27 lutego 2013

Rozdział trzynasty


Po trzech tygodniach Scarlett jest już w wynajętym przeze mnie mieszkaniu. Nie jest ono zbyt duże, ale Scarlett ma tu odpowiednią ochronę, której dostarcza jej system monitoringu oraz strażnik sprawdzający wszystkich obcych, chcących wjechać na posesję. Śpię spokojnie, bo wiem, że żadne zbiry jej nie skrzywdzą. Zresztą odkąd oddała im winne pieniądze, oni zniknęli i nie zawracają jej już głowy. Jednak ku przestrodze wolę dmuchać na zimne i nie pozwalam się jej wyprowadzić, mimo iż ona na to nalega, bo nie chce sprawiać mi kłopotów.
Czuję się odpowiedzialny za nią, jej bezpieczeństwo i życie. Darzę ją szczególnymi uczuciami, z dnia na dzień coraz bardziej się do niej zbliżam. Widzę w niej przyjaciółkę, jednak moje relacje nie mają z przyjaźnią nic wspólnego. Kocham Scarlett coraz bardziej i boli mnie, że muszę tłamsić swoje uczucia. Mam żonę, dzieci i pragnę dla nich szczęścia, a rozwód z Simone im tego nie da. Wolę sam cierpieć niż sprawić zawód im.
Jestem twardy i nie łamię się. Nie zgadzam się, aby Scarlett została moją kochanką. To byłoby nie w porządku.
Bardzo dużo o tym myślę. Zwłaszcza, kiedy wracam z rehabilitacji. Lekarz zalecił mi spacerowanie, dlatego nie korzystam z samochodu. Przechadzam się z domu na stadion, ze stadionu do domu, i mam czas, aby pomyśleć, pooddychać powietrzem, przespacerować się i oczyścić umysł.
Czasami zabieram ze sobą iPoda mojego najstarszego syna. Słucham relaksacyjnej muzyki lub audiobooka. Jeśli mam czas i nic mnie nie goni, przysiadam sobie na ławce w parku, czytam gazetę. Zdarza się, że przysiadają się starsi panowie, którzy pamiętają mnie jeszcze z początków mojej kariery w Bayerze. Są mili i bardzo rozmowni. Wymieniamy poglądy na temat dzisiejszej piłki, bundesligii, Ligi Mistrzów i zbliżającego się wielkimi krokami Euro. I zawsze potem, kiedy od domu dzieli mnie kilka metrów, zdaję sobie sprawę, że Leverkusen to jest mój prawdziwy dom. Nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej, ale jeśli chcę – a chcę – dalej grać w piłkę, to muszę pomyśleć o innych kierunkach.
Przechodzę na drugą stronę ulicy i idę w kierunku mojego ulubionego sklepiku z herbatami i kawami z całego świata. Zawsze robię tam zakupy, bo jestem wielki miłośnikiem tych trunków. Zwłaszcza kaw. Już mam wchodzić do środka, kiedy dostrzegam, że w kawiarni obok, w małym ulicznym ogrodzie, siedzi Scarlett w towarzystwie jakiegoś młodego, przystojnego mężczyzny. Chowam się na kolumną z afiszami i przez chwilę się im przyglądam. Zachowują się dość naturalnie, uśmiechają się, rozmawiają. Scarlett wydaje się być zadowolona. On też.
Myślę sobie, że nie mam prawa robić jej jakichkolwiek wyrzutów. Jest młoda, może korzystać z życia. Przecież nie będzie na mnie czekać. To by było śmieszne!
Decyduję się podejść bliżej. Przywitać się, chwilkę pogadać i ruszyć w drogę powrotną do domu.
Kiedy Scarlett mnie zauważa, wita się serdecznym uśmiechem i pocałunkiem w policzek. Jest serdeczna i naturalna tak jak zawsze. Wygląda przepięknie w letniej, kwiecistej sukience i warkoczu zwisającym jej na ramię. Nie mogę oderwać od niej wzroku, jednak w końcu raczę uwagą jej towarzysza.
- To Christian – mówi.
- Bardzo mi miło – odpowiada chłopak i proponuje mi zajęcie wolnego krzesła. Zgadzam się, ale zaznaczam, że zostanę tylko kilka minut, bo śpieszę się do domu.
- Christian to mój brat – tłumaczy w końcu Scarlett, kiedy zauważa, że czuję się dość niezręcznie w tej sytuacji.
- Masz brata? Nie wspominałaś.
- Jakoś nie było okazji. Christian mieszka i pracuje w Berlinie i rzadko odwiedza swoje rodzinne strony.
- Brak czasu – mówi chłopak.
- Rozumiem. Sam nie mam czasu, aby odwiedzić swoich dziadków.
- Wracasz z rehabilitacji?
- Tak. Wszystko przebiega w porządku. Jeszcze z dwa tygodnie i będę mógł wznowić treningi na boisku. Póki co lekkie, ale od czegoś trzeba zacząć. Właśnie szedłem do sklepu, kiedy cię zauważyłem. Masz plany na wieczór?
- No… – mówi niepewnie i spogląda na brata. – Chciałam spędzić trochę czasu z Christianem. Nie przyjechał na długo. Musimy jeszcze odwiedzić naszą siostrę.
- Jasne, nie nalegam. Odpoczywajcie sobie. Ja uciekam, bo w domu na mnie czekają – uśmiecham się i podnoszę z krzesła. – Do zobaczenia. Trzymajcie się.
- Pa, Michael!
Wracam do domu, w którym czeka na mnie niespodzianka. Niezbyt miła, jak mam być szczery. W ogóle nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś przyjdzie mi spotkać tego gościa. Wchodzę do salonu, a tam na kanapie siedzą Simone i Gustav. Jestem w szoku.
Spoglądam na żonę, która ucieka wzrokiem. Zaraz potem wstaje z miejsca i wyprasza swojego gościa z naszego domu. Stoję w przejściu, więc aby wyjść, Gustav musi stawić mi czoła. Mierzę go wzrokiem, on mnie także. Nie ustępuję i twardo stoję w drzwiach. Będę bronić tego, co moje. Nie pozwolę sobie ponownie odbić żony.
Mężczyzna mija mnie. Jest pewny siebie, twardo patrzy mi w oczy. Przechodzi i trąca mnie barkiem. Bez zastanowienia łapię go za kołnierz i szarpię. Wiem, że to szczeniackie zachowane. Nie przystoi ono mężczyźnie takiemu jak ja. Jednak nie mogłem się powstrzymać, bo ta gnida panoszyła się po moim domu, jakby był u siebie.
- Panowie, panowie! – Między nami staje Simone i próbuje załagodzić sytuację. – Dajcie spokój. Zachowujmy się jak dorośli ludzie. Gustav, idź już.
Mężczyzna posyła mi ostatnie srogie spojrzenie i opuszcza mój dom. Jego wizyta daje mi do myślenia, bo jakby okazało się, że Simone przez cały ten czas przyprawia mi rogi, to chyba bym ich pozabijał! Nie potrafię sobie nawet wyobrazić nienawiści, która wówczas zalałaby moje ciało. Ja się staram, ograniczam, robię wszystko, aby ją zadowolić, a ona tak ze mną pogrywa? Niedoczekanie!
- Co on tutaj robił? – pytam stanowczo i wchodzę w głąb salonu. Nie patrzę na nią. Niech wie, że jestem wkurzony.
- Przyszedł na chwilę, aby ze mną porozmawiać.
- O czym?
- O nas. To znaczy… O mnie i o nim.
- To was coś jeszcze łączy? – pytam i raczę ją spojrzeniem.
- Nie! – odpowiada natychmiast. Podchodzi do mnie i poprawia mi koszulę, którą poszarpał Gustav. – Nic nas nie łączy już od dłuższego czasu. Rozmawiamy ze sobą tylko w sprawach zawodowych. Musisz mi ufać.
- I rozmowa „o was” – robię w górze cudzysłów – jest sprawą zawodową. Miałem o tym nieco inne mniemanie.
- Michael, nie łap mnie za słówka. Gustav przyszedł tutaj, aby przekonać mnie do powrotu. Mówił, że tęskni, że mu mnie brakuje, że wciąż mnie kocha itd. Wysłuchałam go, bo mimo wszystko był moim przyjacielem…
- I kochankiem.
- Przyjacielem, Michael – mówi z naciskiem. – I łączyły nas niegdyś pozytywne relacje, dlatego głupio było mi go wypraszać. A poza tym myślisz, że zdradzałabym cię na oczach dzieci i Renate, bawiących się w ogrodzie?
Patrzę w stronę ogrodu i rzeczywiście widzę jak teściowa i moi synowie grają w piłkę.
- Zastanów się, proszę cię – kontynuuje.
- Co mu powiedziałaś?
- Że nie mam ochoty wracać do tego, co było. Że teraz jestem z tobą, że tworzymy kochającą się rodzinę, że to z tobą i naszymi dziećmi chcę układać przyszłość. Nie interesują mnie już romanse.
- Na pewno?
- Tak. Uwierz mi – mówi i całuje mnie prosto w usta. – Chodź, mam dla ciebie niespodziankę! – Simone chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę swojego gabinetu. Lekko się opieram, bo sam nie wiem, czy wierzyć w jej opowieść. Mam potworny mętlik w głowie, ale wszystko wydaje się być prawdą. – No chodź!
Wchodzimy do środka.
Nie mogę uwierzyć własnym oczom! Na jednej ze ścian, na której do tej pory wisiały obrazy, widnieją moje pamiątki z piłkarskiej kariery: dyplomy, medale, pamiątkowe zdjęcia, koszulki, którymi wymieniałem się po meczach, oprawione w ramy. Wszystko to, do tej pory kurzyło się w garażu, bo Simone zawsze twierdziła, że nie pasuje to do wystroju naszego nowoczesnego i wytwornego domu.
Nie mogę się temu nadziwić. A żeby tego było mało, to w rogu stoi gablota z wypolerowanymi pucharami, statuetkami, nagrodami za przeróżne osiągnięcia związane ze sportem… Podchodzę bliżej i przyglądam się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczyma. Wygląda to niesamowicie pięknie! Zawsze marzyłem, aby moje pamiątki stały na wierzchu, w jakimś pokoju – choćby najdalszym i najbardziej zapomnianym. Lubię wracać do przeszłości, pięknej przeszłości, i wspominać wszystkie swoje osiągnięcia. Do tej pory miałem to utrudnione, a teraz wszystko ląduje w gabinecie mojej żony, tak często odwiedzanym przeze mnie, jak i licznych gości. Jestem w siódmym niebie!
- Simone… Nie mogę uwierzyć. To jest niesamowite!
- Zastanawiałam się, jak mogę sprawić ci przyjemność. Kolacje, wycieczki, prezenty czy seks zdawały mi się banalne, bo przecież robimy to na co dzień. Chciałam zrobić dla ciebie coś specjalnego i wtedy pomyślałam o tym, o co mnie prosiłeś tyle razy. Podoba się?
- Jeszcze pytasz? To jest przepiękne! Dziękuję – mówię i mocno ją przytulam. – Kiedy ty to zrobiłaś?
- Dzisiaj. Miałam sporo pracy, ale mama i dzieci mi pomogli. Wszyscy chcieliśmy sprawić ci przyjemność.
- I nie będzie ci to przeszkadzać? Przecież mówiłaś, że to tylko szpeci nasz dom.
- Zrozumiałam, że to dla ciebie ważne. Masz się czym chwalić, więc zrobiłam dla ciebie ten kącik. Teraz będziesz mógł wszystkim pokazywać swoje zdobycze. A poza tym, coś tak pięknego nie może szpecić nam domu, prawda? – mówi i całuje mnie najnamiętniej jak można.
- Dziękuję – szepczę między kolejnymi pocałunkami. Rozmawiamy, śmiejemy i całujemy się jednocześnie. Jest miło i tak… swobodnie. Czuję się jakbyśmy poznali się wczoraj i przeżywali swoją szczeniacką miłość na nowo. Nigdy nie sądziłem, że spotkają mnie jeszcze takie lata u boku Simone.
Kładziemy się na niewielkiej i piekielnie niewygodnej, skórzanej kanapie i wciąż oddajemy się pocałunkom i pieszczotom. Mógłbym tak do końca świata i o jeden dzień dłużej. Niech ta chwila trwa!

Nazajutrz wracam do domu po rehabilitacji. Pogoda jest piękna, zaczyna się lato i nie mogę się doczekać, kiedy pojadę na Euro, które rozpoczyna już w przyszłym tygodniu. Zabiorę synów oraz Simone i pojedziemy do Gdańska, aby mój najstarszy syn spełnił swoje marzenie, a mianowicie, poznał Ikera Casillasa. Odkąd mu to obiecałem to nie mówi o niczym innym. Nie mam wyboru, muszę go tam zabrać.
- Michael, masz gościa – rzuca Simone od progu. Idzie na górę, zmysłowo kręci pośladkami pokonując kolejne stopnie schodów. Chcę iść za nią, ale mam gościa. Tylko jakiego?
Wchodzę w głąb salonu i dostrzegam siedzącego na kanapie Rezę, mojego agenta. Współpracuję z nim od paru ładnych lat. Mam do niego pełne zaufanie, wiem, że zawsze chce dla mnie dobrze.
Ściskamy się po przyjacielsku i zajmujemy miejsce na sofie. Jestem ciekaw, po co przyszedł.
- Byłem dzisiaj na BayArenie i rozmawiałem z prezesem i trenerem klubu – mówi i upija trochę wodę z lodem, którą zapewne wcześniej podała mu Simone lub Renate. – Niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomości.
- Tak, wiem już, że nie przedłużą ze mną kontaktu. Muszę rozejrzeć się za innymi klubami.
- Już od jakiegoś czasu jesteś wystawiony na listę transferową. Mam dla ciebie kilka propozycji.
- Naprawdę? Tak szybko? Nie spodziewałem się – mówię z radością. Daje mi to nadzieję na lepsze jutro. Muszę się tylko wykurować. Moim zdaniem będę gotowy do gry na sto procent od początku nowego sezonu. Ale musi to jeszcze potwierdzić lekarz.
Do salonu wraca Simone. Z uśmiechem zajmuje miejsce obok mnie i łapie mnie za rękę.
- Dla niektórych klubów najważniejsza jest sława, a tej z pewnością ci nie brakuje – kontynuuje Reza.
- Świetnie, to co dla mnie masz?
Mina mu trochę rzednie, kiedy wyjmuje z teczki propozycje dla mnie. Przeczuwam tu jakieś niespodzianki, jednak nie chcę myśleć pesymistycznie. W końcu wiadomo, że pozytywne myślenie to klucz do wszystkich sukcesów.
- A więc… Pierwsza oferta jest z Chin.
- Chin? – Robię wielkie oczy i spoglądam na Simone, która podziela moje zdziwienie.
- Klub Guangzhou Evergrande. Oferują ci trzyletni kontrakt i zarobki na wysokości około 4,5 miliona rocznie. Nie mam informacji o zapewnionym miejscu w podstawowej jedenastce. Druga oferta jest z katarskiego Al-Sadd. To tam przeniósł się w tym roku Raul Gonzalez. Czteroletni kontakt, 5,5 miliona za rok, brak informacji o grze. Jest to klub z osiągnięciami, ale raczej były one dawno. Na nowo budują swoją markę, stąd te transfery.
- Nie podoba mi się to – mówię. – Nie masz czegoś z Europy?
- Przykro mi…
Ciężko wzdycham i pytam o trzecią ofertę.
- New York Red Bulls. Gra tam Thierry Henry. Dwuletni kontrakt, 3 miliony rocznie, plus prowizje reklamowe. Gwarantują miejsce w składzie i wszelkie udogodnienia. Rozmawiałem z kilkoma osobami i bardzo polecają ten klub. Weź pod uwagę, że piłka nożna w Stanach jest coraz bardziej popularna. Myślę, że to najlepsza oferta.
Spoglądam na Simone pytającym wzrokiem.
- Z tego, co ci Reza zaproponował, to Nowy Jork jest najlepszy. Nie tylko dla ciebie, ale i dla nas, jako rodziny. Nie wyobrażam sobie wychowywania naszych dzieci w Chinach lub Katarze.
- Nie musicie się śpieszyć. Zastanówcie się nad tym – mówi Reza. – Może jeszcze spłynie jakaś oferta, może z Europy, ale nie liczyłbym na żadne poważne propozycje z dobrych klubów, z silnych lig. Masz już swoje lata, Michael. A poza tym ta ostatnia kontuzja wiele komplikuje. Podzwonię jeszcze i popytam. Będziemy w kontakcie.
- Jasne, dzięki.
- Nie ma sprawy. Trzymajcie się – mówi i wychodzi.
Patrzę na Simone, ale nie widzę na jej twarzy zadowolenia. Zapewnie nie tak wyobrażała sobie naszą przyszłość. Prawdę mówiąc ja też jej sobie nie wyobrażałem w ten sposób. Nowy Jork jest cholernie daleko i tak bardzo różni się od naszego poczciwego Leverkusen. Inny język, kultura, nocne życie, gwiazdy rocka… Dużo pokus.
Muszę wziąć pod uwagę wiele czynników. Przede wszystkim dzieci, które średnio radzą sobie z angielskim, a przecież muszą się jakoś komunikować ze światem. Głupio będzie, jeśli nie będą potrafiły sobie zamówić nawet pizzy. Inna sprawa to Simone i jej biznes. Na razie o tym nie wspomina, ale jestem przekonany, że niebawem użyje przeciwko mnie tego argumentu.
Może rzeczywiście najprościej będzie przedwcześnie zakończyć karierę…

17 lutego 2013

Rozdział dwunasty


Muszę zorganizować imprezę rocznicową dla mojego przyjaciela i jego partnerki. Średnio mi się to podoba, bo nigdy nie byłem dobrze zorganizowany, a poza tym nie nadaję się na imprezy. Na szczęście udało mi się przekabacić Philippa, który – krótko mówiąc – nie był zachwycony faktem, że wplątałem go w małżeńskie kłamstwa. Jednak kiedy napomknąłem, że uroczystość odbędzie się w moim domu, a przyrządzaniem jedzenia zajmie się Simone, ustąpił. Oczywiście nie za darmo. Zastrzegł sobie, że chcę na przyjęciu zobaczyć klopsiki, z których słynie moja żona i oczywiście zamawia zapasową porcję do domu.
Wszystko się skomplikowało przez niespodziewaną wizytę Scarlett. Ona także musi się pojawić na przyjęciu. Średnio mi się to uśmiecha, bo z Simone idzie nam coraz lepiej, niemalże nie pamiętamy o zawiłej i burzliwej przeszłości, a obecność blondynki wśród gości na pewno wywoła u mnie podenerwowanie. Będę się rozglądać na boki, pocić i nerwowo przestępować z nogi na nogę. Nie tak wyobrażałem sobie rocznicę – która, prawdę mówiąc, jest lekko naciągana, bo prawdziwa rocznica jest w przyszłym miesiącu. Na moje szczęście Simone się nie zorientowała, a Philipp zdołał przekonać Ivone, że to doskonały termin, bo w przyszłym miesiącu będzie Euro i większość naszych znajomych będzie wspierać reprezentację na stadionach Polski i Ukrainy.
- Simone się nie zorientuje? – pyta Philipp, przestawiając ogrodowe leżaki tak, aby nikomu nie przeszkadzały.
- Chyba nie. Scarlett widziała tylko raz, przy okazji tej nieszczęsnej wizyty. Myślę, że zachowaliśmy pozory, bo o nic więcej nie pytała.
- A panna Fischer pojawi się dzisiaj?
- Bardzo bym chciał, aby sobie odpuściła, ale powiedziałem Simone, że to przyjaciółka Ivone. I głupio by było, aby zabrakło jej najlepszej koleżanki na przyjęciu rocznicowym, które, notabene, sama wymyśliła.
- Racja. Nie zazdroszczę ci tej sytuacji.
- Sam sobie nie zazdroszczę. Ciekaw jestem jak Scarlett będzie się zachowywać. Rozmawiałem z nią wczoraj przez telefon, to powiedziała, że dołoży wszelkich starań, aby nie zniszczyć mojego małżeństwa. Ale wiesz jakie są kobiety, nie?
- Jak Simone się na ciebie rzuci, to Scarlett może dostać szału. Zwłaszcza, że nie jesteś jej obojętny.
- Wiem… A to wszystko jest twoją winą.
- Moją? – pyta zdziwiony.
- Tak, bo sam zachęcałeś mnie do znalezienia sobie kochanki.
- Nie musiałeś mnie słuchać. Nie zwalaj cały winy na mnie. Słuchaj, jakby coś nie trybiło i będziesz potrzebował ratunku, to daj mi jakiś sygnał. Wyrwę cię.
- Okay, dzięki.
- Skończyliście? – Nagle z domu wychodzi Simone w seksownym fartuszku ubrudzonym mąką oraz tacą, na której stoją szklanki oraz dzbanek z zimnym sokiem. – Mam tu coś dla was. Zróbcie sobie małą przerwę – mówi, stawiając napój na małym, ogrodowym stoliku.
- Dzięki! Ty to zawsze wiesz, czego nam trzeba – mówi Philipp i całuje moją żonę w policzek. – Widzę, że praca wre – dodaje, zauważając jej brudny strój.
- Tak. Właśnie wsadziłam ciasto do piekarnika, a teraz zabieram się za klopsiki dla ciebie.
- Przepraszam, że tak zwaliłem ci się na głowę z tą rocznicą. Masz teraz przeze mnie dużo pracy.
- Sama to zaproponowałam. A poza tym umówiłam się z Ivone, że ona przyniesie sałatki. Nie martw się, Philippku – mówi i głaszcze go po głowie. Odkąd pamiętam oni ze sobą flirtują, jednak mam całkowite zaufanie do przyjaciela i wiem, że to tylko takie ich przekomarzanie się. – Odpocznijcie sobie chwilkę i zabierajcie się do pracy. Jeszcze wiele jej przed wami. A ja wracam do kuchni.
- Wpadniemy zaraz na klopsiki! – woła za nią, ale do nas dochodzi już tylko siarczysty śmiech Simone. – Zmieniła się.
- Wiem. I sam nie wiem czy się cieszyć, czy nie. – Philipp robi zdziwioną minę, a ja kontynuuję. – Dziwnie się czuję, kiedy ona jest taka miła. Mam nadzieję, że to jest szczere z jej strony.
- Przestań doszukiwać się drugiego dna. Simone to fajna babka i ciesz się tym. Naprawdę trafiła ci się dobra żona. Zrozumiała swoje błędy z przeszłości i teraz chce wszystko naprawić. Pozwól jej na to.
- Pozwalam – odpowiadam z uśmiechem. – Zabierajmy się za robotę. Zostało nam mało czasu, a zaraz wrócą dzieciaki i nie dadzą nam spokoju.
Szybko przesuwamy leżaki, ustawiamy stoły, zastawiamy je półmiskami i szkłem. Wszystko wygląda bardzo ładnie i nawet zaczynam się cieszyć na nadchodzący wieczór.
Idziemy do kuchni i siadamy na wysokich, barowych krzesłach, które ustawione są przy kuchennym blacie. Popijamy lemoniadę i przyglądamy się pracującej Simone. Proponujemy pomoc, ale odmawia, twierdząc, że nie nadajemy się do gotowania.
- Ale my mieliśmy na myśli inną pomoc – mówi Philipp i kradnie z talerza klopsika. Wsadza do buzi całego – nie jest to ładny widok, bowiem połowa kotleta wystaje mu na zewnątrz. Simone uśmiecha się pobłażliwie, poczym zdziela go szmatką po głowie. Zanosimy się śmiechem i nie przestajemy żartować.
- Dajcie już spokój – mówi wreszcie, a po domu roznosi się dźwięk dzwonka. – Otwórzcie, bo to Ivone, a potem idźcie na górę się przebrać. W międzyczasie wyprasowałam wam koszule i naszykowałam marynarki.
Spełniamy jej polecenie, zastanawiając się, jak Simone zdołała przyrządzić te wszystkie smakołyki, przypilnować naszych obowiązków i przygotować dla nas i dzieci odświętne ubrania.
- Skarb, nie kobieta – podsumowuje Philipp i znika w łazience.
Wybija godzina zero. Schodzimy na dół i widzimy Simone w pięknej, opinającej ciało sukience w szafirowym odcieniu, szpilkach i z ładnie upiętymi włosami. Posyłam Philippowi porozumiewawcze spojrzenie, na co przyjaciel jest w stanie tylko otworzyć szeroko oczy ze zdziwienia. Kiedy ona się tak wystroiła? Obok niej stała Ivione w zielonkawej sukience do kolon z błyszczącymi paciorkami wokół dekoltu.
- Wyglądacie oszałamiająco – mówię i całuję Simone.
Rozglądam się po salonie oraz ogrodzie i dostrzegam, że wszędzie krzątają się już goście. Widzę wielu moich znajomych z dawnych lat i sąsiadów, kolegów Philippa, których poznałem przy okazji jakiś imprez, widzę wiele atrakcyjnych dziewczyn. Zapewne są to przyjaciółki Ivone. Pośród nich wszystkich biegają moje dzieci, zabawiając gości i pokazując im przeróżne sztuczki i żarty. Ulubieńcem jak zwykle jest Jordi, który wzbudza największe zainteresowanie.
W tłumie próbuję odnaleźć Scarlett. Dyskretnie odchodzę od żony i przechadzam się między tłumem. Moje spostrzegawcze oko dostrzega obiekt moich poszukiwań szybciej niż sądziłem. Scarlett stoi przy zaimprowizowanym przeze mnie barze, w dłonie trzyma szampana i rozmawia z jakimś mężczyzną. Nie znam gościa, ale nie podoba mi się sposób w jaki patrzy na moją Scarlett. No właśnie! Pytanie brzmi, czy ona nadal jest moja?
Zastanawiam się nad tym przez chwilkę, ale nie mogę zebrać myśli, bo moja dawna kochanka wygląda niesamowicie seksownie. Ma na sobie krótką, czerwoną sukienkę, która eksponuje jej długie nogi. Z tyłu jest głębokie wcięcie pokazujące jej atrakcyjne plecy, na które opadają blond loki. 
- Michael, mogę cię na momencik prosić?
Mam ochotę podejść bliżej, szarpnąć tego faceta i stłuc go na kwaśne jabłko. Rozbiera ją wzrokiem, pożera i niemalże mogę przysiąc, że w kącikach jego ust zbiera się ślina. Obrzydliwy widok! Nie rozumiem, dlaczego Scarlett w ogóle z nim rozmawia. Dlaczego pozwala, aby ten gościu głaskał ją po nogach, dotykał po ramieniu i szeptał do ucha jakieś frazesy, wywołujące na ich twarzach uśmiech.
- Michael! – Nagle dostrzegam, że obok mnie stoi Simone i stara się skupić moją uwagę. – Na co ty się tak gapisz?
- Co? Nie, nic. Zamyśliłem się. Wydawało mi się, że zobaczyłem kolegę z dawnych lat, ale on od dwóch lat nie żyje. Tamten facet jest do niego bardzo podobny – mówię i wskazuję na towarzysza Scarlett. – O co chodzi?
- Chodź proszę do salonu. Philipp chce ci kogoś przedstawić.
- Dobrze, już idę.
- Michael, a tamta kobieta to nie przyjaciółka Ivone, która tu była? – pyta i pokazuje na blondynkę. – Ale się odstawiła!
- Nie podoba ci się? – pytam zaciekawiony stwierdzeniem Simone.
- Sukienka ładna, ale ja bym jej nie ubrała. Ja mam klasę – odpowiada z uśmiechem. – No chodź już. Nie będą na nas czekać.
Przez cały wieczór szukam sposobności, aby wyrwać się spod czujnego oka Simone i porozmawiać ze Scarlett. Brakuje mi jej śmiechu i dobrych wibracji. Ale jestem też ciekaw jak ułożyły się jej sprawy z bankiem. Jednak jak na złość muszę ciągle przebywać z żoną, która świetnie się bawi w towarzystwie moich znajomych – i nie jest to codzienna sytuacja.
- Myślę, że powinniśmy gdzieś razem pojechać – mówi Ivone, upijając łyk szampana. – Takie wakacje we czwórkę to fajna sprawa.
- A dzieci? – pytam, bo nie wyobrażam sobie urlopu bez chłopaków.
- Kurczę, nie pomyślałam.
- Zawsze możemy zostawić je z moją mamą na jakiś czas, a potem wybrać się na rodzinne wakacje. Ja też uważam, że wyjazd w przyjacielskim gronie to fajny pomysł.
- Najlepiej w jakieś ciepłe miejsce – proponuje Philipp. – Lato u nas będzie mizerne, a mi marzy się słońce, plaża, kolorowe koktajle. Ah, rozmarzyłem się… Może Karaiby albo Malezja?
- Mi to obojętne – śmieje się Simone. – Ważne, abym mogła zaprezentować swoje ciało w bardzo skąpym bikini – dodaje i całuje mnie. Uśmiecham się, jednak myślami jestem gdzieś indziej i nie bardzo obchodzi mnie miejsce do którego będę zmuszony się udać bez dzieci.
Ponad głową Ivone, która non stop szczerzy zęby do mojego przyjaciela, dostrzegam wchodzącą do kuchni Scarlett. Przepraszam swoje towarzystwo i pod pretekstem dolewki szampana, podążam za blondynką.
- Cześć – mówię, a Scarlett podskakuje przestraszona przez moje niespodziewane wejście. – Przepraszam.
- Nie szkodzi. Szampana? – Dostrzega mój pusty kieliszek, dlatego od razu proponuje mi dokładkę. Zgadzam się i podchodzę bliżej.
- Co słychać?
- W porządku.
- Naprawdę? A jak twoje spawy z bankiem?
Scarlett patrzy mi w oczy i przez chwilkę spogląda na mnie w milczeniu. Zaraz potem ucieka wzrokiem i odpowiada, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kłamie, i to widać. Nie patrzy mi w oczy, więc to oczywiste.
- Jesteś pewna?
Blondynka opada na krzesło z rezygnacją i chowa twarz w dłoniach.
- Nie chcę cię w to wciągać, Michael. Ja nie chcę twojej pomocy, bo nasze drogi się już rozeszły. Jestem tu tylko po to, abyś nie miał kłopotów z żoną. Zaraz sobie stąd pójdę i nigdy więcej nie wejdę ci w drogę.
- Nawet tak nie żartuj – mówię i łapię ją za dłoń. – Co się dzieje?
- Po prostu… Wpadłam w duże kłopoty.
- Problemy z bankiem? Pójdę tam z tobą. Pomogę ci.
- Nie, to już załatwiłam. Mam burzliwą przeszłość, wiesz? Jako dwudziestolatka zajmowałam się bardzo niedobrymi rzeczami, zadawałam z nieodpowiednimi ludźmi, którzy teraz mnie odnaleźli i chcą odzyskać swoją własność.
- To znaczy?
- Pieniądze. Okradłam ich i uciekłam. Odnaleźli mnie kilka miesięcy temu i zażądali zwrotu. Poszłam do banku i wzięłam kredyt. Najpierw jeden, potem drugi, ale stwierdziłam, że to błędne koło, które do niczego nie doprowadzi. Wzięłam pieniądze od ciebie, aby spłacić ostatnią pożyczkę.
- A co z tymi typami?
- Grożą mi śmiercią, jeśli nie oddam pieniędzy. Ja ich nie mam, więc muszę uciekać. Znowu. Zgodzili się, abym oddawała im to w ratach, ale one są takie kolosalne, że mnie na to nie stać. Po prostu w świecie nie mam takiej kasy. I niemożliwością jest, abym ją zarobiła.
- Chcesz uciec? Ale dokąd? Nie możesz przez resztę życia się chować.
- Nie mam wyjścia, Michael. Przepraszam, ale na razie nie jestem w stanie oddać ci pieniędzy. Jeśli coś uzbieram to skontaktuję się z tobą, wyślę na konto, no nie wiem… I proszę, nie szukaj mnie.
- Oszalałaś? Ja teraz umrę z nerwów! Jak mogłaś to przede mną ukrywać. Przecież byłem z tobą, razem byśmy znaleźli rozwiązanie. Jestem bogaty, mógłbym ci pomóc.
- Michael, ale ja nie mogę cię wykorzystywać. Wróciłeś do żony, na nowo masz rodzinę o której przecież marzyłeś. Muszę się usunąć w cień, wyjechać z kraju.
- Nie pozwalam ci na to, słyszysz? Zostajesz w Leverkusen. Znajdę dla ciebie nowe mieszkanie na strzeżonym osiedlu. Będziesz tam bezpieczna. Jutro pójdziemy do banku i wypłacę dla ciebie odpowiednią kwotę. Oddasz ją tym zbirom i będziesz miała święty spokój.
- Nie zgadzam się.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia. Postanowiłem już. Jesteś w niebezpieczeństwie i zrobię wszystko, aby przywrócić spokój do twojego życia.
- Dziękuję – mówi i rzuca mi się na szyję ze łzami w oczach. – Bardzo cię kocham, wiesz? Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle dobrego.
- Drobiazg – mówię i odsuwam ją od siebie. Boję się, że Simone może tu wejść i nas nakryć. Nie chcę niszczyć naszych naprawionych relacji, dlatego wolę trzymać Scarlett na dystans. Z przyjemnością jej pomogę, ale póki co nie mogę pozwolić sobie na luksus posiadania kochanki. I jeśli chcę, aby moja rodzina znów była kompletna i szczęśliwa, to w ogóle nie mogę sobie na pozwolić. Czasy się zmieniły…

__________
Mam nadzieję, że się spodoba :) 

7 lutego 2013

Rozdział jedenasty


Hm… Ostatnio nie robię nic pożytecznego. Ciągle wzdycham i użalam się nad własnym życiem.
Straciłem przyjaciółkę i kochankę w jednym. Zraniłem Scarlett i do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć. Myślę o niej dzień i noc, mimo iż od naszego ostatniego spotkania minął już ponad miesiąc.
Poza kochanką straciłem też coś ważniejszego. Straciłem pracę. Do końca sezonu pozostały dwa miesiące, później co lepsi piłkarze wyjadą na zgrupowanie reprezentacji, a potem do Polski i na Ukrainę, aby zagrać w Mistrzostwach Europy 2012. I pomyśleć, że kiedyś byłem kapitanem drużyny narodowej i prowadziłem ją po sukcesy na turniejach takich jak ten…
Kontynuuję proces rehabilitacji, ale to nie to samo. Nie ma już Scarlett, nie ma motywacji, chęci, przyszłości… Jest za to Simone, która zmieniła się nie do poznania.
Stała się żoną z prawdziwego zdarzenia. Sprząta, gotuje, zajmuje się dziećmi. Po pracy od razu wraca do domu, rzadko spotyka się z przyjaciółkami, a Gustav chyba na dobre zniknął z jej głowy, serca, życia… Z uśmiechem wita mnie, kiedy wracam do domu. Zawsze wygląda perfekcyjnie i z miłością podaje mi posiłki. Dba, abym nie przeciążał nogi, aby mi niczego nie brakowało, abym zawsze był w dobrym humorze. Czasami mnie to denerwuje, bo mam ochotę pobyć w samotności i poużalać się nad swoim losem, ale nie mówię jej tego, bo opiekowanie się mną sprawia jej tyle radości, że nie mogę tego zrobić.
Powiedziałem jej o odejściu z klubu. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, nie naskoczyła na mnie. Nie nazwała starym próchnem, nie wyzywała od nieudaczników i naiwniaków. Po prostu podeszła, mocno mnie przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko się ułoży, a ona będzie ze mną niezależnie od tego, co się stanie.
To miły gest, bo jak nigdy potrzebowałem uczucia. Pamiętam, że zamknąłem się w sypialni, a po chwili Simone do mnie przyszła z komedią pod pachą i tacą zastawioną smakołykami. Przywołała dzieci do naszego łóżka i wszyscy wspólnie obejrzeliśmy film, który dostarczył nam wiele radości. Nie ważne było to, że kotłujemy się w łóżku w ubraniu, że kruszymy na prześcieradło, że wylewamy soki na pościel – Simone nie znosiła żadnej z tych rzeczy. Przymykała oko na późną godzinę i fakt, że dzieci dawno powinny spać. Była taka kochana.
I jest taka do tej pory.
- Cześć – mówi i daje mi buziaka w policzek. – Długo cię nie było. Co robiłeś?
- Postanowiłem pójść na spacer po rehabilitacji.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Jedliście już kolację?
- Tak, ale mogę ci odgrzać jeśli chcesz.
- Nie, dzięki. Pójdę na górę, wezmę kąpiel i położę się. Trochę jestem zmęczony.
- Dobrze. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko pożegnam chłopców.
- Ucałuj ich ode mnie.
Idę na górę i robię dokładnie tak jak zamierzałem. Kąpię się, kładę do łóżka i marzę, aby ten dzień się wreszcie skończył. Odkąd usłyszałem, że po sezonie zostanę bezrobotny, kolejne dni uciekają mi między palcami. Naprawdę nie mam na nic ochoty. Marzę o spotkaniu ze Scarlett, która na pewno powiedziałaby mi coś pokrzepiającego. Dzięki niej na pewno bym się nie dołował. Znalazłaby jakieś rozwiązanie, które z entuzjazmem bym podchwycił.
Nagle słyszę jak drzwi się uchylają i jakieś małe stópki drepczą w moją stronę. Otwieram oczy i odwracam się, a moim oczom ukazuje się roześmiany Jordi.
- Cześć, tato – mówi.
- Cześć, smyku. A czemu ty nie śpisz?
- Przyszedłem, aby cię mocno uściskać i powiedzieć „dobranoc”. Mama mi pozwoliła.
Mój syn mnie rozczula.
Z uśmiechem wyciągam ramiona w jego stronę i czekam na to mocne objęcie. Jordi z impetem na mnie wpada i wydobywa z siebie radosny śmiech. Ściskam go z całych sił, kręcę na wszystkie strony i nie pozwalam uciec. Czochram go po włosach i zabawiam imitując różne postacie z kreskówek.
- A teraz… Atak morderczych całusków! – krzyczę i zaczynam obdarowywać syna buziakami. Mały krzyczy i piszczy w niebogłosy, a ja nie zaprzestaję „ataku”. Całuję go wszędzie – po policzkach, czole, szyi, brzuchu, stopach… To taka nasza wspólna zabawa. I obydwaj bardzo ją lubimy.
- Co ty tutaj robicie? – Do sypialni wchodzi Simone i założonymi na piersi rękoma przygląda się naszym wygłupom. – Koniec tego dobrego – mówi. – Jordi, rano będziesz niewyspany. Chodź już do łóżka.
- Idę! Pa, tato. Kolorowych snów.  
- Śpij dobrze, smyku.
Macham mu na pożegnanie i nie odwracam wzroku od drzwi, za którymi zniknął. Nie ma go od dobrych kilku minut, a ja nie mogę przestać się uśmiechać. Tego mi brakowało. Teraz jedynie dzieci przywracają mi nadzieję na lepsze jutro. Co ja bym bez nich zrobił…
- Jordi jest tobą zachwycony – mówi Simone, wchodząc do sypialni. Uśmiecham się, ale nic nie mówię. – Cieszę się, że taki jesteś, że moje dzieci mają takiego wspaniałego ojca. – Podchodzi bliżej i kładzie się na łóżku. Po chwili przytula się do mnie i głaszcze moją klatkę piersiową. Ma na sobie krótką koszulkę nocną, odsłaniającą ramiona oraz nogi. Jednak nie są tak zgrabne jak nogi Scarlett.
- Dzieci to jedyna rzecz, która mi wyszła w życiu. Reszta jest godna pożałowania.
- Nie mów tak – mruczy, nie zaprzestając głaskania. Jest w dobrym nastoju. Wyczuwam na jej karku oraz nadgarstkach perfumy, które zawsze bardzo lubiłem. Pryska się nimi zawsze, kiedy ma ochotę na nocne igraszki.
Może to dziwne, ale od czasu naszego pojednania nie spędziliśmy razem nocy. Śpimy w tej samej sypialni, w tym samym łóżku, ale nigdy się ze sobą nie kochaliśmy. Początkowo zasypialiśmy odwróceni do siebie plecami. Z czasem nasze stosunki się ociepliły i pozwalaliśmy sobie na małe przytulanie, ale nic więcej.
- Jesteś świetnym piłkarzem.
- Byłem.
- Jesteś i nadal będziesz. Jesteś wspaniałym ojcem i fantastycznym kochankiem – mówi, zagryzając wargę. – Masz ochotę na masaż?
Kiwam lekko głową i kładę się na brzuchu.
Cała ta sytuacja prowadzi do jednego. Dziś skonsumujemy nasz stary „nowy” związek. Średnio się zapatruję na tą sytuację, bo jestem zmęczony. Zmęczony… Tylko czym? Rehabilitacja to na razie lekka gimnastyka dla początkujących, na zajęciach czuję się jakbym cofnął się w rozwoju. Późniejszy spacer też mnie bardziej zrelaksował niż zmęczył. Zabawa z dziećmi to wielka przyjemność, która nie męczy. Więc o co mi chodzi?
Między kolejnymi pocałunkami Simone stwierdzam, że to życie mnie tak męczy. Bo żyję nie tak jak chciałem. Nie tak jak to sobie wyobrażałem. W ogóle wszystko jest nie tak.

- Dzień dobry. – W jadalni pojawia się Simone. Ma na sobie krótki, satynowy szlafrok i turban z ręcznika na głowie. Uśmiecha się i przeciąga. Bije od niej światło, które ostatni raz widziałem z cztery lata temu! – Dzień dobry – powtarza i całuje siedzących przy stole chłopców. Mi daje wyjątkowo namiętnego buziaka.
- Siadaj, podałam już śniadanie – mówi Renate.
Simone zajmuje miejsce obok i nie może oderwać ode mnie wzroku. Czuję jej dłoń na kolanie. Wędruje coraz wyżej i wyżej, a mnie przechodzi dreszcz. Chcę uciec, ale zamiast tego przybieram głupkowaty wyraz twarzy, który imitować ma uśmiech.
- Simone, co się dzisiaj z tobą dzieje? – pyta Renate. – Ciągle masz na sobie szlafrok. Nie idziesz do pracy?
- Nie, wzięłam sobie dzisiaj wolny dzień. Może jak chłopcy wrócą ze szkoły, to wybierzemy się gdzieś na miasto całą rodziną, np. do kina?
- Super! – krzyczą dzieciaki, klaszcząc w dłonie.
Przytakuję, bo podoba mi się ten pomysł.
- Świetnie. Mamuś, a odwiozłabyś dzisiaj dzieci do szkoły? Jeśli to nie problem.
- Nie, skąd. Z chęcią.
Simone ciągle się uśmiecha, a ja nie wiem czym to jest spowodowane. Czyżby nasza wczorajsza wspólna noc tak na nią wpłynęła? Dostrzegam radykalną zmianę w jej zachowaniu.
Po trzydziestu minutach Renate oraz chłopcy żegnają się z nami i jadą do szkoły.
Lubię posiedzieć sobie dłużej przy śniadaniu, wypić espresso, poczytać codzienne gazety, dlatego wciąż jestem przy stole. Simone idzie pomachać dzieciom na pożegnanie, a kiedy wraca staje za moimi plecami i bardzo ekspresywnymi ruchami maca mój tors. Początkowo nie zwracam na to uwagi, bowiem czytam o reprezentacji Niemiec, którą w przyszłości chciałbym poprowadzić jako trener. Jednak po paru minutach słyszę jak Simone szepcze mi do ucha.
- Michael, wiesz co ukrywam pod tym szlafroczkiem?
- Nie mam pojęcia.
- Moje zgrabne ciało – mówi, przegryzając moje ucho. – Zupełnie nagie.
To daje mi do myślenia. Nie wiem czemu, ale nie mogę się powstrzymać – to chyba dlatego, że jestem facetem. Rzucam gazetę na stół i biorę Simone w ramiona. Rozpinam jej szlafrok, a ona staje przede mną taka jak ją Bóg stworzył. Przez chwilę badawczo się jej przyglądam, bo w porannym świetle wygląda naprawdę podniecająco, jednak po chwili rzucam się na nią niczym lew na swoją ofiarę. Całujemy się namiętnie i bardzo zachłannie. Nasze dłonie wędrują po ciałach. W końcu chwytam ją za nagie pośladki i podrzucam do góry. Simone oplata nogi wokół mojego pasa i bardzo głośno wzdycha. Bez zastanowienia zabieram ją do sypialni, gdzie spędzamy czas do powrotu Renate.

Moje małżeństwo przeżywa właśnie drugie życie. Tak się czuję. I odnoszę wrażenie, że nawet na samym początku, tuż po poznaniu się, nie było tak dobrze. Simone się stara, więc i ja robię wszystko, aby ją zadowolić. I nie mówię tu tylko o spełnianiu jej łóżkowych fantazji.
Spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu. Wychodzimy na obiady do naszych ulubionych restauracji, często zabieramy ze sobą dzieci i Renate, chodzimy do kina, na kolacje, spacery. Umawiamy się z przyjaciółmi i w miłym gronie mijają nam kolejne dni. Simone jest bardzo czuła i troskliwa, z przejęciem wysłuchuje o moich postępach w rehabilitacji, a ja staram się zainteresować się jej sprawami biznesowymi. Życie w zgodzie jest o wiele przyjemniejsze niż ciągłe darcie kotów.
Siadam w fotelu i czytam gazetę. Przeglądam informacje o ostatnim przegranym meczu sparingowym reprezentacji Niemiec ze Szwajcarią, o nowych warunkach postawionych bankrutującej Grecji i pogłębiającym się kryzysie, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Odkładam gazetę, bo czytanie o kryzysach nie wpływa na mnie najlepiej – zważywszy, że sam przechodzę swój kryzys wieku średniego, i idę otworzyć drzwi, jednak uprzedza mnie Renate.
Po chwili teściowa wraca do salonu i mówi.
- Michael, masz gościa. – Na jej twarzy widzę niekrytą pogardę i wstręt, ale nie mam pojęcia o co jej chodzi, bo przecież nasze relacje uległy znacznej poprawie. Wówczas dostrzegam jak za plecami Renate pojawia się Scarlett w czerwonej sukience do kolan. Jestem w szoku.
- Dzień dobry, panie Ballack – mówi, nie zważając na teściową, która po chwili opuszcza pokój.
- Scarlett! Nie spodziewałem się ciebie.
- Przyszłam, bo muszę z tobą porozmawiać.
Ma poważny ton głosu i zapewne chodzi o jakąś ważną sprawę. Zastanawiam się, co też może nas jeszcze łączyć. Modlę się w myślach, żeby nie chodziło o ciążę czy coś w tym stylu. To by mnie zabiło!
Wskazuję jej wolny fotel i proponuję coś do picia, ale odmawia.
- Wiem, że nie powinnam była przychodzić. Mogłam zadzwonić i się z tobą umówić, ale to bardzo pilna sprawa.
- Słucham…
- Potrzebuję pieniędzy. Nie zrozum mnie źle, ale jesteś moją ostatnią deską ratunku. Mam kłopoty z bankiem. Muszę natychmiast spłacić zobowiązania, bo inaczej zabiorą mi mieszkanie i wylecę na zbity pysk.
- Tak po prostu?
- To trwa od dłuższego czasu. Zaczęło się dużo wcześniej przed naszym poznaniem. Wiesz, że zawsze sobie radzę w trudnych sytuacjach, ale teraz naprawdę wpadłam w niezłe bagno. Prosiłam siostrę, ale ona nie ma wystarczająco dużo wolnych środków. Pomyślałam o tobie. Obiecuję, że wszystko ci oddam z nawiązką.
- Ile potrzebujesz?
- Dwadzieścia tysięcy.
- Ile? – Nie mogę uwierzyć, że można zadłużyć się na taką kwotę. Zastanawiałam się o jakie zobowiązania może chodzić, ale unikam krępujących i osobistych pytań. Wychodzę na moment i wracam z wystawionym na jej nazwisko czekiem.
- Bardzo ci dziękuję, Michael. Oddam wszystko. Obiecuję.
- Dobrze. Nie musisz się śpieszyć.
Wiele osób pewnie zastanawiałoby się, dlaczego w ogóle daję jej te pieniądze. Odpowiedź jest bardzo prosta. Zraniłem ją, rozkochałem, wykorzystałem i porzuciłem. Należy jej się jakaś rekompensata, bo Scarlett to cudowna dziewczyna, która zrobiła dla mnie wiele dobrego.
- Odezwę się – mówi, stojąc w drzwiach. Odprowadzam ją do wyjścia i macham na pożegnanie, kiedy na podjazd wjeżdża samochód Simone. Panie mijają się w biegu, z czego jestem niezwykle zadowolony, ale nie ma co łudzić się nadzieją, że żona jej nie zobaczyła.
Wysiada z samochodu i odprowadza wzrokiem Scarlett do furtki.
- Kto to był?
- Scarlett Fischer.
- Znasz ją?
- Średnio – kłamię i daję buziaka żonce. Biorę od niej ciężkie zakupy i zapraszam do domu. – To siostra naszej sąsiadki i przyjaciółka Philippa.
- Philippa? A po co przyszła?
- Poznałem ją jakiś czas temu. Philipp nas sobie przedstawił. W zasadzie to bardziej przyjaciółka jego laski, Ivone.
- No tak, ale czego od ciebie chciała?
- Wpadła, bo… Chce zrobić niespodziankę Ivone i Philippowi. Niebawem zbliża się ich rocznica i chciała przygotować jakieś przyjęcie i pytała się mnie o przyjaciela; co lubi, czego nie itp. – kłamię jak z nut.
- Ładnie z jej strony.
- Prawda? Muszę się zastanowić, co ucieszyłoby tego starego dziada – śmieję się, jednak wcale nie jest mi do śmiechu. Teraz będę musiał sam urządzić przyjęcie, aby Simone się nie połapała w moich kłamstwach. Zawsze się w coś wpakuję.
- Może zaprosilibyśmy ich do nas? Macie tych samych znajomych, a Philipp bardzo lubi moją kuchnię. Mogłabym przygotować dla niego coś specjalnego.
- Sam nie wiem… Scarlett myślała raczej o jakieś wytwornej restauracji.
- Sugerujesz, że moje jedzenie jest niedobre?
- Skądże! Jest najlepsze na świecie – mówię i całuję ją namiętnie.