19 kwietnia 2013

Rozdział osiemnasty


Biorąc z Simone rozwód i wyprowadzając się z Niemiec nigdy nie przypuszczałbym, że moje życie może wyglądać tak wspaniale jak teraz. Mieszkam w Nowym Jorku z moimi synami, przy boku mam cudowną kobietę, trenuję w dobrym klubie, z fajnymi chłopakami, z konkretnym trenerem. Mam za sobą dwa mecze – oba w podstawowym składzie i zanotowałem jedną asystę. Kibice mnie lubią, bo spotkam się z ogromną sympatią z ich strony. Proszą o zdjęcia, autografy, chwalą i komplementują. Czuję się jak młody bóg, choć wcale taki młody nie jestem.
Nie tak wyobrażałem sobie ostatnie lata mojej kariery. Zamiast Leverkusen mam Nowy Jork, zamiast Simone jest Scarlett, zamiast czterech lat gry dostałem tylko dwa, ale i tak się z tego cieszę. Lepszy rydz niż nic. I tak jestem z siebie niesamowicie dumny, bo pokonałem ciężką kontuzję, która niejednego by załamała. Nie zrezygnowałem, walczyłem o siebie, o swoje marzenia. Miałem ambicję i dokonałem wielkiej rzeczy.
Dziś czuję się fantastycznie!
Wchodzę do domu z zadowoloną miną. Zastanawiam się nad planami na popołudnie. Chcę zabrać Scarlett i chłopców gdzieś na miasto. Może park, może restauracja… Większość miejsc już zwiedziłem z synami, była Statua Wolności, Wall Street, Chinatown, stadion Yankeesów… Chcę pokazać to samo Scarlett, ale muszę załatwić opiekę dla synów, bo marzy mi się romantyczny, wieczorny spacer z moją blondyneczką.
W domu panuje cisza, ale im bliżej kuchni jestem, tym bardziej donośna staje się dla mnie rozmowa tam prowadzona. Widzę Louisa i Emilio siedzących przy stole, z zaczerwionymi oczyma, przygnębionych i smutnych. Naprzeciwko nich siedzi Monica, która stara się im coś wytłumaczyć. Kiedy tylko mnie zauważa wstaje od stołu i podchodzi. Cichym i bardzo spokojnym głosem mówi:
- Chłopcy mają dzisiaj ciężki dzień.
- Ale co się stało?
- Pana przyjaciółka była dzisiaj dla nich niemiła. Byłam świadkiem całego zajścia i proszę mi wierzyć, ale pani Scarlett była bardzo nieprzyjemna.
- Dlaczego? Co się tu dzieje? – mówię i podchodzę do chłopców, aby ich przytulić.
- Kiedy skończyliśmy lekcje chcieliśmy się trochę pobawić. Poszliśmy więc do ogrodu, aby pograć w piłkę. Scarlett siedziała na tarasie i pracowała; rozmawiała przez telefon i korzystała z komputera – rzecze Louis.
- A potem zaczęła na nas krzyczeć, że jesteśmy za głośno. Kazała nam być cicho, bo ona nie może się skupić.
- Więc odeszliśmy dalej, tak, aby jej nie przeszkadzać. Potem przyszedł Jordi i domagał się gry. Zaczął ryczeć, bo chciał grać, a Emilio mu nie pozwolił.
- Wtedy Scarlett zaczęła się wydzierać i szarpać Jordiego. Powiedziała, że zachowuje się karygodnie, bo marze się jak baba. Zaciągnęła go do domu i powiedziała, że jak nie umie się zachowywać, to w ogóle nie będzie się bawić. Jordi pobiegł do swojego pokoju i do tej pory z niego nie wyszedł.
- Co? Wszystko z nim w porządku? – pytam zdenerwowany.
- Tak, tak – odpowiada Monica. – Byłam u niego kilka razy. Początkowo płakał, jednak potem się uspokoił. Zrobiłam mu koktajl i włączyłam bajkę.
- A potem – kontynuuje Louis – niechcący za mocno kopnąłem piłkę i ona poleciała prosto na Scarlett. Upadł jej telefon i się popsuł, a w dodatku wylałem na jej kostium kawę. Była fioletowa ze złości, darła się, krzyczała. Mówiła, że powie ci o wszystkim i dostaniemy karę. Była wstrętna – zapłakał.
- Tato, dostaniemy karę? To naprawdę było niechcący.
- Spokojnie. Nie dostaniecie żadnej kary. Tylko musicie uważać na przyszłość. Scarlett ma nową pracę i musi się w niej wykazać. Jak następnym razem wam powie, że pracujcie to uszanujcie to i pobawcie się w domu, w swoich pokojach albo w salonie.
- A jak będzie ładna pogoda?
- Możecie grzecznie ją poprosić, aby przeniosła się do środka. Jesteśmy teraz wszyscy razem i musimy się szanować, nauczyć się współżyć.
- Nie lubię jej – mówi Louis.
- Ja też.
- I Jordi pewnie też jej nie lubi.
- Chłopcy, spokojnie. Porozmawiam z nią dzisiaj. A tak właściwie to gdzie jest Scarlett?
- Wyszła – odpowiada Monica. – Nie powiedziała ani słowa.
- Nie przejmujcie się – mówię do chłopców. – Idźcie się pobawić. Nic się nie stało.
Czekam aż Louis i Emilio opuszczą kuchnię, aż Monica znajdzie sobie zajęcie w ogrodzie, i dzwonię do Scarlett. Nie jestem zadowolony z jej zachowania. Jasne, chłopcy także mogli zachować się lepiej, ale to są dzieci. Potrzebują ruchu i zabawy. Powinna to zrozumieć. I nawet jak się zdenerwowała – czemu się nie dziwię – to mogła przyjąć to spokojniej. Tym bardziej, że teraz wspólnie pracujemy nad ułożeniem ich wzajemnych relacji.
Po dwóch sygnałach wreszcie odbiera. Jej głos brzmi miło i wyczuwam lekki uśmiech na jej ustach.
- Słucham, panie Ballack.
- Cześć. Gdzie jesteś? Wróciłem do domu, a ciebie nie ma.
- Musiałam coś załatwić.
- Co takiego?
- Musiałam kupić nowy telefon i oddać kostium do pralni – mówi poirytowana.
- To było niechcący.
- A więc już wiesz… Doniosły na mnie?
- Atmosfera w domu była koszmarna. Od razu zauważyłem, że coś nie gra. Co ci strzeliło do głowy, Scarlett?
- Zdenerwowałam się. Każdemu się zdarza. Miałam ważne zadanie do wykonania, a oni mi przeszkadzali. Zwracałam im uwagę, ale nie słuchali.
- Nie chcę, aby to tak wyglądało. Wróć do domu, porozmawiamy o tym na spokojnie.
- Będę za godzinę. Muszę jeszcze jechać na Wall Street zawieść dokumenty.
- Dobrze, czekam na ciebie. Pomyślałem, że wieczorem wyjdziemy gdzieś na miasto. Dawno nigdzie nie byliśmy. Teraz nie musimy się ukrywać, tak jak w Niemczech.
- Dobry pomysł. Nie mogę się doczekać. Pa!
- Czekam.
Ciężko jest pogodzić to wszystko. Chłopcy teraz pałają niechęcią do Scarlett, ona starała się przekonać do nich, ale wszystko legło w gruzach. Nie ułatwiają mi zadania.
- Monico, czy możesz zostać dzisiaj nieco dłużej? – pytam. – Chciałbym wieczorem wyjść ze Scarlett na kolację, a boję się zostawić dzieci same. Obiecuję, że wrócimy jak najszybciej.
- W porządku. Nigdzie mi się nie śpieszy.
- Oczywiście będzie to miało odzwierciedlenie w premii.
- Nie ma problemu.
- Dziękuję.
Postanawiam pójść do Jordiego.
- Cześć – mówię, wchodząc do środka. – Co robisz?
- Oglądam „Kubusia Puchatka”.
- Mogę się przyłączyć? – Jordi robi dla mnie miejsce. Kładę się na łóżku, a on obok mnie. Zagnieżdża się pod moim ramieniem. Po chwili bardzo mocno się do mnie przytula i szlochając mówi:
- Przepraszam, tato.
- Nic się nie stało, Jordi.
- Nie chciałem zdenerwować Scarlett.
- Wiem, synku. Nie denerwuj się, okay? Wszyscy w tej sytuacji zachowali się źle. Żałuję, że mnie nie było. Na pewno wyglądałoby to inaczej – mówię i całuję go w główkę. – Obiecaj, że nie będziesz się już smucić.
- Obiecuję. A obejrzymy później drugą część „Kubusia…”?
- Wiesz, dzisiaj idę ze Scarlett na kolację. Chcę z nią o tym jeszcze porozmawiać. Jutro obejrzymy, okay?
- Dobra.
Całuję go w czółko i opuszczam pokój. Idę do siebie, aby wszystko przemyśleć. Muszę ułożyć sobie w głowie plan naszej dzisiejszej rozmowy. Nie chcę, aby w domu zdarzały się takie sytuacje. Zwłaszcza pod moją nieobecność, bo wówczas dzieci są bezbronne, a w obliczu Scarlett zawsze będą „te gorsze”. Ona musi zrozumieć, że liczę się z moimi chłopakami i ich dobro jest dla mnie najważniejsze. Chciałbym, aby się polubili, bo w przeciwnym razie przyjdzie nam wieść straszny żywot, ale przecież równie dobrze może pojawić się między nimi nić porozumienia, przyjaźni. Byłoby naprawdę miło. Miałbym poczucie dobrze wykonanego zadania, a poza tym lepiej jest wracać do domu, w którym czeka kochająca się rodzinka.
Jak zwykle sprawy zaczęły się komplikować, ale mam nadzieję, że to chwilowe.
Kiedy słyszę jak pod dom podjeżdża taksówka postanawiam zejść na dół i przywitać się ze Scarlett. Jak zwykle wyglądała oszałamiająco. Zastanawiam się jak ona to robi. Daje mi buziaka i pokazuje nowy telefon, który kupiła.
- Ładny, ładny… Napijemy się herbaty przed wyjściem?
- Chętnie.
Siadamy przy kuchennym stole. Z kubkami ciepłego naparu w dłoniach przystępujemy do rozmowy na tematy codziennie: praca, treningi, plany na nadchodzące dni… Nie chcę od razu zaczynać z grubej rury. Ten temat chcę poruszyć później, w miejscu publicznym, aby uniknąć ewentualnych awantur. Jednak Scarlett ma inne podejście do tej sprawy.
- Co ci powiedzieli? – pyta.
- A czy to ważne?
- Owszem, bo usłyszałeś ich wersję wydarzeń i zakładasz, że nie kłamią.
- To dzieci.
- No i co z tego? Tym bardziej nie powinieneś im ufać.
- Znam ich od urodzenia. Wiem jacy są.
- Wydaje mi się, że nie wiesz wszystkiego – mówi, upijając łyk herbaty. Spoglądam na nią pytająco i proszę o kontynuowanie tej myśli. – Są złośliwi. Robią wszystko, aby wyprowadzić mnie z równowagi, zdenerwować, a potem donosić jaka to zła ja nie jestem. – Wywraca oczyma.
- Na pewno tak nie jest. Louis, Emilio i Jordi nigdy by się tak nie zachowali. Chcieli pograć w piłkę i niechcący uderzyli w ciebie. Przecież nie zrobili tego celowo.
- A skąd wiesz? Widziałeś to? Nie! Dlaczego wierzysz im, a nie mnie?
- Scarlett…
- No tak, bo to moja wina! Bo to ja grałam w piłkę, bo to ja darłam się na cały ogród… Wiesz, Michael? Myślałam, że jesteś inny. Ale jak każdy ojciec jesteś zaślepiony swoimi dzieciakami i złego słowa nie dasz na nie powiedzieć. A ja mam rację i wiem, co mówię. Oni mnie nienawidzą i nie chcą mnie tutaj.
- To dzieci…
- Są podstępne i złośliwe. Wredne małe bachorki, które tylko szukają co by tu zmajstrować, aby wywalić mnie z tego domu. Michael – mówi przyciszonym głosem i robi maślane oczka. – Ja bardzo chciałabym ich polubić, ale nie da się tego zrobić w kilka dni. Oni nie widzą we mnie autorytetu, nie wiedzą kim naprawdę dla ciebie jestem, dlatego traktują mnie w ten sposób. Uważają mnie za zagrożenie dla Simone. Wyjaśnij im, że ich matka to już przeszłość. Teraz ja jestem panią domu.
- To nie jest takie łatwe. Wciąż jest za wcześnie.
- A kiedy będzie ten właściwy moment? Jak przyłapią nas na seksie?! Ja chcę dla nich dobrze, ale nie zdziałam wiele, kiedy oni nie będą słuchać moich poleceń.
- Porozmawiam z nimi.
- Kiedy?
- Niedługo.
- Znów to samo! Mam tego dosyć. Od początku wiedziałam, że te dzieci będą stały nam na drodze do szczęścia – krzyczy, wymachując rękoma. – Ich przyjazd tu zniszczył wszystkie plany, które miałam względem ciebie. Bo zupełnie inny jesteś ze mną, a inny z nimi! Nie wytrzymam życia na dwa fronty, Michael!
- A co mam zrobić? To są moi synowie i są dla mnie najważniejsi. – Nie wytrzymuję i także podnoszę głos. Nie lubię tego robić, ale czasami mam wrażenie, że do Scarlett nic nie dociera po dobroci. – Jestem teraz za nich odpowiedzialny, mają tylko mnie. Będę dbać o nich najlepiej jak potrafię. I jeśli mi powiedzą, że jesteś względem nich zła, niesprawiedliwa i złośliwa, to bardzo poważnie rozważę nasz związek.
- Naprawdę? – prycha. – Świetnie, więc może od razu to zakończmy, co? Zdaje się, że niepotrzebnie za tobą przyjeżdżałam. Mogłam już dawno ułożyć sobie życie z kimś innym. Byłabym teraz w innym miejscu. Nie musiałabym użerać się z trójką złośliwych dzieciaków i tobą do kompletu.
- Zdaje się, że tak byłoby lepiej – rzucam, jednak od razu żałuję swoich słów. Przecież ja tak nie myślę. Słowa wypowiedziane w gniewie, w złości, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Chcę cofnąć czas, jednak nie mogę. I nie mogę naprawić swoich błędów, bo Scarlett wychodzi z domu, trzaskając drzwiami.
Zrezygnowany opadam na krzesło i chowam twarz w dłonie. Karcę siebie w myślach. Nienawidzę swojego długiego jęzora. Zawsze mówię coś, czego potem żałuję.
Po chwili słyszę jak Scarlett wraca. Staje przede mną i mówi:
- Dobra, poniosło mnie. Przesadziłam i przepraszam.
- Ja też przepraszam. – Wstaję i przytulam się do niej mocno.
- Nie powinniśmy się kłócić przez twoje dzieci. One miały nas scalić, pamiętasz?
- Tak, ale nie wiem co robić, aby tak się stało.
- Porozmawiajmy z nimi. Najlepiej jutro.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Najlepszy jaki teraz przychodzi mi do głowy. Kochamy się, Michael. Chcemy być rodziną, więc zachowujmy się jak rodzina. W niej rozmową rozwiązuje się wszelkie problemy, prawda?
- Tak.
- Sam widzisz.
- Dobrze, w takim razie jutro z nimi pogadamy.
- Świetnie – mówi i całuje mnie. – Przeszła mi ochota na wyjście. Zostańmy w domu.
- Naprawdę? Poprosiłem Monicę, aby została z chłopcami.
- Odeślij ją. Urządźmy sobie seans filmowy. Z chłopakami. Zrobimy popcorn i lemoniadę. Włączymy jakiś film animowany dla dzieci. Nie przepadam za takimi ekranizacjami, ale czegoż to się nie robi, aby zadowolić synów swojego faceta – mówi i znów mnie całuje. – Fajny pomysł?
- Genialny! Ty jesteś genialna.
- Zdarza mi się – odpowiada z uśmiechem.

__________
Jeszcze dwa rozdziały i koniec. Macie przeczucia jak to się zakończy? :) 

Krótka notka także TUTAJ.

5 komentarzy:

  1. Ja mam nadzieje, że to wszystko zakończy się szczęśliwie! Ballack zasługuje na szczęście razem z Scarlett i swoimi synami :) Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze, że Michael uwierzył swoim synom, a nie dziewczynie. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i sielamka sie skończyła,oby wszystko się ułożyło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie do końca przekonuje mnie zmienność Scarlett niczym chorągiewka na wietrze. Synowie Ballacka są jedynie dziećmi, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że tak bardzo nie lubiąc nowej kobiety w domu ojca są zdolni, żeby kłamać. Przecież dzieci nie potrafią kłamać, a Scarlett jest zdecydowanie uprzedzona do jego synów.
    Mam nieodparte wrażenie, że dla niej bardziej liczy się Michael niż jego synowie.
    Chociaż stawiam jeden, malutki procent na Scarlett, że jednak przekona do siebie dzieci Michaela. Jednak jest to bez najmniejszego przekonania, że Scarlett potrafi się zmienić.
    Przepraszam, że komentarz jest nie na temat.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Domyślałam się, że nie będzie tak pięknie... Nadal nie lubię Scarlett. Nie powinna tak zareagować na zachowanie chłopców. Mam jednak nadzieje, że jakoś dojdą do porozumienia.

    OdpowiedzUsuń