Ten dzień zaczął się tragicznie, a
jego tragiczność wciąż mnie nawiedza. Potworny kac po całonocnej libacji, bóle
w całym ciele, mętlik w głowie – nie ma temu końca! Rozmowa z Simone, rozwód,
dzieci… Przyszedł czas na Scarlett.
Stoję z walizkami u progu jej
drzwi i próbuję się dodzwonić. Słyszę w środku grający telewizor, szmery i
ogólne poruszenie, jednak nikt mi nie otwiera. Zaczynam się martwić, że coś jej
się stało. Może upadła pod prysznicem i jest nieprzytomna. Może przewróciła się
na mokrej podłodze w kuchni i uderzyła się głową o kant stołu… W domu zdarza
się najwięcej wypadków, dlatego chcę jak najszybciej wejść do środka i
sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Żałuję, że nie wziąłem zapasowych
kluczy, kiedy była ku temu sposobność.
Pukam i pukam, aż wreszcie staje
przede mną z anielskim uśmiechem.
- Co ty wyrabiasz? – warczę. –
Walę do drzwi, a ty nic. Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam – mówi ze skruszoną
miną i wpuszcza mnie do środka. – Byłam na balkonie i nie słyszałam.
- Palisz? – pytam, kiedy na stole
zauważam paczkę papierosów. Dochodzi do mnie szum wody spod prysznica i
zaczynam nabierać podejrzeń. Spoglądam pytająco na Scarlett, która od
niechcenia nasypuje kawy do mojego ulubionego kubka. – Kto tam jest?
- Kochanek.
- Co? – Mam wrażenie, że zaraz
dostanę szału! Najpierw Simone, a teraz ona oznajmia, że mnie zdradza?! To
jakiś żart, tak? – myślę i rozglądam się wokoło w poszukiwaniu ukrytych kamer.
- Żartowałam – mówi z uśmiechem. –
O co pan mnie posądza, panie Ballack. To Christian. I to też jego – dodaje,
sięgając po papierosy, które natychmiast odkłada na półkę.
Kamień spada mi z serca na myśl o
jej bracie. Przysięgam, że jeśli byłoby to prawdą, to skończyłbym ze swoim
marnym żywotem. Za dużo jak dla mnie…
- Co ci tu sprowadza o tak
wczesnej porze? Myślałam, że masz rehabilitację.
- Odwołałem. Nawet nie masz
pojęcia co się dzieje – mówię i siadam na kanapie. Scarlett podaje mi kubek z
kawą i zajmuje miejsce obok.
- Opowiadaj.
- Rozwodzę się.
- Co?
- To cholernie długa historia. Nie
chce mi się o tym gadać. Fakty są takie, że Simone niebawem przestanie być moją
żoną, a ja wyjeżdżam do Stanów.
- Twoje życie jest szalone –
śmieje się. – Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie!
- Wiem i przeraża mnie to. Wolę
ustatkowany tryb życia.
- Nie martw się. Jestem pewna, że
te zmiany wyjdą ci na dobre. Simone wreszcie przestanie się czepiać. Będziesz
wolny – mówi i daje mi całusa. – I cieszę się, że zdecydowałeś się na wyjazd.
Zaczniesz wszystko od nowa, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi… Ze mną – dodaje i
uśmiecha się najpiękniej jak to tylko ona potrafi.
Odwzajemniam serdeczność, ale
trudno mi myśleć pozytywnie po tym wszystkim. Niby się cieszę, bo nie ma sensu
tkwić w czymś bez przyszłości. Nasze małżeństwo już dawno przestało być typowym
związkiem. Jednak nie mogę pogodzić się z tym, że Simone ciągle przede mną
grała. Przez ostatnie tygodnie udawała miłość i bardzo mnie to boli. Nie
sądziłem, że jest do tego zdolna.
- Cześć! – Do salonu wchodzi
Christian z białym ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Uśmiecha się i podaje mi
rękę. Witamy się i wymieniamy serdeczności, ale wolałbym być teraz ze Scarlett
sam. – Jak leci?
- Jakoś marnie – odpowiadam z
zadziwiającą szczerością. Nie lubię dzielić się problemami z obcymi. Chociaż
Christian za pewno za jakiś czas stanie się moją rodziną. Myślę o jego siostrze
bardzo poważnie, dlatego zależy mi, aby nasze relacje były przynajmniej dobre.
- Widzę jakieś sercowe problemy…
Nie przejmuj się, Michael. Kobiety już takie są. Bez urazy – dodaje,
spoglądając na siostrę i puszczając jej oczko. Blondynka wystawia mu język i
wygania do łazienki, aby się nie przeziębił.
- Mamy wolną rękę – cieszy się
dziewczyna. – Kiedy wyjeżdżamy?
- Póki co jadę z dzieciakami na
trzy tygodnie do Polski. Obiecałem im Euro.
- Naprawdę? Kurczę, będę strasznie
za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też. Mam nadzieję, że
szybko zleci. Dzięki temu będę mógł zapomnieć o kłopotach. Zrelaksuję się i
wrócę do ciebie z nową energią.
- Mam nadzieję – mówi i znów mnie
całuje. – Mam coś przygotować do wyjazdu? Coś załatwić?
- Wiesz co… Reza zajmuje się
wszystkimi moimi sprawami, ale w zasadzie ty też to możesz zrobić. W końcu
wyjeżdżamy razem, prawda? – pytam z nadzieją. Mam nadzieję, że się nie
rozmyśliła i nadal chce ze mną jechać, mimo iż jeszcze nie zna drobnego
szczegółu.
Scarlett z uśmiechem kiwa głową.
- Okay, to masz – mówię i podaję
jej wizytówkę mojego agenta. – Zadzwoń do niego i niech ci poda nazwy dzielnic
mieszkalnych w Nowym Jorku. Poszperaj w Internecie, pooglądaj domy i wybierz
najlepszy. Niech będzie duży i przestronny, z ogrodem i basenem. Najlepiej w
jakieś ładnej, zielonej i przede wszystkim bezpiecznej dzielnicy.
- Chcesz mieć dom? One są już
niemodne. Nie lepiej kupić jakiś apartament w centrum? Mielibyśmy przepiękny
widok na całe miasto! Zawsze marzyłam o szklanej ścianie przez którą byłoby
wszystko widać! Mogłabym przechadzać nago po naszym mieszkanku, kochać się z
tobą w świetle księżyca i nikt by nas nie podejrzał. Michael, to fantastyczny
pomył! – mówi i klaszcze w dłonie. – Proszę, kupmy apartament!
- Nie zapędzaj się.
- Nie podoba ci się?
- Bardzo mi się podoba –
odpowiadam i całuję ją w czubek nosa. – Ale moje dzieci jadą z nami.
- Proszę?!
- Simone wyjeżdża, jej matka też.
Sama się zrzekła opieki, rozumiesz? Sądziłem, że przyjdzie mi walczyć o synów,
a tymczasem oni jadą ze mną. Super, nie? Już wszystko sobie wymyśliłem!
Będziemy razem chodzić na mecze koszykówki, spacerować po Central Parku,
urządzać sobie wycieczki i spędzać wieczory w klimatycznych restauracjach. Nikt
mnie tam nie zna, więc będę mógł robić wszystko to, na co tutaj nie mam czasu
lub sposobności. Będą mi towarzyszyć synowie oraz moja ukochana kobietka –
mówię i znów ją całuję. – Chyba lepiej się to skończyć nie mogło.
- Świetnie…
- Masz. – Wręczam jej kartę
kredytową i wszelkie upoważnienia. – Znajdź dom i kup go dla nas. Pamiętaj, że
chłopcy potrzebuję osobnych pokoi. Przydałoby się jeszcze miejsce na małą
siłownię dla mnie. A dla siebie możesz wybrać pokój na garderobę.
- Michael, naprawdę chcesz zabrać
dzieci? Mieliśmy tam rozpocząć nowy etap naszego życia. Sądziłam, że będziemy
tylko we dwójkę.
- Kochanie, ja wiem, że nie
przepadasz na dziećmi, ale moi synowi są naprawdę mądrzy i spokojni. Zobaczysz,
że szybko złapiesz z nimi wspólny język. Będzie fajnie.
- Nie jestem przekonana…
- A ja przeciwnie. Jesteś cudowna,
oni też. Zrobię wszystko, abyśmy stworzyli wspaniałą rodzinę.
Widzę, że Scarlett nie jest
zachwycona tym pomysłem. Jak można aż tak bardzo nie lubić dzieci?
Zrozumiałbym, gdyby moi synowie byli maluchami, których trzeba karmić i
zmieniać im pieluchy. Nikt nie lubi się bawić tymi „śmierdzącymi” sprawami,
zresztą nawet bym jej do tego nie zmuszał. Ale Louis, Emilio i Jordi to prawie
dorośli mężczyźni i sami potrafią się sobą zająć. Od małego razem z Simone
uczyliśmy ich kultury, odpowiedzialności, samodzielności… Poradzą sobie, kiedy
ja będę na treningach. Scarlett musiałaby tylko im pokazać co i jak i
przypilnować, aby nie robili nic głupiego. Odpowiedzialność odpowiedzialnością,
ale mimo wszystko to wciąż dzieci.
Po dwóch ciężkich dniach, które
spędziłem w towarzystwie nadąsanej Scarlett i jej brata, wreszcie jestem w
Gdańsku. Spełniam marzenie swojego syna i jest to najlepsze uczucie jakie do
tej pory miałem przyjemność poczuć. Nic nie może równać się z widokiem rosnącej
w nim ekscytacji, podniecenia, szczęścia i tremy. Przez całą podróż opowiadał
nam jaki to Iker Casillas jest wspaniały. A dziś jego marzenie się ziści i
stanie z Królewskim bramkarzem oko w oko.
Umówiliśmy się w ośrodku, w którym
mieszkają Hiszpanie. Czekamy na niego w hotelowej restauracji. Ja popijam kawę
i gawędzę z Jordim, Emilio i Louis kręcą się ze zdenerwowania i siedzą cicho
jak myszy pod miotłą. Co jakiś czas przechodzi obok nas osoba ze sztabu bądź
inni piłkarze, którzy witają się ze mną uśmiechem, a czasem podaniem ręki. Miło
z ich strony.
Kiedy dostrzegam Ikera wstaję z
miejsca i wychodzę mu naprzeciw. Jest niższy niż przypuszczałem, ale bardzo
miły, co widać już po pierwszych sekundach spotkania.
- Wielkie dzięki – mówię łamanym
hiszpańskim. – Dla mojego syna to wiele znaczy.
- Drobiazg.
Iker się przysiada, rozmawiamy,
żartujemy, a moi dwaj starsi synowie nie odwracają od niego wzroku. Po kilku
minutach się przyzwyczajają i zaczynają normalną pogawędkę. Iker jest życzliwy
i bardzo serdeczny, bez mrugnięcia okiem podpisuje wszystko, co chłopcy mu
podsuwają pod nos: notesy, zdjęcia, plakaty dla kolegów, koszulki, rękawice…
Potem robią sobie szybkie zdjęcia, bo Ikera czas zaczyna gonić, a na koniec
bramkarz wręcza moim chłopakom swoje oryginalne rękawice i koszulkę
reprezentacji Hiszpanii. Żegna się przyjaznymi uściskami i wychodzi z szerokim
uśmiechem.
Przez kolejne dni nie słyszę o niczym
innym. Zdaje się, że sam wydałem na siebie wyrok tym spotkaniem. Chyba nie
jestem już numerem jeden. Żartuję z nimi i udaję nadąsanie, jednak szybko
przekonuję się, że Casillas jest najlepszym bramkarzem, a ja jestem najlepszym
piłkarzem – wymyślą wszystko byle tylko nie zakręcić sobie kurka dającego
pieniądze. Nie mam im tego za złe, oczywiście wiem, że to tylko żarty.
Po dwóch dniach zwiedzania
nadmorskiego kurortu, wybieramy się do hotelu, w którym zameldowani są nasi
rodacy. Tam atmosfera jest już zupełnie inna. Mimo iż nie rozstawałem się z
reprezentacją Niemiec w przyjaznej atmosferze, dziś już nikt o tym nie pamięta.
Chłopaki i trener witają się ze mną miło i życzą dobrej zabawy; zarówno podczas
Euro jak i w Nowym Jorku.
Nazajutrz wsiadamy w samolot i
lecimy na Ukrainę, aby obejrzeć Niemców w akcji. Z rozrzewnieniem spoglądam na
płytę boiska, po której biegają coraz to młodsi chłopcy. Jednak trener ma
pomysł na tą drużynę – i to nie byle jaki pomysł. Grają z werwą, polotem,
kombinacyjnie, ale wciąż twardo. Na pierwszy rzut oka widać, że reprezentacja
poprawiła się pod względem technicznym. Grają o wiele lepiej niż, kiedy ja
byłem kapitanem tego teamu.
Przyglądam się młodemu Khedirze,
który zajął moje miejsce na środku pomocy. Trafił mi się godny zastępca.
Świadczą o tym jego umiejętności, pewność siebie, no i transfer do jednego z
najlepszych klubów. Jasne, że wolałbym być na jego miejscu, ale dociera już do
mnie fakt, że jestem za stary. Nie pasuję już do tego zespołu, chociaż jak
spoglądam na Klose to kłuje mnie w sercu.
Później mogą uwagę przyciąga młody
Thomas Muller, który dumnie nosi na plecach moją szczęśliwą trzynastkę. Zawsze
uważałem, że to dobra liczba. Nie była pechowa – wręcz przeciwnie. Wszystko co
dobre w życiu zawsze przynosiła mi trzynastka. Ten numer do końca życia będzie
wyryty w moim sercu.
Na końcu spoglądam na Philippa
Lahma, z którym swego czasu darłem koty o opaskę kapitańską. Sądziłem, że wrócę
do reprezentacji, jednak tak się nie stało. Może to i dobrze. Philipp zawsze był
dobrym chłopakiem, ma charyzmę i doświadczenie, więc nie dziwię się, że
sprawuje tą funkcję.
Przyznam, że wspaniale spędzam
czas w towarzystwie synów. Niestety zabrakło mojego najlepszego przyjaciela,
któremu w ostatniej chwili wypadły jakieś problemy w firmie, ale i tak jest
genialnie. Jeździmy i zwiedzamy wszystko, co się da. Zarówno Ukraina jak i
Polska nie mają przed nami tajemnic. Można powiedzieć, że jesteśmy wszędzie.
Czasami udaje nam się dostać na
inne mecze wielkich drużyn – Hiszpanów, Francuzów, Włochów. Chłopcy są
zachwyceni, ja także, bo takiej dawki światowego footballu dawno nie mieliśmy. Każdy
dzień kończy się dla nas potwornym bólem nóg, ogólnym zmęczeniem, głodem i
pragnieniem. Kładziemy się na łóżka i do późnej nocy przeżywamy wszystko na
nowo. Padamy jak muchy około północy i jeden na drugim śpimy do białego rana.
Niestety reprezentacji Niemiec nie
powiodło się tak dobrze, jak wszyscy liczyli. Półfinał do dobry wynik, ale
wymagano od nich zwycięstwa. Jest nam przykro, ale nie martwimy się długo.
Cieszymy się, że pójdziemy na finał, w którym zobaczymy Hiszpanów i Włochów.
Robimy zakłady; ja stawiam na Włochów, chłopcy na tych drugich. Obiecuję, że
jak wygrają to zabiorę ich do Disneylandu; oni przyrzekają, że przez najbliższy
tydzień będą robić mi śniadania.
Przegrywam, ale nie ma to
najmniejszego znaczenia. Spotkanie z Myszką Miki, Kaczorem Donaldem i Królewną
Śnieżką będzie dla mnie mega frajdą. Znów poczuję się jak dziecko. Oczami
wyobraźni już wyobrażam sobie ten dzień i przyznam się, że nie mogę się
doczekać. Chłopcy podobnie. Myślę, że będzie to idealny moment, aby Scarlett
zaprzyjaźniła się z moimi synami. Takie wyjście na pewno nas wszystkich do
siebie zbliży i pozwoli poznać się lepiej.
Będzie cudowanie!
__________
Nie lubię tego rozdziału, mimo iż jest o Euro, które dobrze wspominam :)