Budzę się nad ranem w
nie najlepszej kondycji. Po wczorajszych rewelacjach, które usłyszałem w ust
„żony” mam awersję do kobiet, dlatego zdecydowałem się na późne odwiedziny u
mojego przyjaciela. Mam to szczęście, że przyjaciele akurat mi się udali i
zawsze mogę na nich liczyć. Nie ma znaczenia pora, powód ani skutki wizyty.
Philipp przyjął mnie z otwartymi
ramionami. Nie zwracał uwagi na komentarze i niezadowolenie Ivone, on po prostu
wiedział, że teraz go bardzo potrzebuję. Puścił mimo uszy wszelkie jej uwagi,
wysłał do sypialni, zamknął drzwi i wrócił do mnie z butelką wódki.
Stąd to moje dzisiejsze, niezbyt
dobre samopoczucie.
Przepiliśmy i przegadaliśmy
większą część nocy. Opowiedziałem mu o wszystkim: o zawiedzeniu synów, wizycie u
Scarlett, naszej kłótni, monologu Simone i telefonie do Rezy. Słuchał mnie
cierpliwe, przytakiwał i potwierdzał, że mam rację. Tego mi wówczas brakowało.
Musiałem usłyszeć, że moje zachowanie ma swoje uzasadnienie. Wydawało mi się,
że postępuję jak wariat, że działam pod wpływem emocji – i w pewnym sensie tak
było, ale teraz, kiedy budzę się rano z potwornym kacem – nie mam wyrzutów
sumienia. Czuję się dobrze w swoje skórze i ze swoimi decyzjami.
Budzę się na salonowej kanapie,
potwornie niewygodnej, ale nie raz i nie dwa, miałem wątpliwą przyjemność na niej
nocować, więc powoli się przyzwyczajam. Czuję swój potworny odór z ust,
przepoconej koszuli, ochlapanych wódką spodni. Targają mną mieszane uczucia,
kiedy spostrzegam kilka pustych butelek po alkoholu. Niewiarygodne, że
wypiliśmy to we dwójkę!
Rozglądam się i dostrzegam
Philippa w podobnym stanie, leżącego na podłodze za kanapą.
Szukam wody i wówczas z kuchni
wyłania się przeurocza postać Ivone z litrową butelką tego przezroczystego
płynu. Posyła mi nieśmiały uśmiech i odchodzi. Po chwili słyszę jak drzwi
wejściowe się za nią zamykają. Poszła do pracy.
Duszkiem wypijam z pół litra wody
i odkładam ją z wielką ulgą. Drapię się po głowie, nie do końca wiedząc, co ze
sobą zrobić.
- Mi też daj – słyszę zza kanapy
zachrypnięty głos przyjaciela i śmieję się sam do siebie. Z nas dwóch to on
gorzej znosi skutki picia. Kac zdecydowanie nie jest jego przyjacielem. Podaję
mu butelkę, którą bez problemu opróżnia.
- Masakra, nie?
- Nic nie mów – rzecze i podnosi
się z podłogi. Siada obok mnie i chowa twarz w dłoniach. – Czuję się okropnie.
Zupełnie jakby przejechał mnie pociąg. Zaszaleliśmy wczoraj.
- Chyba przesadziliśmy.
- Porzygam się zaraz – mówi i
wybiega do łazienki. Dochodzą do mnie przeróżne, dziwne dźwięki i trochę mi
przykro, bo to moja wina. W ogóle chyba powinienem brać na siebie wszelkie zło
tego świata. Niezależnie czego się dotknę, to zawodzę.
- I jak? – pytam, kiedy Philipp
wraca.
- Lepiej. Dziękuję losowi, że sam
jestem sobie szefem i nie muszę iść do pracy.
- A ja mam rehabilitację, ale
chyba to odwołam.
- Nie pokazuj się w takim stanie
lekarzowi. Jedziesz na kilometr.
- Powąchaj siebie – żartuję i
nieśmiało się śmieję. – Sorry, za to wszystko. To moja wina.
- Weź nie gadaj!
- Mam tylko ciebie, więc przyjazd
tu był dla mnie sprawą oczywistą. Nie pomyślałem o Ivone, twojej pracy…
- Zawsze jesteś tu mile widziany.
Kobieta, nie ściana, da się przestawić, ale przyjaciela ma się tylko jednego na
całe życie – mówi. Zapada cisza, ale nie jest ona niekomfortowa. Obydwaj
siedzimy na kanapie w brudnych ubraniach, śmierci nam z ust, włosy przypominają
gniazda ptaków niż jakieś konkretne fryzury. Bez żadnych widocznych emocji, z
obojętnymi minami spoglądamy przed siebie, w dal za oknem. Sam nie wiem, czego
dokładnie tam szukamy. – Jedziesz do domu? – pyta w końcu.
- Nie wiem.
- Nie powinieneś.
- Wolałbym nie spotykać Simone,
ale muszę porozmawiać z chłopcami.
- Może pojadę z tobą…
- To dobry pomysł. Ale chyba
najpierw musimy się doprowadzić do stanu używalności.
- Racja. Pójdę pierwszy. Trochę
zapaskudziłem łazienkę. Przy okazji posprzątam, abyś mógł normalnie skorzystać.
- Dobra. A ja może zrobię coś do
jedzenia.
- Świetnie – mówi, ale nie
wykonuje żadnego ruchu. Ja podobnie. Wciąż siedzimy na kanapie, całkowicie
obojętni, spoglądamy za okno i szukamy inspiracji, siły, werwy… Człowiek na
kacu jest strasznie przymulony.
Wreszcie posyłamy sobie znaczące
spojrzenia i jednocześnie podnosimy się z miejsca, wydobywając z siebie
przeraźliwy jęk. Zupełnie jak starzy, niedołężni ludzie… Czy trzydzieści sześć
lat to już starość?
Zamawiamy taksówkę i po pół
godzinie stoimy już na werandzie mojego domu. Nie docierają do nas żadne
dźwięki, zupełnie jakby nie było nikogo w środku. Lecz doskonale wiem, że Reante
i dzieci nie mają na dzisiaj żadnych planów. Czuję się jakbym szedł na ścięcie.
Ciężko mi na sercu, w głowie mi huczy – nie tylko przez alkohol, który wypiłem
w kolosalnych ilościach – ale także przez wczorajsze słowa Simone, które
wracają do mnie niczym echo. Nie potrafię o nich zapomnieć. Powiedziała mi tak
wiele smutnych, przykrych, poniżających i piekielnie szczerych słów. Boli mnie
to, bo dowiedziałem się, że bycie ze mną, kochanie mnie i spędzanie ze mną
czasu to katorga! Zrozumiałbym to, gdybym był alkoholikiem, gdybym ją krzywdził
fizycznie, znęcał się psychicznie, ale przecież jestem normalnym facetem. Mam
pracę, dobrze dogaduję się z dziećmi, mam znajomych, kocham ją. Nigdy w życiu
nie wyrządziłbym jej umyślnie żadnej krzywdy.
Wchodzimy do środka. Idę przodem,
Philipp tuż za mną. Mijamy Renate, która wita się z nami smutnym dzień dobry, a zaraz potem zaczyna
rzewnie płakać i znika w swoim pokoju. Posyłam przyjacielowi pytające
spojrzenie, na co ten tylko wzrusza ramionami. Nie podoba mi się to i mam spore
obawy, bo wydaje mi się, że nie powinienem dalej wchodzić. Jednak tam są moje
dzieci. Muszę sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku.
No tak, moje obawy zdają się
potwierdzać.
- Tylko spokojnie, stary – szepce
mi do ucha Philipp i kładzie dłoń na moim ramieniu.
W salonie na kanapie siedzi
Simone, zapłakana, z chusteczkami na kolanach. Obok niej znajduje się Gustav!
Obejmuje ją troskliwie, pociesza i całuje w ramię. Nie mogę na to patrzeć. Mam
serdecznie dosyć tego gościa. Chętnie obiłbym mu tą przystojną buźkę, ale
wewnętrzny głos – i głos Philippa – powstrzymuje mnie. Nic dobrego z tego nie
wyjdzie, a ja nie chcę pogarszać swojej, i tak już mocno skomplikowanej,
sytuacji.
- Michael! – mówi Simone, kiedy
mnie zauważa. Odskakuje od swojego kochanka, a ja uśmiecham się lekko. No i po
co te szopki… Przecież już wszyscy wiedzą, co jest grane.
- Przyszedłem po swoje rzeczy.
Zatrzymam się na jakiś czas u Philippa – kłamię, bo dobrze wiem, że poproszę
Scarlett o pomoc.
Idę na górę, przyjaciel za mną.
Pomaga mi spakować ciuchy, kosmetyki, sprzęt do domowej rehabilitacji. Nie
zabieram wszystkiego, bo na pewno tu jeszcze wrócę przed wyjazdem do Nowego Jorku.
Philipp nic nie mówi. Chyba wie,
że nie jestem teraz w nastroju na pogawędki. Gdyby nie Gustav to mój humor
byłby odrobinę lepszy, o ile w ogóle mogę mówić tu o jakimś dobrym
samopoczuciu. W końcu moja żona wykrzyczała mi, że mnie nie kocha.
- To też? – pyta w końcu,
chwytając z komody zdjęcie przedstawiające mnie, Simone oraz dzieci.
Zastanawiam się przez chwilę, bo nie jestem pewien.
- Mam lepsze – odpowiadam i
zabieram ze stolika nocnego ramkę, w której jestem ja i moi synowie. To mi się
o wiele bardziej podoba.
Mam teraz w głowie potworny
mętlik. Nigdy bym nie przypuszczał, że moje życie tak się skomplikuje. Tak
długo byłem z Simone, sądziłem, że znam ją na wylot, a tymczasem ona wykręca mi
takie numery. Moi rodzice pewnie przewracają się w grobie. Od początku mnie
ostrzegali, abym uważał na Simone. Mieli rację.
- Mogę? – Nagle do pokoju zagląda
Simone. – Musimy pogadać.
- Mamy o czym? – pytam ostro.
Szczerze mówiąc to nie mam ochoty na żadne rozmowy. Dużo już usłyszałem.
- Dzwonił rano Reza. Wspominał coś
o Nowym Jorku.
Daję przyjacielowi znak, aby
zostawił nas samym. Bez słowa wychodzi i zamyka za sobą drzwi.
- Zdecydowałem się wyjechać do
Stanów – tłumaczę. – Stwierdziłem, że będzie mi tam dobrze. Jeszcze przed
wyjazdem złożę papiery rozwodowe, mój prawnik się wszystkim zajmie. Będzie cię
informować.
- Cieszę się – odpowiada. – Wiem,
że chciałeś grać, piłka to dla ciebie cały świat, dlatego naprawdę się cieszę,
że zdecydowałeś się na ten wyjazd. Zasługujesz na to.
- Zostawię ci dom, aby chłopcy
mieli swoją bezpieczną przystań. Moje pieniądze z naszego wspólnego konta
przeleję na fundusz dla dzieci, aby po ukończeniu pełnoletniości miały środki
na start. Oczywiście będę płacić alimenty.
- Musimy o nich porozmawiać.
- Coś nie tak? Sądziłem, że tego
chcesz.
- Tak, to wszystko brzmi
wspaniale. Jesteś naprawdę szczodry, wielkoduszny i wspaniałomyślny. Jesteś
cudownym mężczyzną i szkoda, że na ciebie nie zasługuję.
- Nie mydl mi oczu. Do rzeczy,
Simone.
- To trudna sprawa – mówi i siada
na skraju łóżka. Nerwowo bawi się palcami i spogląda w podłogę. – Sporo
rozmawiałam z Gustavem i moim psychologiem. Obaj uważają, że potrzebuję
odmiany. Dlatego zdecydowałam się na podróż dookoła świata. Chcę się stąd
wyrwać na jakiś czas, odpocząć, poznać nowych ludzi i kultury.
- Rozumiem, ale co ja mam z tym
wspólnego? Jedź i baw się dobrze – ironizuję.
- Renate mówi, że ma dość mnie i
tego całego cyrku, który zrobiłam ze swojego życia. Jest na skraju załamania,
dlatego też postanowiła wyjechać na długie wakacje, a po powrocie
zapowiedziała, że zatrzyma się u mojego brata. Rozmawiała już z Georgiem i
przyjmą ją z otwartymi ramionami.
- A nasze dzieci? Kto się nimi
zajmie?
- No właśnie! Zależałoby mi, abyś
to ty się nimi zajął. Wiem, że to okropnie brzmi z ust matki. Jestem
beznadziejna. Jednak uważam, że z tobą będą mieli lepiej. Masz z nimi lepszy
kontakt, Jordi za tobą szaleje i nie wyobrażam sobie, że mogłabym was
rozdzielić. Jesteś wspaniałym ojcem.
Przyznam się, że kompletnie się
tego nie spodziewałem. Sądziłem, że Simone będzie robiła wszystko, aby
ograniczyć mi prawa rodzicielskie, aby zatrzymać naszych synów w Leverkusen.
Tymczasem dobrowolnie zrzeka się opieki nad nimi. Byłbym głupcem, gdybym się
nie cieszył. Wewnątrz mnie aż się gotuje z radości. Będę ze swoimi synami w
Nowym Jorku! Wszystko da się jakoś załatwić. Początkowo mogą uczyć się w domu,
znajdę nauczyciela. Będziemy razem spędzać popołudnia na mieście – przecież
Nowy Jork jest ogromny i atrakcji nam na pewno nie zabraknie. Będą chodzić na
moje mecze, zabiorę ich na koszykówkę, rugby, baseball… Będzie wspaniale! A we
wszystkim będzie nam towarzyszyć Scarlett!
- Nie ma problemu – odpowiadam
spokojnie, mimo iż mam ochotę skakać i krzyczeć z radości.
- Świetnie. Powinniśmy z nimi
porozmawiać. Masz czas?
Przytakuję i razem schodzimy na
dół. Gustav wciąż siedzi na kanapie i przegląda jakieś czasopismo. Philipp jest
w kuchni i rozmawia z Renate, która rzeczywiście zdaje się być przygaszona i
smutna. Jednak już nie płacze i wygląda lepiej niż na początku. Simone prosi
matkę, aby przyniosła do ogrodu pięć szklanek z sokiem.
Siadamy na tarasie i wołamy do
siebie synków. Na początku opowiadają mi o sportowym dniu, który niestety
przegapiłem, jednak obiecuję, że wszystko im wynagrodzę. W końcu za dwa dni
wyjeżdżamy na Euro. Chcę zabrać ich do Gdańska, aby odwiedzić naszą
reprezentację i obóz Hiszpanów, których uwielbia Louis. Potem chcę pojechać na
Ukrainę, gdzie Niemcy rozegrają mecze grupowe. A później w zależności od tego
jak nam się będzie podobać, pomyślimy co dalej. Nie wspominałem im jeszcze, ale
zostajemy w Polsce i na Ukrainie przez całe Euro, mam bilety na finał i sądzę,
że będzie to fajna niespodzianka.
- Słuchajcie, chłopcy. Musimy z
wami poważnie porozmawiać – mówi Simone. – Jesteście już duzi i na pewno
zrozumiecie. Mama i tata – rzecze, spoglądając na mnie, a ja lekko przytakuję –
ostatnimi czasy nie mogą się porozumieć. Nie chcemy, żebyście słuchali jak się
kłócimy. Chcemy dla was jak najlepiej, bo bardzo was kochamy, dlatego
zdecydowaliśmy się rozstać na jakiś czas. Ja muszę wyjechać, babcia wyprowadza
się do wujka Georga, a tata przenosi się do Nowego Jorku, gdzie będzie dalej
grać w piłkę.
- A co z nami? – pyta ze łzami w
oczach Jordi.
- Pojedziecie z tatą. Będziecie
razem z nim mieszkać, a ja odwiedzę was, kiedy tylko wrócę. Będziemy do siebie
dzwonić, rozmawiać na video-czacie. Może czasami wy do mnie przyjedziecie. Tak
będzie dla was najlepiej. Nasze życia bardzo się zmienią, ale na lepsze. Mama i
tata będą szczęśliwsi, będziemy się częściej uśmiechać. Zobaczycie, że będzie
fajnie.
- Nie będziemy już razem mieszkać?
- Wiesz, Jordi – mówię i biorę go
na kolana. – Czasami się tak zdarza, że mamusie i tatusiowe przestają się
kochać. Ale to nie znaczy, że się nie lubią. Nadal będziemy się wszyscy
spotykać, chodzić na spacery, do kina. Jedyną zmianą będzie nasza przeprowadza
i to, że mamy z nami nie będzie. Ale sam słyszałeś, obiecała, że będzie nas
odwiedzać.
- Ale nadal nas kochacie, prawda?
- Oczywiście! – mówię i całuję go
w czółko. – To nie jest wasza wina. Jesteście najwspanialszymi dziećmi pod
słońcem, bardzo was kochamy. Tutaj nie chodzi o was, tylko o mamę i tatę.
Musimy się rozstać, bo od jakiegoś czasu nam się nie układa. Bardzo was kochamy
i nigdy nie przestaniemy – dodaję i mocno go przytulam. W końcu na jego
twarzyczce pojawia się uśmiech.
- Kocham was – szepce i wtula się we
mnie.
Jestem zadowolony, że mam takich
mądrych synów. Obyło się bez płaczu i histerii, chociaż smutek jest nieodzowną
częścią takich sytuacji. Jestem pewien, że minie trochę czasu nim pojmą jaka
rewolucja ich czeka. Wyprowadzamy się na drugi koniec świata, to nie będzie
łatwe ani dla nich, ani dla mnie, ale poradzimy sobie. Będziemy razem, a to
najważniejsze.
Po krótkiej rozmowie, która
ostatecznie zakończyła temat rozstania, chłopcy pobiegli do swoich pokoi.
- Przyjadę pojutrze – mówię do
Simonie. – Przygotuj dla nich walizki, bagaże… Będziemy tam przez trzy
tygodnie, więc muszą mieć jakieś ciuchy.
- Jasne. Dacie sobie radę?
- Tak. Nakłoniłem Philippa na
wyjazd, więc będzie mi pomagać. Będziemy nad morzem, więc odpoczną. Wakacje im
się należą po tym wszystkim.
- To prawda…
- Okay, zbieram się. Nie zapomnij
o niczym. Przyjadę o siódmej rano, bo o jedenastej mamy samolot.
- Dobrze.
- Na razie – żegnam się i razem z
Philippem wychodzimy, zabierając ze sobą walizki z moimi rzeczami.
__________
Niebawem kończymy... Zostało 5 do końca :)
Przypominam, że na Irinie Ross również ukazał się nowy rozdział.
Przypominam, że na Irinie Ross również ukazał się nowy rozdział.
Eh.. Michael w swoim życiu przeszedł naprawdę wiele, ale teraz wydaje mi się, że wszystko zaczyna się powoli układać. Simone wreszcie się określiła, zostawia mu dzieci i przeprowadzi się do NY, gdzie zacznie grać. To może być piękne :) Czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńCieszę sie, że Michael choć przez chwile poczuje sie na prawdę szczęśliwy,a simone to zimna suka, której nienawidze Czekam na kolejny rozdział pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńze strony Simone tylko to dobre, że chce aby Michael opiekował się dziećmi. Dla niego jest to na pewno miła niespodzianka. Czekam na kolejny rozdzial, pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńSimone to jednak potrafi się ustawić w życiu. Zdradzała męża przez długi czas, ma młodszego kochanka, a teraz jeszcze wymigała się od opieki nad chłopcami, bo chce sobie wyjechać w podróż dookoła świata, po prostu ręce opadają. Ale z drugiej strony to jednak dobrze dla Michaela, bo będzie blisko swoich synów. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]
Njaważniejsze,że się rozstają w zgodzie i Michael będzie miał dzieci przy sobie,oby czekam nadalszy ciąg:)
OdpowiedzUsuńSimone nieźle mi ciśnienie podniosła. Nie mogę jej zrozumieć - chce realizować swoje widzi-misie na rzecz opieki nad synami. Takie zachowanie nie przystoi matce, bo ona myśli jedynie o swoich potrzebach, a synowie schodzą "niestety" na dalszy plan - oczywiście po kochanku, wycieczce dookoła świata i co tam jeszcze chce zrealizować w życiu.
OdpowiedzUsuńMichael zachował się naprawdę taktownie. Wytłumaczył dzieciom dość dyplomatycznie, dlaczego rodzice się rozstają. Jedyne co dobre jest z tego rozwodu, że będzie miał dzieci przy swoim boku. Może rzeczywiście Nowy Jork będzie początkiem, żeby ochłonąć od tych wszystkich wydarzeń, które zdarzyły mu się w życiu.
Czekam na nowy.
Haha, nieźle musieli rano wyglądać. Chyba sporo popili, skoro jeden z nich spędził noc za kanapą. Biedni. :D :D Jak widać, wszystko dobrze się zaczyna układać. Co prawda to, co Simone powiedziała Michaelowi, było okropne, ale przynajmniej on się od niej uwolni. I najważniejsze, że zatrzyma przy sobie dzieci. Sądziłam, że one zostaną z Simone, ale cieszę się, że jednak będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńDobrze, że chłopcy będą z Michaelem. Mam nadzieję, że teraz, w nowym miejscu i z synami przy boku Ballack ułoży sobie życie na nowo i będzie szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuń