyzna mija mnie. Jest pewny siebie, twardo patrzy mi w oczy. Przechodzi i trąca mnie barkiem. Bez zastanowienia łapię go za kołnierz i szarpię. Wiem, że to szczeniackie zachowane. Nie przystoi ono mężczyźnie takiemu jak ja. Jednak nie mogłem się powstrzymać, bo ta gnida panoszyła się po moim domu, jakby był u siebie.
- Panowie, panowie! – Między nami staje Simone i próbuje załagodzić sytuację. – Dajcie spokój. Zachowujmy się jak dorośli ludzie. Gustav, idź już.
Mężczyzna posyła mi ostatnie srogie spojrzenie i opuszcza mój dom. Jego wizyta daje mi do myślenia, bo jakby okazało się, że Simone przez cały ten czas przyprawia mi rogi, to chyba bym ich pozabijał! Nie potrafię sobie nawet wyobrazić nienawiści, która wówczas zalałaby moje ciało. Ja się staram, ograniczam, robię wszystko, aby ją zadowolić, a ona tak ze mną pogrywa? Niedoczekanie!
- Co on tutaj robił? – pytam stanowczo i wchodzę w głąb salonu. Nie patrzę na nią. Niech wie, że jestem wkurzony.
- Przyszedł na chwilę, aby ze mną porozmawiać.
- O czym?
- O nas. To znaczy… O mnie i o nim.
- To was coś jeszcze łączy? – pytam i raczę ją spojrzeniem.
- Nie! – odpowiada natychmiast. Podchodzi do mnie i poprawia mi koszulę, którą poszarpał Gustav. – Nic nas nie łączy już od dłuższego czasu. Rozmawiamy ze sobą tylko w sprawach zawodowych. Musisz mi ufać.
- I rozmowa „o was” – robię w górze cudzysłów – jest sprawą zawodową. Miałem o tym nieco inne mniemanie.
- Michael, nie łap mnie za słówka. Gustav przyszedł tutaj, aby przekonać mnie do powrotu. Mówił, że tęskni, że mu mnie brakuje, że wciąż mnie kocha itd. Wysłuchałam go, bo mimo wszystko był moim przyjacielem…
- I kochankiem.
- Przyjacielem, Michael – mówi z naciskiem. – I łączyły nas niegdyś pozytywne relacje, dlatego głupio było mi go wypraszać. A poza tym myślisz, że zdradzałabym cię na oczach dzieci i Renate, bawiących się w ogrodzie?
Patrzę w stronę ogrodu i rzeczywiście widzę jak teściowa i moi synowie grają w piłkę.
- Zastanów się, proszę cię – kontynuuje.
- Co mu powiedziałaś?
- Że nie mam ochoty wracać do tego, co było. Że teraz jestem z tobą, że tworzymy kochającą się rodzinę, że to z tobą i naszymi dziećmi chcę układać przyszłość. Nie interesują mnie już romanse.
- Na pewno?
- Tak. Uwierz mi – mówi i całuje mnie prosto w usta. – Chodź, mam dla ciebie niespodziankę! – Simone chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę swojego gabinetu. Lekko się opieram, bo sam nie wiem, czy wierzyć w jej opowieść. Mam potworny mętlik w głowie, ale wszystko wydaje się być prawdą. – No chodź!
Wchodzimy do środka.
Nie mogę uwierzyć własnym oczom! Na jednej ze ścian, na której do tej pory wisiały obrazy, widnieją moje pamiątki z piłkarskiej kariery: dyplomy, medale, pamiątkowe zdjęcia, koszulki, którymi wymieniałem się po meczach, oprawione w ramy. Wszystko to, do tej pory kurzyło się w garażu, bo Simone zawsze twierdziła, że nie pasuje to do wystroju naszego nowoczesnego i wytwornego domu.
Nie mogę się temu nadziwić. A żeby tego było mało, to w rogu stoi gablota z wypolerowanymi pucharami, statuetkami, nagrodami za przeróżne osiągnięcia związane ze sportem… Podchodzę bliżej i przyglądam się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczyma. Wygląda to niesamowicie pięknie! Zawsze marzyłem, aby moje pamiątki stały na wierzchu, w jakimś pokoju – choćby najdalszym i najbardziej zapomnianym. Lubię wracać do przeszłości, pięknej przeszłości, i wspominać wszystkie swoje osiągnięcia. Do tej pory miałem to utrudnione, a teraz wszystko ląduje w gabinecie mojej żony, tak często odwiedzanym przeze mnie, jak i licznych gości. Jestem w siódmym niebie!
- Simone… Nie mogę uwierzyć. To jest niesamowite!
- Zastanawiałam się, jak mogę sprawić ci przyjemność. Kolacje, wycieczki, prezenty czy seks zdawały mi się banalne, bo przecież robimy to na co dzień. Chciałam zrobić dla ciebie coś specjalnego i wtedy pomyślałam o tym, o co mnie prosiłeś tyle razy. Podoba się?
- Jeszcze pytasz? To jest przepiękne! Dziękuję – mówię i mocno ją przytulam. – Kiedy ty to zrobiłaś?
- Dzisiaj. Miałam sporo pracy, ale mama i dzieci mi pomogli. Wszyscy chcieliśmy sprawić ci przyjemność.
- I nie będzie ci to przeszkadzać? Przecież mówiłaś, że to tylko szpeci nasz dom.
- Zrozumiałam, że to dla ciebie ważne. Masz się czym chwalić, więc zrobiłam dla ciebie ten kącik. Teraz będziesz mógł wszystkim pokazywać swoje zdobycze. A poza tym, coś tak pięknego nie może szpecić nam domu, prawda? – mówi i całuje mnie najnamiętniej jak można.
- Dziękuję – szepczę między kolejnymi pocałunkami. Rozmawiamy, śmiejemy i całujemy się jednocześnie. Jest miło i tak… swobodnie. Czuję się jakbyśmy poznali się wczoraj i przeżywali swoją szczeniacką miłość na nowo. Nigdy nie sądziłem, że spotkają mnie jeszcze takie lata u boku Simone.
Kładziemy się na niewielkiej i piekielnie niewygodnej, skórzanej kanapie i wciąż oddajemy się pocałunkom i pieszczotom. Mógłbym tak do końca świata i o jeden dzień dłużej. Niech ta chwila trwa!

Nazajutrz wracam do domu po rehabilitacji. Pogoda jest piękna, zaczyna się lato i nie mogę się doczekać, kiedy pojadę na Euro, które rozpoczyna już w przyszłym tygodniu. Zabiorę synów oraz Simone i pojedziemy do Gdańska, aby mój najstarszy syn spełnił swoje marzenie, a mianowicie, poznał Ikera Casillasa. Odkąd mu to obiecałem to nie mówi o niczym innym. Nie mam wyboru, muszę go tam zabrać.
- Michael, masz gościa – rzuca Simone od progu. Idzie na górę, zmysłowo kręci pośladkami pokonując kolejne stopnie schodów. Chcę iść za nią, ale mam gościa. Tylko jakiego?
Wchodzę w głąb salonu i dostrzegam siedzącego na kanapie Rezę, mojego agenta. Współpracuję z nim od paru ładnych lat. Mam do niego pełne zaufanie, wiem, że zawsze chce dla mnie dobrze.
Ściskamy się po przyjacielsku i zajmujemy miejsce na sofie. Jestem ciekaw, po co przyszedł.
- Byłem dzisiaj na BayArenie i rozmawiałem z prezesem i trenerem klubu – mówi i upija trochę wodę z lodem, którą zapewne wcześniej podała mu Simone lub Renate. – Niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomości.
- Tak, wiem już, że nie przedłużą ze mną kontaktu. Muszę rozejrzeć się za innymi klubami.
- Już od jakiegoś czasu jesteś wystawiony na listę transferową. Mam dla ciebie kilka propozycji.
- Naprawdę? Tak szybko? Nie spodziewałem się – mówię z radością. Daje mi to nadzieję na lepsze jutro. Muszę się tylko wykurować. Moim zdaniem będę gotowy do gry na sto procent od początku nowego sezonu. Ale musi to jeszcze potwierdzić lekarz.
Do salonu wraca Simone. Z uśmiechem zajmuje miejsce obok mnie i łapie mnie za rękę.
- Dla niektórych klubów najważniejsza jest sława, a tej z pewnością ci nie brakuje – kontynuuje Reza.
- Świetnie, to co dla mnie masz?
Mina mu trochę rzednie, kiedy wyjmuje z teczki propozycje dla mnie. Przeczuwam tu jakieś niespodzianki, jednak nie chcę myśleć pesymistycznie. W końcu wiadomo, że pozytywne myślenie to klucz do wszystkich sukcesów.
- A więc… Pierwsza oferta jest z Chin.
- Chin? – Robię wielkie oczy i spoglądam na Simone, która podziela moje zdziwienie.
- Klub Guangzhou Evergrande. Oferują ci trzyletni kontrakt i zarobki na wysokości około 4,5 miliona rocznie. Nie mam informacji o zapewnionym miejscu w podstawowej jedenastce. Druga oferta jest z katarskiego Al-Sadd. To tam przeniósł się w tym roku Raul Gonzalez. Czteroletni kontakt, 5,5 miliona za rok, brak informacji o grze. Jest to klub z osiągnięciami, ale raczej były one dawno. Na nowo budują swoją markę, stąd te transfery.
- Nie podoba mi się to – mówię. – Nie masz czegoś z Europy?
- Przykro mi…
Ciężko wzdycham i pytam o trzecią ofertę.
- New York Red Bulls. Gra tam Thierry Henry. Dwuletni kontrakt, 3 miliony rocznie, plus prowizje reklamowe. Gwarantują miejsce w składzie i wszelkie udogodnienia. Rozmawiałem z kilkoma osobami i bardzo polecają ten klub. Weź pod uwagę, że piłka nożna w Stanach jest coraz bardziej popularna. Myślę, że to najlepsza oferta.
Spoglądam na Simone pytającym wzrokiem.
- Z tego, co ci Reza zaproponował, to Nowy Jork jest najlepszy. Nie tylko dla ciebie, ale i dla nas, jako rodziny. Nie wyobrażam sobie wychowywania naszych dzieci w Chinach lub Katarze.
- Nie musicie się śpieszyć. Zastanówcie się nad tym – mówi Reza. – Może jeszcze spłynie jakaś oferta, może z Europy, ale nie liczyłbym na żadne poważne propozycje z dobrych klubów, z silnych lig. Masz już swoje lata, Michael. A poza tym ta ostatnia kontuzja wiele komplikuje. Podzwonię jeszcze i popytam. Będziemy w kontakcie.
- Jasne, dzięki.
- Nie ma sprawy. Trzymajcie się – mówi i wychodzi.
Patrzę na Simone, ale nie widzę na jej twarzy zadowolenia. Zapewnie nie tak wyobrażała sobie naszą przyszłość. Prawdę mówiąc ja też jej sobie nie wyobrażałem w ten sposób. Nowy Jork jest cholernie daleko i tak bardzo różni się od naszego poczciwego Leverkusen. Inny język, kultura, nocne życie, gwiazdy rocka… Dużo pokus.
Muszę wziąć pod uwagę wiele czynników. Przede wszystkim dzieci, które średnio radzą sobie z angielskim, a przecież muszą się jakoś komunikować ze światem. Głupio będzie, jeśli nie będą potrafiły sobie zamówić nawet pizzy. Inna sprawa to Simone i jej biznes. Na razie o tym nie wspomina, ale jestem przekonany, że niebawem użyje przeciwko mnie tego argumentu.
Może rzeczywiście najprościej będzie przedwcześnie zakończyć karierę…

5 komentarzy:

  1. Bardzofajny rozdział, przeczytałam z przyjemnością. Rozumiem Michaela,że chce ratować malżeństwo,ale na jego miejscu z zakonczeniem kariery bym się wstrzymała...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś ostatnim blogiem z mojej długiej kolejki. Chciałam jakoś ładnie zakończyć moje nadrabianie i padło na Pana Ballacka :D
    Odcinek był naprawdę ładnie napisany. Od razu można zauważyć pewnego rodzaju zazdrość Michaela o Scarlett. Możliwe, że jest to tylko moje przypuszczenie, ale on z jednej strony nie chce, żeby Scarlett była jego kochanką, ale z drugiej jest dla niego bardzo ważna.
    Nie podobało mi się pojawienie się tego faceta w ICH domu. Ona coś kręci i to widać bardzo dokładnie. Nawet odczuwam coś takiego, że ten gabinet z jego trofeami ma odwrócić uwagę od Gustava. Chociaż ja mam zawsze dziwne przypuszczenia ;p
    Ciekawa jestem jaką decyzję w sprawie własnej kariery podejmie Pan Ballack. Jeśli zdecydowałby się o zakończeniu kariery to byłoby to, co najmniej nierozsądne. Przecież on nie powinien się tak poświęcać, bo zaszkodzi bardziej sobie niż temu małżeństwu.
    Czekam na nowy.

    p.s.1. Przepraszam za beznadziejny komentarz.
    p.s.2. Jeśli coś inaczej zrozumiałam to proszę o wytłumaczenie, bo czytałam to opowiadanie etapami, więc mogłam coś ominąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Michael nie ma łatwego życia.. Ta cała sytuacja z Scarlett jest skomplikowana, Simone znów coś kręci z Gustavem i dodatkowo jego sportowa kariera. Jestem bardzo ciekawa, co wymyślisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam podejrzewać, że Simone wcale nie zakończyła romansu. Przykro mi, ale nie lubię jej i nie ufam. Może się i stara, ale ja i tak nie zmienię zdania. Wciąż uważam, że Michael powinien związać się ze Scarlett. No, ale to jego życie i on sam decyduje. Przynajmniej są jakieś propozycje. Szkoda tylko, że tak daleko od jego obecnego miejsca zamieszkania. Przed nim trudna decyzja do podjęcia, ale wierzę, że dobrze to przemyśli i wybierze to, co dla niego najlepsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co Gustav robił znowu w och domy? Mam nadzieję, że Simone nie oszukuje Michaela i naprawdę zakończyła swój romans z nim. Ciekawa jestem, jaką decyzję podejmie Ballack co do swojej dalszej kariery...

    OdpowiedzUsuń