18 stycznia 2013

Rozdział dziewiąty


Kolejne dni mijają, a ja czuję się młody jak nigdy przedtem. Nawet jako osiemnastolatek nie tryskałem taką energią jak dziś. A wszystko dzięki Scarlett, która mnie odmładza, która o mnie dba. Za jej radą udałem się go fryzjera i przybrałem nieco nowocześniejszy image. Wymieniłem połowę swojej garderoby, kupując ciuchy kolorowe, modne, schludne, ale jednocześnie pasujące do mnie i podkreślające mój charakter i osobowość. Nie snuję się już ulicami ze smętną miną. Spotykam się z Philippem i nie marudzę mu jakie to moje życie jest niesprawiedliwe, jak bardzo Simone mnie rani, jak przykro mi jest z powodu kończącego się małżeństwa i bólu jaki za moment wyrządzę swoim dzieciom.
Jestem inny. Nowy.
Z uśmiechem wstaję z łóżka, z przyjemnością wypijam espresso na tarasie ogrodu, wygłupiam się z dziećmi i rozmawiam z nimi tak jak niegdyś. Nawet dla Renate jestem przyjemniejszy i wydaje mi się, że ona także nieco zmieniła o mnie zdanie. Chociaż nie jestem pewien, czy to nie przykrywka przed powrotem Simone. Nigdy nie wiadomo, kiedy Renate zada niespodziewany cios, cios w plecy jak to miewa w zwyczaju.
Rozpoczynam rehabilitację i idzie mi całkiem dobrze. Z pewnością i uśmiechem wkraczam w mury stadionu BayAreny, gdzie mieści się główna siedziba lekarzy. Jest miło i przyjemnie. Razem z moim doktorem śmiejemy się i żartujemy. Mam chęci i zapał jaki rzadko spotyka się nawet u młodych piłkarzy. Z przyjemnością poddaję się kolejnym zabiegom i ćwiczeniom. Raduję się jak dziecko, kiedy lekarz mówi, że zwiększymy obciążenie i przez piętnaście minut będę musiał dać z siebie naprawdę wszystko. I daję!
Po sesji jestem zmęczony i wyczerpany, ale bije ze mnie taka duma, taka radość, że koledzy twierdzą, że mnie nie poznają. Widzą we mnie zupełnie nowego człowieka.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Ballackiem? – pyta trener, kiedy tylko mija mnie na korytarzu.
Uśmiecham się i mam poczucie dobrze wykonanej roboty.
Wracam do domu. Wewnątrz roznosi się radosny śmiech chłopców, którzy zawzięcie o czymś opowiadają.
- Jestem! – krzyczę.
Zgodnie z codziennym zwyczajem, zza rogu wybiega Jordi i wpada mi w ramiona.
- Tato, tato! Mama wróciła!
- Jak to wróciła?
Spokojnym krokiem idę w stronę salonu, z którego dobiegają do mnie krzyki synów. Tak nagły powrót Simone nieco miesza moje plany względem Scarlett. Żona miała wrócić dopiero za tydzień. Byłem na to mentalnie przygotowany, a tymczasem ona robi mi taką „niespodziankę”.
Wchodzę do salonu i staram się wykrztusić z siebie szczery uśmiech. Chyba mi się udaje, bo Simone z radością podrywa się z kanapy i rzuca mi się na szyję.
- Michael! Ale się za wami stęskniłam – mówi, całując mnie w policzek.
Warte podkreślenia są jej słowa. Stęskniłam się za WAMI. Nie za mną. Nie za moimi pocałunkami.
- Siadaj i opowiadaj jak się czujesz – mówi i wraca na swoje miejsce. – Zmieniłeś coś? Wyglądasz inaczej. Nowa fryzura! Ładnie ci i wyglądasz zdecydowanie młodziej.
- Dzięki.
- A jak rehabilitacja?
- W porządku. Idzie mi coraz lepiej.
- To świetnie – uśmiecha się. – To znaczy, że się jeszcze do czegoś przydasz. Siadajcie, mam dla was prezenty.
Simone otwiera swoją wielką walizkę, z której wyjmuje przeróżne prezenty zapakowane w kolorowy papier i torebki. Rozdaje je niczym Święty Mikołaj, z uśmiechem i błyskiem w oku. Z radością patrzy na rozradowane twarze synów, którzy są podekscytowani i zachwyceni nowymi zabawkami. Jest miło, w powietrzu unosi się aura świąt, mimo iż jest środek kwietnia.
- A to dla ciebie – mówi i wręcza mi niewielką paczuszkę olejoną niebieską tasiemką.
Nie jestem zdziwiony, bo pomijając nasze problemy, kłótnie i awantury, to jesteśmy normalnym małżeństwem, które składa sobie życzenia urodzinowe, kupuje prezenty na święta i przywozi pamiątki z podróży. Osoba trzecia nie powiedziałaby, że w naszym związku nie ma miłości. Jesteśmy oschli, mniej wylewni niż inni, ale odnosimy się do siebie normalnie. Przecież na świecie żyją różni ludzie. Jedni są spontaniczni, a drudzy nie.
Odwiązuję wstążkę i wyjmuję z pudełka wodę kolońską.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedziała. – Kiedy poczułam ten zapach od razu uznałam, że do ciebie pasuje. Ładny, prawda?
Wącham nakrętkę i stwierdzam, że prezent jest trafiony.
- Wiedziałam! – mówi, klaszcząc w dłonie. – Gustav był pewien, że będziesz zadowolony. Macie bardzo podobny gust.
No i czar prysł.
- W domu wszystko w porządku? – pyta. Spoglądam na Renate, ona na mnie i zgodnie przyznajemy, że nie ma żadnych problemów.
- To świetnie. Idę wziąć prysznic i trochę odpocząć, bo jestem strasznie zmęczona.
Idę do ogrodu i sięgam po telefon. Rozglądam się, czy nikogo nie ma w pobliżu i wybieram numer do Scarlett.
- Dzień dobry, panie Ballack – słyszę w słuchawce. Uśmiecham się do siebie, bo melodyjny głos blondynki dobrze mi się kojarzy.
- Simone wróciła.
- Już? Miało jej nie być jeszcze przez tydzień.
- Wiem. Przepraszam, ale muszę odwołać nasze wieczorne spotkanie.
- Jasne – rzecze smutno. – Rozumiem.
- Bardzo cię przepraszam. Sto razy bardziej wolałbym spędzić ten czas z tobą, ale nie będzie to fajnie wyglądać. Jakoś ci to wynagrodzę.
- Nie przejmuj się, Michael. Zobaczymy się innym razem.
- Dzięki. Pa.
Powrót Simone bardzo zmienia atmosferę w domu. Dzieci i Renate się cieszą, nie odstępują jej na krok. Chcą jej przygotowywać posiłki, podawać herbaty, kawy. Wszyscy się śmieją, miło spędzają czas, tylko nie ja. Jestem smutny, zły, zawiedziony… Moje małżeństwo ewidentnie nie przynosi mi już żadnych radości. Czuję się zmęczony, zaszczuty, zamknięty. Simone mnie ogranicza, nie daje mi możliwości, o których tyle gada.
Muszę znaleźć jakieś wyjście z tej chorej sytuacji, bo czuję, że dłużej tak nie pociągnę.
Zapada zmrok. Siadamy do wspólnej kolacji całą rodziną. Panuje miła – moim zdaniem sztuczna – atmosfera. Czuję się jak w cyrku. Simone opowiada o wycieczce do Paryża z najmniejszymi szczegółami. Jestem jej wdzięczny, że chociaż omija romantyczne kolacyjki, spacerki i namiętne noce spędzone w ramionach Gustava. Zamiast tego raczy nas niesamowitymi wystawami sklepowymi, przepysznym jedzeniem, cudownymi widokami i zabytkami stolicy Francji. Co chwilę wyraża nadzieję, że wybierzemy się tam całą rodziną, bo koniecznie musimy to wszystko zobaczyć.
A prawda jest taka, że ostatnia wycieczka na którą wybraliśmy się całą piątką, to nasza podróż poślubna na Maledywy. Od tamtej pory wakacje to, albo wyjazdy Simone z dziećmi, albo moje wyjazdy z dziećmi. Nigdy razem – zawsze osobno.
Nie raz, ani nie dwa, chciałem to zmienić. W końcu chłopcom należy się normalne dzieciństwo. Ale jak ja miałem wolne, to Simone wykręcała się pracą i wyjazdami służbowymi. Kiedy ona miała urlop, ja musiałem wracać do treningów i jechać z drużyną na obóz przygotowawczy. No i tak nam minęły te cztery lata…
- Może w tym roku pojedziemy, co wy na to? Mam namiary na dobry hotel, jest tam wiele atrakcji na dzieci. Znam trochę miasto i mogłabym zostać waszym przewodnikiem – śmieje się Simone, upijając czerwonego wina. – Od kiedy masz urlop, Michael?
- Druga połowa maja jest już wolna.
- To świetnie! Możemy sobie urządzić naprawdę długie wakacje.
- Sam nie wiem… – mówię i ciężko wzdycham. Simone patrzy na mnie pytającym wzrokiem i oczekuje wyjaśnień. – Miałem poważne złamanie i muszę dużo pracować, aby wrócić do formy.
- A ty znowu swoje! – Simone rozkłada ręce. Z gracją wyciera sobie usta serwetką i odnosi talerz do zlewu. – Chłopcy zjedliście? Idźcie do siebie. Zaraz do was przyjdę i poczytam wam na „dobranoc”.
Louis, Emilio i Jordi żegnają się ze mną buziakami w policzek, Renate zbiera po nich naczynia i znika w kuchni. Ja nie ruszam się ze swojego miejsca, za to Simone chodzi po jadalni jak dziki kot zamknięty w klatce.
- Jeszcze ci nie przeszło?! – mówi. – Ile trzeba ci powtarzać, że to koniec? Jesteś za stary, Michael! Daj sobie spokój, póki masz jakieś resztki godności. Znajdź sobie inne zajęcie, zapisz się na kurs trenerski. Rób cokolwiek, ale przestań myśleć o tej cholernej piłce!
- Nie mogę, Simone. To całe moje życie.
- Ty i te twoje sentymentalne bzdury – prycha. – Sport jest dla młodych ludzi, a nie takich starych dziadów jak ty. Złamałeś nogę i to poważnie. Naprawdę myślisz, że jeszcze kiedyś zagrasz na przyzwoitym poziomie? Będzie coraz gorzej! A i teraz nie jest kolorowo. Zrezygnuj póki ludzie pamiętają twój ostatni mecz. Nie pozwól na to, abyś zakończył karierę znoszony z boiska na noszach. Zrozum, chcę cię uchronić przed kompletną kompromitacją.
- Wielkie dzięki, ale nie musisz tego dla mnie robić. Wiem, że mogę grać.
- Zachowujesz się jak dziecko, wiesz?
- Za to ty zachowujesz się bardzo dorośle! – mówię i wstaję od stołu. – Jesteś moją żoną. Powinnaś mnie wspierać i motywować. Powinnaś mi dodawać skrzydeł, a nie je podcinać. Chcę mieć w tobie oparcie i przystań, w której mogę ładować baterię. Nie potrzebuję wiedźmy zrzędzącej mi nad głową, bo to do niczego nie doprowadzi.
- Ja jestem wiedźmą? – Simone robi dwa kroki w moją stronę i staje tak blisko, że czuję jej oddech na krtani. – Wydałam na świat trójkę twoich dzieci! Należy mi się szacunek!
- Szacunek mówisz? A za zdradzanie męża z asystentem też należy ci się szacunek?
Simone robi się purpurowa i wymierza mi siarczystego policzka.
- Prawda boli, nie? – mówię, patrząc na nią spod byka. Przecieram policzek dłonią i odwracając się na pięcie, wychodzę z domu.
Po trzydziestu minutach stoję pod drzwiami mieszkania Scarlett. Jestem zdenerwowany i roztrzęsiony. Mam nadzieję, że u niej odnajdę spokój.
- Michael? A co ty tutaj robisz? – pyta zaskoczona i zaprasza mnie do środka. – Miałeś być z Simone.
- Nie denerwuj mnie. I nie przywołuj jej imienia przy mnie.
- Co się stało?
- Pokłóciliśmy się. Znowu zaczęła te swoje wywody, że jestem za stary, że się do niczego nie nadaję, że powinienem zrezygnować z piłki… Nie mogę tego słuchać!
- Podła wiedźma!
- To samo jej powiedziałem – śmieję się. – A na końcu wygarnąłem jej Gustava, tak jak mi radziłaś.
- I co?
- Wściekła się i dała mi w twarz.
- A to zdzira! Nic ci nie jest?
- Nie… Mogę u ciebie zostać? Przepraszam, że tak ci się zwalam na głowę, ale nie chcę być teraz sam.
- Jasne, co za pytanie! Siadaj i czuj się jak u siebie. Zaparzę ci herbaty i przygotuję kąpiel.
- Dzięki, kochana jesteś.
Moja domowa sytuacja nie jest ciekawa. Kolejna kłótnia nie wróży nic dobrego. Chyba już żadne z nas nie ma nadziei, że ta się uratować ten związek. Jesteśmy dwoma oddzielnymi jednostkami, które żyją własnym życiem. Im prędzej porozmawiamy o rozwodzie i do niego doprowadzimy tym lepiej. Nie tylko dla nas, ale także dla dzieci, które pewnie przeżywają naszą awanturę. Mam nadzieję, że żadne z nich nie słyszało tego, co do siebie krzyczeliśmy. Są mali i wielu rzeczy nie rozumieją. Ciężko będzie im wytłumaczyć, że mama i tata już się nie kochają.
Nazajutrz budzę z poczuciem lęku. Cieszę, że po przebudzeniu widzę delikatną i uśmiechniętą twarz Scarlett, ale przeraża mnie powrót do domu. Nie chcę stawać twarzą w twarz z Simone. Chyba nie jestem na to gotowy. Ale jestem mężczyzną, tak? Muszę tam iść, choćby dla synów.
Żegnam się ze Scarlett, której dziękuję za gościnę.
- Wpadaj kiedy masz ochotę. Będę czekać, panie Ballack – mówi z uśmiechem i wbija się w moje usta.
Jadę jak na ścięcie. Oczami wyobraźni widzę już Simone stojącą na progu z założonymi na piersi rękoma.
Trochę się mylę, bo nikt na mnie nie czeka. Simone siedzi w jadali, piję kawę i przegląda dokumenty. Renate zajmuje się sobą, ale nie jest zadowolona z zaistniałej sytuacji. Trudno się dziwić – kto by był…
- Cześć – mówię, wchodząc do jadalni. Nalewam wody do szklanki i siadam naprzeciwko Simone. Ona szybko chce uciec, ale jej na to nie pozwalam. – Dzieci w szkole?
- A gdzie mają być twoim zdaniem?
- Tylko pytam. Musimy pogadać.
- Mamy o czym?
- Simone, nie układa się. Zobacz jak wygląda nasze życie. Ciągłe pretensje, kłótnie, awantury… Dzieci na tym cierpią.
- To wróć do domu. Gdzie byłeś przez całą noc?
- A jakie to ma znaczenie? Mnie nie było przez jedną noc. A ciebie przez kilka tygodni.
- Przestań mi wmawiać jakiś romans z Gustavem!
- Oh, daj spokój! Ja, ty, nawet twoja matka wiemy, że z nim sypiasz. Simone, to się już wydało. Nie byliście zbyt ostrożni. Zdarza się.
- Daj mi spokój – mówi i podnosi się z krzesła.
- Chcę rozwodu – wołam za nią.
Simone staje jak wryta. Jej oczy przypominają pięciozłotówki, usta ma szeroko otwarte. Nie może wydobyć z siebie chociaż słówka, mimo iż wiem, że chciałaby mi teraz wszystko wykrzyczeć w twarz. Rozwód od dawna wisiał w powietrzu, ale żadne z nas nie miało odwagi o nim napomknąć. Wreszcie się zdecydowałem. Być może dzięki Scarlett, która uświadomiła mi kilka ważnych kwestii. Jednak nie robię tego dla niej. Wiem, że to dopiero początek naszej znajomości i głupotą byłaby rezygnacja z ciepłego, przytulnego gniazdka, które uwiłem sobie z Simone.
- Proszę? – pyta z niedowierzaniem. – Czy ty siebie słyszysz? A co będzie z naszymi dziećmi?
- Jakoś przeżyją. Takie rzeczy się zdarzają. Porozmawiam z nimi, wytłumaczę co trzeba.
- Jesteś niepoważny! – prycha. – Złamiesz im życie!
- Ja?
Simon bierze głęboki wdech.
- Michael, przemyśl to jeszcze. Nie uważam, aby była to dobra decyzja.
- Bo co? Bo zabiorę swoją kasę i ciebie zostawię z tymi marnymi sklepikami z błyskotkami?
Patrzy mi prosto w oczy. Mam wrażenie jakby ciskała z nich piorunami. Boję się, ale mimo wszystko nie uciekam wzrokiem.
Simone odwraca się na pięcie i znika na górnym piętrze domu.

8 komentarzy:

  1. No w końcu!! Brawo Michael. Jakoś nie za bardzo się tłumaczyła z tych oskarżeń... Myślała, że jej mąż będzie dalej taki potulny i nic z tym nie zrobi. Ha ha no to się pomyliła... Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Ballack wreszcie zdecydował się na rozwód! Przy Simone nie był szczęśliwy i nie miał nic do gadania, a teraz zachował się jak prawdziwy mężczyzna. Ma prawo do swojego szczęścia :) Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja uważam, że rozwód to najlepsza decyzja. Oni już dawno przestali być małżeństwem. Nie ma sensu ciągnąc czegoś, co nie ma przyszłości. Jedno się męczy i drugie. Jeszcze nawzajem się zdradzają i gdzie tu jest sens? Nie ma. Po prostu nie ma. Po co oni mają być ze sobą? Aby się nawzajem obrażać i sprawiać ból? Naprawdę lepiej będzie jeśli wezmą rozwód.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nareszcie podjął właściwą decyzję. Rozwód to chyba najlepsze rozwiązanie w ich sytuacji. Związek z Simone tylko niszczy mu życie. Za to dzięki Scarlett jest wyraźnie szczęśliwszy. Z nią na pewno byłoby mu lepiej. Heh, chyba się powtarzam. Tylko co na to dzieci? Mam nadzieję, że jakoś się z tym pogodzą i nie odwrócą od Michaela. Najbardziej boję się o Jordiego, bo jest jeszcze mały.

    OdpowiedzUsuń
  5. No w końcu zachowal sie jak cłop z jajami i tak długo wytrzymał z Simone:)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj nie wiem dlaczego, ale jakoś dziwnie szkoda mi Simone i Jordiego, on wydaje się taki słodziutki i niewinny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ballack mi zaimponował. Nareszcie postawił się Siomone i nie dał sobą pomiatać. Mam nadzieję, że już tak zostanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczynam wierzyć, że Ballack wmówił sobie ten romans żony, a tak naprawdę jest mu wierna. Ale i tak uważam ją za wiedźmę! Choć z drugiej strony ma trochę racji, bo Michael może źle skończyć na boisku. Scarlett... O tak, powinien się z nią związać. Dodaje piłkarzowi wigoru i młodzieńczego blasku, a Simone tylko ględzi i narzeka. Świetny rozdział, czekam na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń