17 marca 2013

Rozdział piętnasty


Budzę się nad ranem w nie najlepszej kondycji. Po wczorajszych rewelacjach, które usłyszałem w ust „żony” mam awersję do kobiet, dlatego zdecydowałem się na późne odwiedziny u mojego przyjaciela. Mam to szczęście, że przyjaciele akurat mi się udali i zawsze mogę na nich liczyć. Nie ma znaczenia pora, powód ani skutki wizyty.
Philipp przyjął mnie z otwartymi ramionami. Nie zwracał uwagi na komentarze i niezadowolenie Ivone, on po prostu wiedział, że teraz go bardzo potrzebuję. Puścił mimo uszy wszelkie jej uwagi, wysłał do sypialni, zamknął drzwi i wrócił do mnie z butelką wódki.
Stąd to moje dzisiejsze, niezbyt dobre samopoczucie.
Przepiliśmy i przegadaliśmy większą część nocy. Opowiedziałem mu o wszystkim: o zawiedzeniu synów, wizycie u Scarlett, naszej kłótni, monologu Simone i telefonie do Rezy. Słuchał mnie cierpliwe, przytakiwał i potwierdzał, że mam rację. Tego mi wówczas brakowało. Musiałem usłyszeć, że moje zachowanie ma swoje uzasadnienie. Wydawało mi się, że postępuję jak wariat, że działam pod wpływem emocji – i w pewnym sensie tak było, ale teraz, kiedy budzę się rano z potwornym kacem – nie mam wyrzutów sumienia. Czuję się dobrze w swoje skórze i ze swoimi decyzjami.
Budzę się na salonowej kanapie, potwornie niewygodnej, ale nie raz i nie dwa, miałem wątpliwą przyjemność na niej nocować, więc powoli się przyzwyczajam. Czuję swój potworny odór z ust, przepoconej koszuli, ochlapanych wódką spodni. Targają mną mieszane uczucia, kiedy spostrzegam kilka pustych butelek po alkoholu. Niewiarygodne, że wypiliśmy to we dwójkę!
Rozglądam się i dostrzegam Philippa w podobnym stanie, leżącego na podłodze za kanapą.
Szukam wody i wówczas z kuchni wyłania się przeurocza postać Ivone z litrową butelką tego przezroczystego płynu. Posyła mi nieśmiały uśmiech i odchodzi. Po chwili słyszę jak drzwi wejściowe się za nią zamykają. Poszła do pracy.
Duszkiem wypijam z pół litra wody i odkładam ją z wielką ulgą. Drapię się po głowie, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Mi też daj – słyszę zza kanapy zachrypnięty głos przyjaciela i śmieję się sam do siebie. Z nas dwóch to on gorzej znosi skutki picia. Kac zdecydowanie nie jest jego przyjacielem. Podaję mu butelkę, którą bez problemu opróżnia.
- Masakra, nie?
- Nic nie mów – rzecze i podnosi się z podłogi. Siada obok mnie i chowa twarz w dłoniach. – Czuję się okropnie. Zupełnie jakby przejechał mnie pociąg. Zaszaleliśmy wczoraj.
- Chyba przesadziliśmy.
- Porzygam się zaraz – mówi i wybiega do łazienki. Dochodzą do mnie przeróżne, dziwne dźwięki i trochę mi przykro, bo to moja wina. W ogóle chyba powinienem brać na siebie wszelkie zło tego świata. Niezależnie czego się dotknę, to zawodzę.
- I jak? – pytam, kiedy Philipp wraca.
- Lepiej. Dziękuję losowi, że sam jestem sobie szefem i nie muszę iść do pracy.
- A ja mam rehabilitację, ale chyba to odwołam.
- Nie pokazuj się w takim stanie lekarzowi. Jedziesz na kilometr.
- Powąchaj siebie – żartuję i nieśmiało się śmieję. – Sorry, za to wszystko. To moja wina.
- Weź nie gadaj!
- Mam tylko ciebie, więc przyjazd tu był dla mnie sprawą oczywistą. Nie pomyślałem o Ivone, twojej pracy…
- Zawsze jesteś tu mile widziany. Kobieta, nie ściana, da się przestawić, ale przyjaciela ma się tylko jednego na całe życie – mówi. Zapada cisza, ale nie jest ona niekomfortowa. Obydwaj siedzimy na kanapie w brudnych ubraniach, śmierci nam z ust, włosy przypominają gniazda ptaków niż jakieś konkretne fryzury. Bez żadnych widocznych emocji, z obojętnymi minami spoglądamy przed siebie, w dal za oknem. Sam nie wiem, czego dokładnie tam szukamy. – Jedziesz do domu? – pyta w końcu.
- Nie wiem.
- Nie powinieneś.
- Wolałbym nie spotykać Simone, ale muszę porozmawiać z chłopcami.
- Może pojadę z tobą…
- To dobry pomysł. Ale chyba najpierw musimy się doprowadzić do stanu używalności.
- Racja. Pójdę pierwszy. Trochę zapaskudziłem łazienkę. Przy okazji posprzątam, abyś mógł normalnie skorzystać.
- Dobra. A ja może zrobię coś do jedzenia.
- Świetnie – mówi, ale nie wykonuje żadnego ruchu. Ja podobnie. Wciąż siedzimy na kanapie, całkowicie obojętni, spoglądamy za okno i szukamy inspiracji, siły, werwy… Człowiek na kacu jest strasznie przymulony.
Wreszcie posyłamy sobie znaczące spojrzenia i jednocześnie podnosimy się z miejsca, wydobywając z siebie przeraźliwy jęk. Zupełnie jak starzy, niedołężni ludzie… Czy trzydzieści sześć lat to już starość?

Zamawiamy taksówkę i po pół godzinie stoimy już na werandzie mojego domu. Nie docierają do nas żadne dźwięki, zupełnie jakby nie było nikogo w środku. Lecz doskonale wiem, że Reante i dzieci nie mają na dzisiaj żadnych planów. Czuję się jakbym szedł na ścięcie. Ciężko mi na sercu, w głowie mi huczy – nie tylko przez alkohol, który wypiłem w kolosalnych ilościach – ale także przez wczorajsze słowa Simone, które wracają do mnie niczym echo. Nie potrafię o nich zapomnieć. Powiedziała mi tak wiele smutnych, przykrych, poniżających i piekielnie szczerych słów. Boli mnie to, bo dowiedziałem się, że bycie ze mną, kochanie mnie i spędzanie ze mną czasu to katorga! Zrozumiałbym to, gdybym był alkoholikiem, gdybym ją krzywdził fizycznie, znęcał się psychicznie, ale przecież jestem normalnym facetem. Mam pracę, dobrze dogaduję się z dziećmi, mam znajomych, kocham ją. Nigdy w życiu nie wyrządziłbym jej umyślnie żadnej krzywdy.
Wchodzimy do środka. Idę przodem, Philipp tuż za mną. Mijamy Renate, która wita się z nami smutnym dzień dobry, a zaraz potem zaczyna rzewnie płakać i znika w swoim pokoju. Posyłam przyjacielowi pytające spojrzenie, na co ten tylko wzrusza ramionami. Nie podoba mi się to i mam spore obawy, bo wydaje mi się, że nie powinienem dalej wchodzić. Jednak tam są moje dzieci. Muszę sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku.
No tak, moje obawy zdają się potwierdzać.
- Tylko spokojnie, stary – szepce mi do ucha Philipp i kładzie dłoń na moim ramieniu.
W salonie na kanapie siedzi Simone, zapłakana, z chusteczkami na kolanach. Obok niej znajduje się Gustav! Obejmuje ją troskliwie, pociesza i całuje w ramię. Nie mogę na to patrzeć. Mam serdecznie dosyć tego gościa. Chętnie obiłbym mu tą przystojną buźkę, ale wewnętrzny głos – i głos Philippa – powstrzymuje mnie. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, a ja nie chcę pogarszać swojej, i tak już mocno skomplikowanej, sytuacji.
- Michael! – mówi Simone, kiedy mnie zauważa. Odskakuje od swojego kochanka, a ja uśmiecham się lekko. No i po co te szopki… Przecież już wszyscy wiedzą, co jest grane.
- Przyszedłem po swoje rzeczy. Zatrzymam się na jakiś czas u Philippa – kłamię, bo dobrze wiem, że poproszę Scarlett o pomoc.
Idę na górę, przyjaciel za mną. Pomaga mi spakować ciuchy, kosmetyki, sprzęt do domowej rehabilitacji. Nie zabieram wszystkiego, bo na pewno tu jeszcze wrócę przed wyjazdem do Nowego Jorku.
Philipp nic nie mówi. Chyba wie, że nie jestem teraz w nastroju na pogawędki. Gdyby nie Gustav to mój humor byłby odrobinę lepszy, o ile w ogóle mogę mówić tu o jakimś dobrym samopoczuciu. W końcu moja żona wykrzyczała mi, że mnie nie kocha.
- To też? – pyta w końcu, chwytając z komody zdjęcie przedstawiające mnie, Simone oraz dzieci. Zastanawiam się przez chwilę, bo nie jestem pewien.
- Mam lepsze – odpowiadam i zabieram ze stolika nocnego ramkę, w której jestem ja i moi synowie. To mi się o wiele bardziej podoba.
Mam teraz w głowie potworny mętlik. Nigdy bym nie przypuszczał, że moje życie tak się skomplikuje. Tak długo byłem z Simone, sądziłem, że znam ją na wylot, a tymczasem ona wykręca mi takie numery. Moi rodzice pewnie przewracają się w grobie. Od początku mnie ostrzegali, abym uważał na Simone. Mieli rację.
- Mogę? – Nagle do pokoju zagląda Simone. – Musimy pogadać.
- Mamy o czym? – pytam ostro. Szczerze mówiąc to nie mam ochoty na żadne rozmowy. Dużo już usłyszałem.
- Dzwonił rano Reza. Wspominał coś o Nowym Jorku.
Daję przyjacielowi znak, aby zostawił nas samym. Bez słowa wychodzi i zamyka za sobą drzwi.
- Zdecydowałem się wyjechać do Stanów – tłumaczę. – Stwierdziłem, że będzie mi tam dobrze. Jeszcze przed wyjazdem złożę papiery rozwodowe, mój prawnik się wszystkim zajmie. Będzie cię informować.
- Cieszę się – odpowiada. – Wiem, że chciałeś grać, piłka to dla ciebie cały świat, dlatego naprawdę się cieszę, że zdecydowałeś się na ten wyjazd. Zasługujesz na to.
- Zostawię ci dom, aby chłopcy mieli swoją bezpieczną przystań. Moje pieniądze z naszego wspólnego konta przeleję na fundusz dla dzieci, aby po ukończeniu pełnoletniości miały środki na start. Oczywiście będę płacić alimenty.
- Musimy o nich porozmawiać.
- Coś nie tak? Sądziłem, że tego chcesz.
- Tak, to wszystko brzmi wspaniale. Jesteś naprawdę szczodry, wielkoduszny i wspaniałomyślny. Jesteś cudownym mężczyzną i szkoda, że na ciebie nie zasługuję.
- Nie mydl mi oczu. Do rzeczy, Simone.
- To trudna sprawa – mówi i siada na skraju łóżka. Nerwowo bawi się palcami i spogląda w podłogę. – Sporo rozmawiałam z Gustavem i moim psychologiem. Obaj uważają, że potrzebuję odmiany. Dlatego zdecydowałam się na podróż dookoła świata. Chcę się stąd wyrwać na jakiś czas, odpocząć, poznać nowych ludzi i kultury.
- Rozumiem, ale co ja mam z tym wspólnego? Jedź i baw się dobrze – ironizuję.
- Renate mówi, że ma dość mnie i tego całego cyrku, który zrobiłam ze swojego życia. Jest na skraju załamania, dlatego też postanowiła wyjechać na długie wakacje, a po powrocie zapowiedziała, że zatrzyma się u mojego brata. Rozmawiała już z Georgiem i przyjmą ją z otwartymi ramionami.
- A nasze dzieci? Kto się nimi zajmie?
- No właśnie! Zależałoby mi, abyś to ty się nimi zajął. Wiem, że to okropnie brzmi z ust matki. Jestem beznadziejna. Jednak uważam, że z tobą będą mieli lepiej. Masz z nimi lepszy kontakt, Jordi za tobą szaleje i nie wyobrażam sobie, że mogłabym was rozdzielić. Jesteś wspaniałym ojcem.
Przyznam się, że kompletnie się tego nie spodziewałem. Sądziłem, że Simone będzie robiła wszystko, aby ograniczyć mi prawa rodzicielskie, aby zatrzymać naszych synów w Leverkusen. Tymczasem dobrowolnie zrzeka się opieki nad nimi. Byłbym głupcem, gdybym się nie cieszył. Wewnątrz mnie aż się gotuje z radości. Będę ze swoimi synami w Nowym Jorku! Wszystko da się jakoś załatwić. Początkowo mogą uczyć się w domu, znajdę nauczyciela. Będziemy razem spędzać popołudnia na mieście – przecież Nowy Jork jest ogromny i atrakcji nam na pewno nie zabraknie. Będą chodzić na moje mecze, zabiorę ich na koszykówkę, rugby, baseball… Będzie wspaniale! A we wszystkim będzie nam towarzyszyć Scarlett!
- Nie ma problemu – odpowiadam spokojnie, mimo iż mam ochotę skakać i krzyczeć z radości.
- Świetnie. Powinniśmy z nimi porozmawiać. Masz czas?
Przytakuję i razem schodzimy na dół. Gustav wciąż siedzi na kanapie i przegląda jakieś czasopismo. Philipp jest w kuchni i rozmawia z Renate, która rzeczywiście zdaje się być przygaszona i smutna. Jednak już nie płacze i wygląda lepiej niż na początku. Simone prosi matkę, aby przyniosła do ogrodu pięć szklanek z sokiem.
Siadamy na tarasie i wołamy do siebie synków. Na początku opowiadają mi o sportowym dniu, który niestety przegapiłem, jednak obiecuję, że wszystko im wynagrodzę. W końcu za dwa dni wyjeżdżamy na Euro. Chcę zabrać ich do Gdańska, aby odwiedzić naszą reprezentację i obóz Hiszpanów, których uwielbia Louis. Potem chcę pojechać na Ukrainę, gdzie Niemcy rozegrają mecze grupowe. A później w zależności od tego jak nam się będzie podobać, pomyślimy co dalej. Nie wspominałem im jeszcze, ale zostajemy w Polsce i na Ukrainie przez całe Euro, mam bilety na finał i sądzę, że będzie to fajna niespodzianka.  
- Słuchajcie, chłopcy. Musimy z wami poważnie porozmawiać – mówi Simone. – Jesteście już duzi i na pewno zrozumiecie. Mama i tata – rzecze, spoglądając na mnie, a ja lekko przytakuję – ostatnimi czasy nie mogą się porozumieć. Nie chcemy, żebyście słuchali jak się kłócimy. Chcemy dla was jak najlepiej, bo bardzo was kochamy, dlatego zdecydowaliśmy się rozstać na jakiś czas. Ja muszę wyjechać, babcia wyprowadza się do wujka Georga, a tata przenosi się do Nowego Jorku, gdzie będzie dalej grać w piłkę.
- A co z nami? – pyta ze łzami w oczach Jordi.
- Pojedziecie z tatą. Będziecie razem z nim mieszkać, a ja odwiedzę was, kiedy tylko wrócę. Będziemy do siebie dzwonić, rozmawiać na video-czacie. Może czasami wy do mnie przyjedziecie. Tak będzie dla was najlepiej. Nasze życia bardzo się zmienią, ale na lepsze. Mama i tata będą szczęśliwsi, będziemy się częściej uśmiechać. Zobaczycie, że będzie fajnie.
- Nie będziemy już razem mieszkać?
- Wiesz, Jordi – mówię i biorę go na kolana. – Czasami się tak zdarza, że mamusie i tatusiowe przestają się kochać. Ale to nie znaczy, że się nie lubią. Nadal będziemy się wszyscy spotykać, chodzić na spacery, do kina. Jedyną zmianą będzie nasza przeprowadza i to, że mamy z nami nie będzie. Ale sam słyszałeś, obiecała, że będzie nas odwiedzać.
- Ale nadal nas kochacie, prawda?
- Oczywiście! – mówię i całuję go w czółko. – To nie jest wasza wina. Jesteście najwspanialszymi dziećmi pod słońcem, bardzo was kochamy. Tutaj nie chodzi o was, tylko o mamę i tatę. Musimy się rozstać, bo od jakiegoś czasu nam się nie układa. Bardzo was kochamy i nigdy nie przestaniemy – dodaję i mocno go przytulam. W końcu na jego twarzyczce pojawia się uśmiech.
- Kocham was – szepce i wtula się we mnie.
Jestem zadowolony, że mam takich mądrych synów. Obyło się bez płaczu i histerii, chociaż smutek jest nieodzowną częścią takich sytuacji. Jestem pewien, że minie trochę czasu nim pojmą jaka rewolucja ich czeka. Wyprowadzamy się na drugi koniec świata, to nie będzie łatwe ani dla nich, ani dla mnie, ale poradzimy sobie. Będziemy razem, a to najważniejsze.
Po krótkiej rozmowie, która ostatecznie zakończyła temat rozstania, chłopcy pobiegli do swoich pokoi.
- Przyjadę pojutrze – mówię do Simonie. – Przygotuj dla nich walizki, bagaże… Będziemy tam przez trzy tygodnie, więc muszą mieć jakieś ciuchy.
- Jasne. Dacie sobie radę?
- Tak. Nakłoniłem Philippa na wyjazd, więc będzie mi pomagać. Będziemy nad morzem, więc odpoczną. Wakacje im się należą po tym wszystkim.
- To prawda…
- Okay, zbieram się. Nie zapomnij o niczym. Przyjadę o siódmej rano, bo o jedenastej mamy samolot.
- Dobrze.
- Na razie – żegnam się i razem z Philippem wychodzimy, zabierając ze sobą walizki z moimi rzeczami.

__________
Niebawem kończymy... Zostało 5 do końca :)
Przypominam, że na Irinie Ross również ukazał się nowy rozdział.

8 komentarzy:

  1. Eh.. Michael w swoim życiu przeszedł naprawdę wiele, ale teraz wydaje mi się, że wszystko zaczyna się powoli układać. Simone wreszcie się określiła, zostawia mu dzieci i przeprowadzi się do NY, gdzie zacznie grać. To może być piękne :) Czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę sie, że Michael choć przez chwile poczuje sie na prawdę szczęśliwy,a simone to zimna suka, której nienawidze Czekam na kolejny rozdział pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. ze strony Simone tylko to dobre, że chce aby Michael opiekował się dziećmi. Dla niego jest to na pewno miła niespodzianka. Czekam na kolejny rozdzial, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Simone to jednak potrafi się ustawić w życiu. Zdradzała męża przez długi czas, ma młodszego kochanka, a teraz jeszcze wymigała się od opieki nad chłopcami, bo chce sobie wyjechać w podróż dookoła świata, po prostu ręce opadają. Ale z drugiej strony to jednak dobrze dla Michaela, bo będzie blisko swoich synów. ;)
    Pozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Njaważniejsze,że się rozstają w zgodzie i Michael będzie miał dzieci przy sobie,oby czekam nadalszy ciąg:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Simone nieźle mi ciśnienie podniosła. Nie mogę jej zrozumieć - chce realizować swoje widzi-misie na rzecz opieki nad synami. Takie zachowanie nie przystoi matce, bo ona myśli jedynie o swoich potrzebach, a synowie schodzą "niestety" na dalszy plan - oczywiście po kochanku, wycieczce dookoła świata i co tam jeszcze chce zrealizować w życiu.
    Michael zachował się naprawdę taktownie. Wytłumaczył dzieciom dość dyplomatycznie, dlaczego rodzice się rozstają. Jedyne co dobre jest z tego rozwodu, że będzie miał dzieci przy swoim boku. Może rzeczywiście Nowy Jork będzie początkiem, żeby ochłonąć od tych wszystkich wydarzeń, które zdarzyły mu się w życiu.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, nieźle musieli rano wyglądać. Chyba sporo popili, skoro jeden z nich spędził noc za kanapą. Biedni. :D :D Jak widać, wszystko dobrze się zaczyna układać. Co prawda to, co Simone powiedziała Michaelowi, było okropne, ale przynajmniej on się od niej uwolni. I najważniejsze, że zatrzyma przy sobie dzieci. Sądziłam, że one zostaną z Simone, ale cieszę się, że jednak będzie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że chłopcy będą z Michaelem. Mam nadzieję, że teraz, w nowym miejscu i z synami przy boku Ballack ułoży sobie życie na nowo i będzie szczęśliwy :)

    OdpowiedzUsuń