Kiedy sobie myślę, że mam opuścić
swoje ukochane Niemcy, moje Leverkusen, i pojechać do dalekich Stanów
Zjednoczonych, do zatłoczonego, głośnego i brudnego Nowego Jorku, to coś mnie
ściska w żołądku. Sam nie wiem co robić. Jeszcze nie rozmawiałem na ten temat z
nikim. Jedynie Simone coś przebąkuje, że to strasznie daleko. Chciałbym pograć
przez chociażby te dwa lata, dla piłkarza to długo. A jeśli ktoś ma ochotę mnie
zatrudnić, i to za całkiem niezłą kasę, to dlaczego miałbym nie skorzystać?
Idę ulicą i skręcam w niewielką
alejkę, która doprowadza mnie do osiedla na którym mieszka Scarlett. Mam
wrażenie, że ona mi najlepiej doradzi, co zrobić z tym fantem. Bardzo sobie
cenię jej porady, więc mam nadzieję, że tym razem będzie podobnie.
Wchodzę do niewielkiego,
uporządkowanego mieszkania i siadam na kanapie. Scarlett zabawia mnie krótką
pogawędką na błahe tematy. Udaję, że słucham. Po chwili dziewczyna podaje kawę
i siada naprzeciwko. Wciąż kontynuuje swój monolog. Od czasu do czasu kiwam głową
ze zrozumieniem i przytakuję krótkimi aha
i rozumiem.
- Panie Ballack, co panu? – mówi w
końcu, dostrzegając moją minę.
Opadam na oparcie kanapy i odrzucam
głowę do tyłu. Spoglądam smutnym wzrokiem na sufit. Zupełnie jakbym szukał
odpowiedzi w tej białej farbie.
- Chyba wyjeżdżam.
- Na długo?
- Dwa lata.
- Co? Dokąd?
- Nie wiem. Przyszedłem, abyś ty
mi to powiedziała – mówię i spoglądam na nią. – Chiny, Katar czy Stany?
- Michael, ja nic z tego nie
rozumiem.
- Dostałem propozycję od klubu z Chin,
Kataru i USA. Nie wiem, co wybrać. Czy w ogóle coś wybierać… Bardzo chciałbym
dalej grać, skoro mam ku temu możliwość. Wiesz, że piłka nożna to dla mnie całe
życie i zrobię wszystko, aby opóźnić zakończenie kariery. Jednak nie mogę
wyjechać na koniec świata i zapomnieć o wszystkim, co zostawiam tutaj. Nie mogę
zapomnieć o rodzinie, Philippie czy tobie. Nie mogę też zabrać ich ze sobą, bo
dzieci mają tu szkołę, przyjaciół, Simone ma swój biznes. Philipp ma swoje
życie i nie mogę zmusić go do zmiany, to byłoby zbyt egoistyczne z mojej
strony. A ty…
- Co ja?
- Ty jesteś tutaj, masz pracę,
rodzinę, przyjaciół…
- Oj, panie Ballack – mówi i
zajmuje miejsce obok mnie. Czuję jej dłoń na swoim kolanie. Uśmiecha się
zalotnie, trzepoce rzęsami. Nachyla się i szepce mi do ucha. – Naprawdę
uważasz, że to wszystko jest ważniejsze od ciebie?
- Scarlett, ja mam żonę. – Nie
chcę tego, ale mimo wszystko delikatnie się od niej odsuwam. Czuję, że gdybym
tego nie zrobił, to sytuacja zabrnęłaby za daleko. A tego nie chcę.
- Żonę… A czy ona poświęci swój
biznes dla ciebie? Zrezygnuje z przyjaciółek i kochanka?
- Nie wiem. Nie liczę na to, ale
mimo wszystko mam nadzieję.
- Rób co chcesz – mówi i wraca na
swoje poprzednie miejsce. – Wiesz jednak, że ja pojadę za tobą wszędzie. Za
bardzo mi zależy, aby pozwolić ci wyjechać beze mnie.
- Mimo iż nie łączy nas nic więcej
poza przyjaźnią?
- Oficjalnie. Obydwoje dobrze
wiemy, że łączy nas o wiele więcej. Jestem przekonana, że Simone nie pojedzie z
tobą. Jeśli będziesz potrzebować towarzystwa, zadzwoń.
- Będziesz na mnie czekać?
- Zawsze.
- Ale Scarlett, to niepoważne!
Jesteś młoda, a ja to stary dziad. Nie marnuj sobie życia na mnie.
- Marnowałam swoje życie przez 25
lat. Teraz jest czas, kiedy wreszcie robię coś, co chcę.
Staram się wyperswadować jej ten
pomysł z głowy. Jest szalony!
Nie spodziewałem się, że jej
uczucia względem mnie są aż tak mocne.
Używam wszelkich argumentów,
jednak do Scarlett nic nie dociera. Dochodzi do pierwszej poważnej kłótni
między nami i jest mi z tego powodu cholernie przykro. Znów coś psuję. Obydwoje
krzyczymy, machamy rękami. Wyrzucamy sobie wszystko; ja najczęściej mówię, że
jest za młoda i nieodpowiedzialna, że niszczy sobie życie, że powinna znaleźć
sobie kogoś w swoim wieku i z nim układać przyszłość. Ona krzyczy, że jestem
starym prykiem, który widzi tylko czubek własnego nosa. Że nie doceniam jej i
tego, co dla mnie robi, że nie odwzajemniam jej uczuć, że jestem niedobry i
nieczuły.
Chyba w naszych słowach jest
trochę prawdy…
Nim wychodzę, godzimy się, bo
bardzo się kochamy. Nie potrafię się na nią gniewać. Doceniam jej szczerość i
zaangażowanie. Wiem, że to jedyna szczera osoba w moim towarzystwie, która mnie
docenia i popiera. Żałuję tej kłótni, ale jeśli miał to być jedyny sposób, abyśmy
wreszcie zdali sobie sprawę ze swoich uczuć – to jestem jak najbardziej „za”.
Mało brakowało, a zdradziłbym
Simone po raz kolejny. Jednak nie robię tego, bo mimo wszystko mi na niej
zależy. Na niej i naszej rodzinie, naszej przyszłości, wspólnym szczęściu.
Kocham je obie. U Simone mam
bezpieczną przystań, a będąc ze Scarlett wypływam na szerokie, nieznane wody.
Jedna jest łagodna, a druga to wulkan energii. Z tą pierwszą rozumiem się
niemalże bez słów, a z drugą rozmowy to ostatnia rzecz, o której myślę. Obydwie
mnie podniecają i pociągają, z nimi obiema mam ochotę spędzać całe dnie,
obydwóm coś zawdzięczam. Ale nie potrafię zrezygnować chociaż z jednej z nich.
Wracam do domu. Simone krząta się
po salonie, dzwoni, zapisuje notatki. Pracuje. Renate robi w kuchni kolację.
Louis i Emilio siedzą w jadalni i odrabiają zadania, a Jordi gania za piłką w
ogrodzie. Witam się z nimi krótko i idę do sypialni, w której się zawsze
zaszywam, kiedy coś mnie dręczy. Zasuwam zasłony, zdejmuję marynarkę i kładę
się na łóżko. Spoglądam w sufit i myślę o tym wszystkim.
Już nie tylko mój transfer siedzi
mi w głowie, ale także dwie kobiety, które kocham.
Sam nie wiem ile czasu spędzam w
tym pokoju. Mam wrażenie, że zaledwie pięć minut, ale zdegustowana mina Simone
mówi mi, że więcej.
- Nawet nie zszedłeś na kolację –
mówi z wyrzutem i znika na sekundę w łazience. – Jordi na ciebie czekał, bo
chciał ci opowiedzieć swój dzień, ale nie raczyłaś się pojawić nawet na chwilę.
Trzeba było powiedzieć, że nie jesteś głodny, posiedzieć z nim przez moment i
wrócić tu.
- Przepraszam. Chyba zasnąłem –
kłamię, bo świadomość, że zmarnowałem dwie godziny na bezczynne leżenie na
łóżku, lekko mnie przeraża. – Zaraz do niego pójdę. Pogadam i poczytam bajkę.
- Za późno. – Simone wyłania się z
łazienki, przebrana w koszulę nocną. – Położyłam ich już spać. W szkole były
zawody i wrócili skonani.
- Naprawdę?
- Tak, Michael. I miałeś tam
dzisiaj być.
Cholera jasna! Na śmierć
zapomniałem! Kilka dni temu chłopcy mówili mi, że szkoła organizuje dzień
sportowy dla wszystkich uczniów z okazji zakończenia roku szkolnego. Ale ze
mnie debil!
- Przepraszam…
- Nie mnie powinieneś przepraszać,
tylko ich. Naprawdę im zależało. Wiesz, że są z ciebie dumni i zawsze rozpiera
ich radość, kiedy mogą pokazać cię kolegom. Zawiodłeś ich na całej linii.
- Postaram się im to jakoś
wynagrodzić.
- Oby skutecznie, Michael – mówi i
odwraca się na drugi bok.
Nigdy sobie tego nie wybaczę. Tym
bardziej jeśli okaże się, że przez mój transfer dzieciaki będą musiały zmienić
szkołę od przyszłego roku. To była ostatnia taka impreza i mnie na niej
zabrakło…
Ciągle o tym myślę. Mija z
piętnaście minut nim postanawiam się podnieść i wziąć prysznic. Przyda mi się
takie oczyszczenie po tym cholernie ciężkim dniu. Moje dzieci konkurowały w
szkolnych zawodach, kiedy ja spędzałem dzień ze Scarlett. Nie wierzę…
- Michael! – Simone wyskakuje z
łóżka jak oparzona. Zapala lampkę i staje przede mną bardzo pewna siebie, silna
i zdeterminowana. Z jej twarzy bije złość i wściekłość, w oczach widzę nutkę
rezygnacji, ale mimo wszystko sprawia wrażenie twardej i wiedzącej czego chce
kobiety. Jestem zdziwiony tym widokiem, gdyż byłem przekonany, że już śpi.
Oddychała miarowo, leżała nieruchomo i nic nie zwiastowało takiego wybuchu
gniewu. – Ja już dłużej tak nie mogę!
- Simone, co się stało? O co
chodzi?
- Dłużej już tego nie wytrzymam,
rozumiesz? To wszystko mnie przytłacza. Nie mam już siły.
- O czym mówisz?
- Przez cały ten czas starałam się
być potulną i dobrą żoną, robiłam wszystko, aby zadowolić ciebie, dzieci i moją
matkę. Naprawdę tego chciałam. Zależało mi, abyśmy znów stali się kochającą
rodziną. Ograniczałam pracę, przyjaciółki, zerwałam z Gustavem. Dbałam o was,
gotowałam, sprzątałam, sprawiałam wam radość… Ale nie mogę dłużej!
- Simone, dobrze się czujesz?
Uspokój się.
- Nie, Michael! Czuję, że jeśli
teraz ci tego nie powiem, to już nigdy się nie odważę. Ja nie chcę tak żyć,
rozumiesz? Ja jestem pracoholiczką. To daje mi radość, sprawia przyjemność.
Muszę pracować, aby żyć. Nigdy nie będę tradycyjną gospodynią domową. Nie
nadaję się do tego!
- Dobrze, w porządku. Trzeba było
mi o tym powiedzieć. Wszystko byśmy załatwili.
- Ty nic nie rozumiesz! Michael,
ja nie mogę być dłużej twoją żoną. Ograniczasz mnie, odbierasz energię,
sprawiasz, że życie przestaje mieć sens, staje się szare i nijakie! Nie
jesteśmy tacy sami, już do siebie nie pasujemy. Ja potrzebuję przestrzeni i
możliwości, a ty jesteś typowym domatorem. Nienawidzę tego! Nie masz przed sobą
żadnych perspektyw.
- Ale jak to? Przecież mieliśmy
wyjechać, zacząć życie w nowym miejscu…
- Nie chcę tego! Nie wyjadę z tobą
do żadnych Chin, Stanów czy Kataru. Nie i kropka!
- Dobrze, możemy to załatwić w
jakiś inny sposób.
- Nie chcę. Ja już nie chcę
ratować naszego małżeństwa, bo ja cię nie kocham. Przez te ostatnie tygodnie
zrozumiałam, że nie ma między nami pasji, nie ma żądzy, namiętności. Całując
cię nie czułam motylków, seks był koszmarem. Już tego nie chcę, nie mam siły –
łka. Z jej policzków wolno spływają pojedyncze krople łez i jest to dla mnie
niezwykle dziwny widok, gdyż Simone bardzo rzadko płacze. – Bardzo się starałam
to zmienić. Chciałam dać z siebie wszystko dla ciebie i dzieci, ale to koniec…
Nie mogę żyć z człowiekiem, którego nie kocham. I martwię się, Michael, że ja
już nawet ciebie nie lubię. Zdałam sobie sprawę, że to Gustav jest mężczyzną
mojego teraźniejszego życia. Jest inteligentny i kreatywny, lubi podróże,
wieczorne wyjścia, spędza czas ze znajomymi, chodzi do klubów…
- Dobra, daruj sobie te pochwały.
Zrozumiałem.
- Przepraszam cię, Michael.
Bardzo. Sądziłam, że jak damy sobie drugą szansę, to nasze uczucia z
przeszłości wrócą, że znów będzie tak jak na początku. Ale przeliczyłam się.
Wiem, że dałam ci nadzieję. Wiem, że będziesz teraz bardzo cierpieć. Nie
chciałam cię krzywdzić i nadal tego nie chcę, dlatego zdecydowałam się na tą
rozmowę. Dalsze zwodzenie cię na nos i moja katorga, nie mają sensu – mówi i
milknie.
Simone wyczekująco na mnie
spogląda, jednak ja nie do końca pojmuję co się tutaj dzieje. Rano było tak
dobrze, rozmawialiśmy i śmialiśmy się przy śniadaniu, całowaliśmy się,
flirtowaliśmy. Nic nie zwiastowało takiego wieczoru. Koszmarnego wieczoru.
Kalkuluję w głowie jej słowa.
Szkoda tylko, że ja postrzegałem to zupełnie inaczej. Naprawdę sądziłem, że
udało nam się naprawić relacje, że jesteśmy na tej właściwiej drodze do
wiecznego szczęścia. Cieszyłem się, że mam pełną rodzinę, która się kocha,
wspiera, szanuje. Ale jak się okazuje – nic z tego.
Zawsze sądziłem, że Simone to
kiepska aktorka, ale za tą rolę dobrej żonki, zdecydowanie należy się jej
Oscar.
- Powiedz coś – prosi błagalnym
tonem. Waham się, bo nie mam jej nic miłego do powiedzenia.
- Wiesz co? Nie wiedziałem, że
bycie ze mną to taka katorga! – rzucam i wychodzę z sypialni z trzaskiem drzwi.
Zaraz potem opuszczam dom, wsiadam do samochodu i jadę przed siebie.
Mam dwie opcje: Scarlett i
Philipp. Wybieram tego drugiego, bo nie chcę teraz rozklejać się przy kobiecie
i wysłuchiwać, że miała rację. Miała i powinienem od razu jej słuchać. Już przy
moim rozstaniu z Simone mówiła, że moja żonka to niezłe ziółko i abym miał ją
na oku. Za bardzo zaufałem i teraz mam tego opłakane skutki.
Przemierzając ulice Leverkusen,
decyduję się na telefon. Wybieram numer mojego agenta. Wiem, że jest późno, ale
nie chcę z tym dłużej czekać.
- Halo? – słyszę w słuchawce
zaspany głos Rezy.
- Cześć, tu Michael. Sorry, że
dzwonię tak późno. Spałeś?
- Zasypiałem. O co chodzi? Stało
się coś?
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że
zdecydowałem się na transfer. Dogadaj się z Nowym Jorkiem.
- Co? Czemu tak nagle?
- Po prostu muszę stąd wyjechać
najszybciej jak się da i możliwie najdalej. Mam dosyć Leverkusen.
- Jasne, rozumiem. Ale naprawdę
wszystko w porządku? Martwię się.
- Tak, Reza. Wszystko jest w
porządku. Nie wysłuchuj już żadnych ofert, zdecydowałem się na USA. Załatw to w
miarę szybko, dobra?
- Jasne, zadzwonię tam jutro.
- Dzięki. Przepraszam, że cię
obudziłem. Pozdrów żonę. Na razie! – mówię i odkładam słuchawkę.
Postanowione.
__________
Miałyście nosa do Simone :)
Simone okazała się kłamczuchą, która teraz straciła bardzo wiele w moich oczach.. Co to w ogóle jest za kobieta?! Niech spada do tego Gustava! Jednak wydaje mi się, że Michael zbyt szybko i pochopnie zdecydował się na Nowy Jork. Myślę, że będzie jeszcze tego żałować. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńNo i problemy zniknęły. Mam nadzieje, że wyjedzie razem ze Scarlett, a nie sam. Simone w końcu wybuchła. Nic dziwnego, nie można wiecznie udawać. Łatwo było zgadnąć, że coś jest nie tak, bo nikt nie zmienia się tak gwałtownie, tym bardziej nie zmienia się na lepsze tak szybko. Szkoda tylko, że uraczyła Michaela tyloma przykrymi słowami, ale przynajmniej powiedziała mu prawdę. Mam nadzieję, że pomimo wyjazdu będzie szczęśliwy. To tylko dwa lata. Jakoś wytrzyma. :)
OdpowiedzUsuńAle z Simone szmata, nienawidz jej;/ ale czy plany Michaela wypalą na 100% ? Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału:) pozdrawiam celu$ka;d
OdpowiedzUsuńbrak mi słów na to, co zrobiła Simone... jak ona tak mogła? Niepotrzebnie tylko dała nadzieję Michaelowi... Ciekawe, czy ten wyjazd do USA wypali...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Co za jędza... Ja bym ją chyba zabiła włąsnymi rękoma... Ehh szkoda mi Michaela... Podjął decyzję pod wpływem chwili, ale co z dziećmi? Teraz napewno wezmą rozwód, ale dzieci na tym tylko ucierpią... Jestem ciekawa co teraz? Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńJaka ja byłam głupia. Myślałam że Simone na prawdę się zmieniała, a tu taki zwrot akcji. Mam nadzieję, że Michael nie będzie żałował swojej decyzji. Zrobił to w nerwach, bez zastanowienia, a przecież to jest Nowy York zupełnie inny kontynent. Będzie tam sama,a nie przecież może z nim wyjechać Scarlett :) Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, wiedziałam, że Simone udaje przed Michaelem kochającą żonkę. Ona zachowała się perfidnie. Przecież skoro tak bardzo się przy nim męczyła to mogła mu to wszystko powiedzieć dużo wcześniej.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jest to dobry pomysł z tym transferem do USA. Podjął decyzję pod wpływem chwili, a to nie jest zbyt dobry doradca. Chociaż z drugiej strony nie dziwię się jemu, że chce być jak najdalej od Simone.
Ciekawa jestem czy Scarlett pojedzie z nim. No i czy jej w ogóle powie o swoim wyjeździe i decyzji, którą podjął :)
Czekam na nowy.
No to Simone odkryła swoją prawdziwą twarz... W sumie ja też myślałam, że się zmieniła. Szkoda mi Michaela... Mam nadzieję, że w końcu coś zmieni się w jego życieu i będzie szczęśliwy, choćby ze Scarlett, chociaż jej nie lubię ;)
OdpowiedzUsuńJestem! Nareszcie wszystko nadrobiłam. Przepraszam, że to tak długo trwało, ale...Lepiej późno niż wcale! Sama nie wiem, co mam powiedzieć...Wydawało mi się, że między nimi w końcu będzie dobrze. Przecież starali się wszystko odbudować, naprawić...A przede wszystkim starał się Michael...Kurczę...Tak mi go szkoda :( Zaczął nawet myśleć o porzuceniu kariery, żeby tylko ratować rodzinę, a tymczasem Simone wyskakuje z czymś takim. Ja naprawdę uwierzyłam w jej zmianę. Wszystko robiła tak dobrze, naturalnie...Ale jednak ;/ Michael zasługuje na to, żeby żyć z kobietą, którą kocha, a taką niewątpliwie jest Scarlet...Tylko pytanie, co z dziećmi? Zawsze najbardziej cierpią, chociaż są niczemu winne :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*