26 marca 2013

Rozdział szesnasty


Ten dzień zaczął się tragicznie, a jego tragiczność wciąż mnie nawiedza. Potworny kac po całonocnej libacji, bóle w całym ciele, mętlik w głowie – nie ma temu końca! Rozmowa z Simone, rozwód, dzieci… Przyszedł czas na Scarlett.
Stoję z walizkami u progu jej drzwi i próbuję się dodzwonić. Słyszę w środku grający telewizor, szmery i ogólne poruszenie, jednak nikt mi nie otwiera. Zaczynam się martwić, że coś jej się stało. Może upadła pod prysznicem i jest nieprzytomna. Może przewróciła się na mokrej podłodze w kuchni i uderzyła się głową o kant stołu… W domu zdarza się najwięcej wypadków, dlatego chcę jak najszybciej wejść do środka i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Żałuję, że nie wziąłem zapasowych kluczy, kiedy była ku temu sposobność.
Pukam i pukam, aż wreszcie staje przede mną z anielskim uśmiechem.
- Co ty wyrabiasz? – warczę. – Walę do drzwi, a ty nic. Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam – mówi ze skruszoną miną i wpuszcza mnie do środka. – Byłam na balkonie i nie słyszałam.
- Palisz? – pytam, kiedy na stole zauważam paczkę papierosów. Dochodzi do mnie szum wody spod prysznica i zaczynam nabierać podejrzeń. Spoglądam pytająco na Scarlett, która od niechcenia nasypuje kawy do mojego ulubionego kubka. – Kto tam jest?
- Kochanek.
- Co? – Mam wrażenie, że zaraz dostanę szału! Najpierw Simone, a teraz ona oznajmia, że mnie zdradza?! To jakiś żart, tak? – myślę i rozglądam się wokoło w poszukiwaniu ukrytych kamer.
- Żartowałam – mówi z uśmiechem. – O co pan mnie posądza, panie Ballack. To Christian. I to też jego – dodaje, sięgając po papierosy, które natychmiast odkłada na półkę.
Kamień spada mi z serca na myśl o jej bracie. Przysięgam, że jeśli byłoby to prawdą, to skończyłbym ze swoim marnym żywotem. Za dużo jak dla mnie…
- Co ci tu sprowadza o tak wczesnej porze? Myślałam, że masz rehabilitację.
- Odwołałem. Nawet nie masz pojęcia co się dzieje – mówię i siadam na kanapie. Scarlett podaje mi kubek z kawą i zajmuje miejsce obok.
- Opowiadaj.
- Rozwodzę się.
- Co?
- To cholernie długa historia. Nie chce mi się o tym gadać. Fakty są takie, że Simone niebawem przestanie być moją żoną, a ja wyjeżdżam do Stanów.
- Twoje życie jest szalone – śmieje się. – Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie!
- Wiem i przeraża mnie to. Wolę ustatkowany tryb życia.
- Nie martw się. Jestem pewna, że te zmiany wyjdą ci na dobre. Simone wreszcie przestanie się czepiać. Będziesz wolny – mówi i daje mi całusa. – I cieszę się, że zdecydowałeś się na wyjazd. Zaczniesz wszystko od nowa, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi… Ze mną – dodaje i uśmiecha się najpiękniej jak to tylko ona potrafi.
Odwzajemniam serdeczność, ale trudno mi myśleć pozytywnie po tym wszystkim. Niby się cieszę, bo nie ma sensu tkwić w czymś bez przyszłości. Nasze małżeństwo już dawno przestało być typowym związkiem. Jednak nie mogę pogodzić się z tym, że Simone ciągle przede mną grała. Przez ostatnie tygodnie udawała miłość i bardzo mnie to boli. Nie sądziłem, że jest do tego zdolna.
- Cześć! – Do salonu wchodzi Christian z białym ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Uśmiecha się i podaje mi rękę. Witamy się i wymieniamy serdeczności, ale wolałbym być teraz ze Scarlett sam. – Jak leci?
- Jakoś marnie – odpowiadam z zadziwiającą szczerością. Nie lubię dzielić się problemami z obcymi. Chociaż Christian za pewno za jakiś czas stanie się moją rodziną. Myślę o jego siostrze bardzo poważnie, dlatego zależy mi, aby nasze relacje były przynajmniej dobre.
- Widzę jakieś sercowe problemy… Nie przejmuj się, Michael. Kobiety już takie są. Bez urazy – dodaje, spoglądając na siostrę i puszczając jej oczko. Blondynka wystawia mu język i wygania do łazienki, aby się nie przeziębił.
- Mamy wolną rękę – cieszy się dziewczyna. – Kiedy wyjeżdżamy?
- Póki co jadę z dzieciakami na trzy tygodnie do Polski. Obiecałem im Euro.
- Naprawdę? Kurczę, będę strasznie za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też. Mam nadzieję, że szybko zleci. Dzięki temu będę mógł zapomnieć o kłopotach. Zrelaksuję się i wrócę do ciebie z nową energią.
- Mam nadzieję – mówi i znów mnie całuje. – Mam coś przygotować do wyjazdu? Coś załatwić?
- Wiesz co… Reza zajmuje się wszystkimi moimi sprawami, ale w zasadzie ty też to możesz zrobić. W końcu wyjeżdżamy razem, prawda? – pytam z nadzieją. Mam nadzieję, że się nie rozmyśliła i nadal chce ze mną jechać, mimo iż jeszcze nie zna drobnego szczegółu.
Scarlett z uśmiechem kiwa głową.
- Okay, to masz – mówię i podaję jej wizytówkę mojego agenta. – Zadzwoń do niego i niech ci poda nazwy dzielnic mieszkalnych w Nowym Jorku. Poszperaj w Internecie, pooglądaj domy i wybierz najlepszy. Niech będzie duży i przestronny, z ogrodem i basenem. Najlepiej w jakieś ładnej, zielonej i przede wszystkim bezpiecznej dzielnicy.
- Chcesz mieć dom? One są już niemodne. Nie lepiej kupić jakiś apartament w centrum? Mielibyśmy przepiękny widok na całe miasto! Zawsze marzyłam o szklanej ścianie przez którą byłoby wszystko widać! Mogłabym przechadzać nago po naszym mieszkanku, kochać się z tobą w świetle księżyca i nikt by nas nie podejrzał. Michael, to fantastyczny pomył! – mówi i klaszcze w dłonie. – Proszę, kupmy apartament!
- Nie zapędzaj się.
- Nie podoba ci się?
- Bardzo mi się podoba – odpowiadam i całuję ją w czubek nosa. – Ale moje dzieci jadą z nami.
- Proszę?!
- Simone wyjeżdża, jej matka też. Sama się zrzekła opieki, rozumiesz? Sądziłem, że przyjdzie mi walczyć o synów, a tymczasem oni jadą ze mną. Super, nie? Już wszystko sobie wymyśliłem! Będziemy razem chodzić na mecze koszykówki, spacerować po Central Parku, urządzać sobie wycieczki i spędzać wieczory w klimatycznych restauracjach. Nikt mnie tam nie zna, więc będę mógł robić wszystko to, na co tutaj nie mam czasu lub sposobności. Będą mi towarzyszyć synowie oraz moja ukochana kobietka – mówię i znów ją całuję. – Chyba lepiej się to skończyć nie mogło.
- Świetnie…
- Masz. – Wręczam jej kartę kredytową i wszelkie upoważnienia. – Znajdź dom i kup go dla nas. Pamiętaj, że chłopcy potrzebuję osobnych pokoi. Przydałoby się jeszcze miejsce na małą siłownię dla mnie. A dla siebie możesz wybrać pokój na garderobę.
- Michael, naprawdę chcesz zabrać dzieci? Mieliśmy tam rozpocząć nowy etap naszego życia. Sądziłam, że będziemy tylko we dwójkę.
- Kochanie, ja wiem, że nie przepadasz na dziećmi, ale moi synowi są naprawdę mądrzy i spokojni. Zobaczysz, że szybko złapiesz z nimi wspólny język. Będzie fajnie.
- Nie jestem przekonana…
- A ja przeciwnie. Jesteś cudowna, oni też. Zrobię wszystko, abyśmy stworzyli wspaniałą rodzinę.
Widzę, że Scarlett nie jest zachwycona tym pomysłem. Jak można aż tak bardzo nie lubić dzieci? Zrozumiałbym, gdyby moi synowie byli maluchami, których trzeba karmić i zmieniać im pieluchy. Nikt nie lubi się bawić tymi „śmierdzącymi” sprawami, zresztą nawet bym jej do tego nie zmuszał. Ale Louis, Emilio i Jordi to prawie dorośli mężczyźni i sami potrafią się sobą zająć. Od małego razem z Simone uczyliśmy ich kultury, odpowiedzialności, samodzielności… Poradzą sobie, kiedy ja będę na treningach. Scarlett musiałaby tylko im pokazać co i jak i przypilnować, aby nie robili nic głupiego. Odpowiedzialność odpowiedzialnością, ale mimo wszystko to wciąż dzieci.

Po dwóch ciężkich dniach, które spędziłem w towarzystwie nadąsanej Scarlett i jej brata, wreszcie jestem w Gdańsku. Spełniam marzenie swojego syna i jest to najlepsze uczucie jakie do tej pory miałem przyjemność poczuć. Nic nie może równać się z widokiem rosnącej w nim ekscytacji, podniecenia, szczęścia i tremy. Przez całą podróż opowiadał nam jaki to Iker Casillas jest wspaniały. A dziś jego marzenie się ziści i stanie z Królewskim bramkarzem oko w oko.
Umówiliśmy się w ośrodku, w którym mieszkają Hiszpanie. Czekamy na niego w hotelowej restauracji. Ja popijam kawę i gawędzę z Jordim, Emilio i Louis kręcą się ze zdenerwowania i siedzą cicho jak myszy pod miotłą. Co jakiś czas przechodzi obok nas osoba ze sztabu bądź inni piłkarze, którzy witają się ze mną uśmiechem, a czasem podaniem ręki. Miło z ich strony.
Kiedy dostrzegam Ikera wstaję z miejsca i wychodzę mu naprzeciw. Jest niższy niż przypuszczałem, ale bardzo miły, co widać już po pierwszych sekundach spotkania.
- Wielkie dzięki – mówię łamanym hiszpańskim. – Dla mojego syna to wiele znaczy.
- Drobiazg.
Iker się przysiada, rozmawiamy, żartujemy, a moi dwaj starsi synowie nie odwracają od niego wzroku. Po kilku minutach się przyzwyczajają i zaczynają normalną pogawędkę. Iker jest życzliwy i bardzo serdeczny, bez mrugnięcia okiem podpisuje wszystko, co chłopcy mu podsuwają pod nos: notesy, zdjęcia, plakaty dla kolegów, koszulki, rękawice… Potem robią sobie szybkie zdjęcia, bo Ikera czas zaczyna gonić, a na koniec bramkarz wręcza moim chłopakom swoje oryginalne rękawice i koszulkę reprezentacji Hiszpanii. Żegna się przyjaznymi uściskami i wychodzi z szerokim uśmiechem.
Przez kolejne dni nie słyszę o niczym innym. Zdaje się, że sam wydałem na siebie wyrok tym spotkaniem. Chyba nie jestem już numerem jeden. Żartuję z nimi i udaję nadąsanie, jednak szybko przekonuję się, że Casillas jest najlepszym bramkarzem, a ja jestem najlepszym piłkarzem – wymyślą wszystko byle tylko nie zakręcić sobie kurka dającego pieniądze. Nie mam im tego za złe, oczywiście wiem, że to tylko żarty.
Po dwóch dniach zwiedzania nadmorskiego kurortu, wybieramy się do hotelu, w którym zameldowani są nasi rodacy. Tam atmosfera jest już zupełnie inna. Mimo iż nie rozstawałem się z reprezentacją Niemiec w przyjaznej atmosferze, dziś już nikt o tym nie pamięta. Chłopaki i trener witają się ze mną miło i życzą dobrej zabawy; zarówno podczas Euro jak i w Nowym Jorku.
Nazajutrz wsiadamy w samolot i lecimy na Ukrainę, aby obejrzeć Niemców w akcji. Z rozrzewnieniem spoglądam na płytę boiska, po której biegają coraz to młodsi chłopcy. Jednak trener ma pomysł na tą drużynę – i to nie byle jaki pomysł. Grają z werwą, polotem, kombinacyjnie, ale wciąż twardo. Na pierwszy rzut oka widać, że reprezentacja poprawiła się pod względem technicznym. Grają o wiele lepiej niż, kiedy ja byłem kapitanem tego teamu.
Przyglądam się młodemu Khedirze, który zajął moje miejsce na środku pomocy. Trafił mi się godny zastępca. Świadczą o tym jego umiejętności, pewność siebie, no i transfer do jednego z najlepszych klubów. Jasne, że wolałbym być na jego miejscu, ale dociera już do mnie fakt, że jestem za stary. Nie pasuję już do tego zespołu, chociaż jak spoglądam na Klose to kłuje mnie w sercu.
Później mogą uwagę przyciąga młody Thomas Muller, który dumnie nosi na plecach moją szczęśliwą trzynastkę. Zawsze uważałem, że to dobra liczba. Nie była pechowa – wręcz przeciwnie. Wszystko co dobre w życiu zawsze przynosiła mi trzynastka. Ten numer do końca życia będzie wyryty w moim sercu.
Na końcu spoglądam na Philippa Lahma, z którym swego czasu darłem koty o opaskę kapitańską. Sądziłem, że wrócę do reprezentacji, jednak tak się nie stało. Może to i dobrze. Philipp zawsze był dobrym chłopakiem, ma charyzmę i doświadczenie, więc nie dziwię się, że sprawuje tą funkcję.
Przyznam, że wspaniale spędzam czas w towarzystwie synów. Niestety zabrakło mojego najlepszego przyjaciela, któremu w ostatniej chwili wypadły jakieś problemy w firmie, ale i tak jest genialnie. Jeździmy i zwiedzamy wszystko, co się da. Zarówno Ukraina jak i Polska nie mają przed nami tajemnic. Można powiedzieć, że jesteśmy wszędzie.
Czasami udaje nam się dostać na inne mecze wielkich drużyn – Hiszpanów, Francuzów, Włochów. Chłopcy są zachwyceni, ja także, bo takiej dawki światowego footballu dawno nie mieliśmy. Każdy dzień kończy się dla nas potwornym bólem nóg, ogólnym zmęczeniem, głodem i pragnieniem. Kładziemy się na łóżka i do późnej nocy przeżywamy wszystko na nowo. Padamy jak muchy około północy i jeden na drugim śpimy do białego rana.
Niestety reprezentacji Niemiec nie powiodło się tak dobrze, jak wszyscy liczyli. Półfinał do dobry wynik, ale wymagano od nich zwycięstwa. Jest nam przykro, ale nie martwimy się długo. Cieszymy się, że pójdziemy na finał, w którym zobaczymy Hiszpanów i Włochów. Robimy zakłady; ja stawiam na Włochów, chłopcy na tych drugich. Obiecuję, że jak wygrają to zabiorę ich do Disneylandu; oni przyrzekają, że przez najbliższy tydzień będą robić mi śniadania.
Przegrywam, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Spotkanie z Myszką Miki, Kaczorem Donaldem i Królewną Śnieżką będzie dla mnie mega frajdą. Znów poczuję się jak dziecko. Oczami wyobraźni już wyobrażam sobie ten dzień i przyznam się, że nie mogę się doczekać. Chłopcy podobnie. Myślę, że będzie to idealny moment, aby Scarlett zaprzyjaźniła się z moimi synami. Takie wyjście na pewno nas wszystkich do siebie zbliży i pozwoli poznać się lepiej.
Będzie cudowanie!

__________
Nie lubię tego rozdziału, mimo iż jest o Euro, które dobrze wspominam :) 
 

10 komentarzy:

  1. Mnie się rozdział podobał:) Toładnie ze strony Michaela,że zabiera ze sobą dzieci,w końcu jest ojcem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że Scarlett nie podoba się pomysł z dziećmi.. Jestem ciekawa jak sobie poradzi. Euro.. Matko, jak ten czas leci :D Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Scarlett nie była zadowolona, że dzieci jadą. Nie dziwię jej się. Też wolałabym tak sam na sam, bez dzieci. Czy ona w ogóle się z nimi dogada? Jak zareagują na to, że teraz ona będzie z nimi mieszkać, zamiast Simone? Cóż, mam nadzieję, że jakoś się ułoży. Dobrze, że Michael w końcu jest szczęśliwy, pomimo tego, co powiedziała mu Simone. Oby szybko o niej zapomniał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie podoba mi się zachowanie Scarlett. Nie powinna zachowywać się w taki sposób w stosunku do dzieci Michaela. Mam jednak nadzieję, że zaakceptuje ona ich obecność i stworzą szczęśliwą rodzinę.

    OdpowiedzUsuń
  5. a wszystko mogło być takie piękne, gdyby nie to, że Scarlett nie lubi dzieci ;/ . Mam nadzieję, że gdy jednak pozna dzieci Michaela, polubi je . Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo przyjazny rozdział ale kiedy coś o Mesucie?:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem. Mam coś w planach, ale póki co weny brak.

      Usuń
  7. Bardzo przyjemny rozdział :) Co do końcówki i zakładu, a w rezultacie jego przegraniu. Disneyland to jest miejsce gdzie najbardziej zatwardziali konserwatywni panowie szaleją jak małe dzieci. Przykładem może być Major uczący mnie w liceum PO, człowiek opanowany, rzeczowy, żelazny jeśli chodzi o dyscyplinę. Wystarczyło kilka chwil w Disneylandzie i odpłynął, wciąż jeździł zadowolony rollercoasterem i korzystał z innych atrakcji, choć kto wie, czy te wszystkie przyprawiające o zawrót głowy i niemal wymioty atrakcje nie traktował jako sprawdzian swych sił ;p Kto go wie.
    No to nieźle zboczyłam z toru. Wracając do rozdziału. Świetnie, że układa mu się z synami i właściwie dzięki tej kontuzji może być dla nich ojcem z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko w swoich wolnych chwilach, których pewno mu samemu brakowało ;)
    Bardzo mi się podobał ten rozdział i czekam na kolejny :) Właściwie to ja postawiłam podczas Euro na Niemców, bo u mnie w rodzinie też praktykuje się takie atrakcje. No i przegrałam symboliczne 1 zł ^^ Ale jeszcze się odkuję w Brazylii ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kibicuję Die Mannschaft i mam nadzieję, że wygrają następne Euro. Należy im się to.

      Usuń
  8. Bardzo przyjazny rozdział. Jednak odcinek był zdecydowanie za krótki albo za szybko go przeczytałam :d
    Nie podobało mi się egoistyczne zachowanie Scarlett. Niby rozumiem jej niechęć do dzieci, ale może powinna dać szansę synom Michaela. W gruncie rzeczy ich nie zna, więc nie powinna ziać do nich taką nienawiścią.
    Ogromnie mi się podobał sposób w jaki opisałaś pobyt w Polsce i na Ukrainie - na Euro2012. Spotkanie z Ikerem na pewno dla chłopców było wielkim przeżyciem. No i miałam wrażenie, że Iker to jest oazą spokoju :D
    Jestem ciekawa jak dalej rozegrasz tą całą sytuację ze Scarlett, jak i jego synami.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń