Nigdy nie sądziłem, że w moim
życiu dojdzie do takiej sytuacji, w której będę zmuszony prosić żonę o rozwód.
A jednak! Stało się i nie jest to miłe doświadczenie. Kochałem ją. Byliśmy
razem tacy szczęśliwy, szczególnie przed ślubem. Mamy trójkę wspaniałych synów,
którym należy się coś dobrego od życia. Są jeszcze tacy mali. Przed nimi trudny
okres, ale nikt nie obiecywał, że życie to przyjemność. Żal mi ich, ale to
jedyny sposób, aby uratować ich dzieciństwo. Ograniczyć kłótnie i awantury,
ograniczyć nieprzyjemne sytuacje, wzajemne pretensje.
Ostatnio wiele o tym myślę. Nie
wiem jak na tą sytuację będzie patrzeć sąd. To skomplikowane. Chcę, aby dzieci
zostały ze mną, ale nie wiem, czy mam jakąś szansę. Simone miała kochanka i to
chyba wystarczający powód, aby ograniczyć jej prawda. Ale z drugiej strony ja
też mam kogoś na boku. I jedyną osobą, która może to potwierdzić jest Renate. A
ona pewnie będzie chciała za wszelką cenę zachować dzieci przy córce.
Zrobi się z tego masło maślane i pranie
brudów przed sądem. Masakra…
Co by jednak nie było, nie
zamierzam zostawiać Simone i dzieci z niczym. Większość majątku jest moja, ale
przecież nie będę jej żałować pieniędzy. Jakby była wobec mnie fair, to
podziękowałaby za moją hojność, ale wiem, że w dzisiejszym świecie takie rzeczy
się nie zdarzają. Teraz wszyscy zapominają o łączących ich niegdyś uczuciach,
wspomnieniach… Eh, dlaczego akurat mnie to spotyka? Mało mam problemów? Mało?
- Jesteś dla niej za dobry –
stwierdza Scarlett, a Philipp jej przytakuje. – Ona zdradzała cię przez
kilkanaście miesięcy. Nie zważała na twoje pragnienia, potrzebny. Miała cię
gdzieś. A teraz ty chcesz jej oddać połowę swojego majątku?
- Nie chodzi o nią, ale o dzieci.
Wiadomo, że jak zostaną ze mną to oddam jej mniej, ale muszę się liczyć z tym,
że sądy niechętnie przyznają prawda ojcom.
- Zaraz się okażę, że była z tobą
dla kasy – rzuca mój przyjaciel, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie ze
Scarlett.
- Nie, to niemożliwe!
- Ale sam mówisz, że jak
wspominasz o tym, że wszystko jej zabierzesz, to Simone niemalże płacze.
- Tak, ale mam nadzieję, że jednak
chodzi jej o mnie, a nie moje pieniądze.
- Naiwniak – prycha przyjaciel.
- Zrobisz jak uważasz, Michael.
Ale moim zdaniem to zła decyzja. Ta kobieta już wystarczająco dorobiła się na
twojej sławie. Dzięki tobie ma sklepy z biżuterią, dzięki twoim kontaktom
dobrze jej idzie. Czego jeszcze może chcieć? Chyba dobrze zarabia na tych
błyskotkach.
- Niestety kobiety przy rozwodzie
są rozgoryczone – mówi Philipp. – Moja żona była taka sama. Wszystko chciała mi
zabrać. Ale się nie dałem. No i przede wszystkim nie mieliśmy dzieci.
- Myślę, że mógłbym zostawić Simone
dom. W końcu dzieci muszą gdzieś mieszkać. A poza tym nie chcę niepotrzebnie
wprowadzać tak drastycznych zmian. Ale moi przyjaciele mają rację. Dam jej dom,
kasę podzielę na pół, dzieci zostaną przy niej, a przecież to Simone jest winna
temu wszystkiemu. Nie może być tak, że jeszcze zyska na naszym rozwodzie.
- Wreszcie mądrze gadasz – mówi
Philipp.
- Muszę to przemyśleć. Nie gadajmy
o tym, bo już mi głowa pęka.
Sam nie wiem, co robić. Nie wiem,
czego chcę.
Wracam do domu ze strapioną miną.
Ciągle myślę o rozwodzie, o dzieciach, o tym jak wyglądać będzie ich życie,
kiedy ja i Simone przestaniemy być małżeństwem. Nie potrafię sobie wyobrazić
ich uczuć. Będą załamani, smutni, Jordi pewnie będzie o wszystko obwiniać
siebie samego. Jest malutki, ale bardzo mądry.
- Cześć – rzucam, kiedy wchodzę do
domu. Widzę Simone pastwiącą się nad komputerem, który prawdopodobnie nie chce
słuchać jej poleceń. To zupełnie jak ja.
Zmierzam ku schodom, jednak Simone
mnie zatrzymuje.
- Michael! Możemy chwilę
porozmawiać?
Niechętnie, ale zgadzam się, bo
nie mogę patrzeć na jej strapioną minę. Wiem, że także bardzo przeżywa tą
sytuację. Nie lubię sprawiać przykrości innym ludziom, a tym bardziej ludziom,
których kocham… Kochałem.
Podchodzę bliżej i zajmuję miejsce
na fotelu. Spoglądam jej w oczy, jednak nie widzę nic prócz smutku i nadziei.
Przełyka ślinę i zaczyna mówić.
- Chodzi o to, że… Bardzo dużo
myślałam na temat naszego rozwodu, tego co mówiłeś… – bierze głęboki wdech. –
Nie chcę się rozstawać.
Nie wierzę w to, co mówi. Przecież
obydwoje tego chcemy. Nasze małżeństwo nie ma sensu, prawda?
- Nie możemy spróbować wszystkiego
naprawić? Chociażby dla dobra dzieci. Bardzo to przeżyją.
- Wiem, Simone. Ale ja nie
wyobrażam sobie naszego życia dalej.
Chyba…
- Zrobiłam wiele głupstw, wiem, że
cię zawiodłam i zraniłam. Sama nie wiem co mi strzeliło do głowy. Głupia byłam.
Jesteś dla mnie taki dobry, pomocny, zawsze mogę na ciebie liczyć. Nie wiem
czego szukałam u Gustava.
- A jednak…
- Tak, nie będę cię oszukiwać.
Miałam romans z Gustavem, ale teraz bardzo tego żałuję. Rozmawiałam z nim
dzisiaj i zamknęłam tą sprawę raz na zawsze. Nie chcę do tego wracać. Dla dobra
naszych dzieci chcę skupić się na naszym małżeństwie. Przecież się kochamy,
prawda? Michael, proszę cię. Nie rób mi tego.
- Simone, ja już rozmawiałem z
prawnikiem.
Brunetka spogląda na mnie swoimi
kocimi oczami. Powoli w jej oczodołach zbierają się słone krople łez, które po
chwili wychodzą na światło dzienne. Nie potrafi ukryć swoich uczuć. Bardzo mnie
to dziwi, bo do tej pory wychodziło jej to perfekcyjnie. Serce mi się kraje, bo
Simone nigdy nie była dobrą aktorką i nie sądzę, aby te łzy były fałszywe.
Podchodzę bliżej i próbuję ją
objąć. Wychodzi mi to dość nieudolnie, bo dawno nie miałem z nią kontaktu
fizycznego. Nie chcę mówić, że czuję jakbym trzymał w ramionach obcą osobę – bo
to nieprawda, ale jest coś co sprawia, że czuję niechęć. Może to fakt, że
jeszcze nie tak dawno to Gustav był na moim miejscu.
- Nie płacz, Simone. – Żona wbija
się w moje ramiona i szlocha, bełkocząc coś pod nosem. Nie jestem w stanie jej
zrozumieć, dlatego przytakuję i staram się ją uspokoić.
- Ja nie chcę tak żyć, Michael.
Jestem beznadzieją żoną. Tak bardzo cię skrzywdziłam – mówi, spoglądając mi w
oczy. – Czy ty mi to kiedyś wybaczysz?
- Wybaczę – odpowiadam i tym razem
nie kłamię. Potrafiłem skłamać patrząc w oczy Renate, Philippowi, a nawet
Scarlett, ale Simone nie mogę. Dlaczego?
- Spróbujmy jeszcze raz. Obiecuję,
że się poprawię. Będę perfekcyjną żoną. Zajmę się dziećmi i tobą, poprowadzę
dom. Ograniczę godziny pracy i spotkania z przyjaciółkami. Porozmawiam z mamą,
aby więcej na ciebie nie naskakiwała. Zrobię wszystko, ale wróć do domu. Nie
mogę spać, kiedy myślę, że się szlajasz po hotelach.
Biję się z myślami, bo nie wiem,
czy jest sens. Ale byłbym głupcem, gdybym chociaż nie spróbował. Nie liczy się
moje szczęście, liczą się dzieci. Wytrzymałem cztery lata, wytrzymam drugie
tyle. Tylko co ze Scarlett?
Nic jej nie obiecywałem. Ona wie,
że rodzina jest dla mnie najważniejsza, jednak razem świetnie się bawimy.
Lubimy swoje towarzystwo, ona daje mi radość, motywację. Dzięki niej się
staram. Czy Simone będzie potrafiła mi ją zastąpić? Czy równie skutecznie
będzie umiała mnie zachęcić do pracy, rozbawić, wesprzeć? Nie wydaje mi się, bo
Simone to zupełnie inny typ człowieka. Scarlett jest dziewczęca, ale wytworna,
ma energię, wewnętrzne słońce, uśmiech. One są jak dwa odmienne żywioły. Simone
jest jak stateczna ziemia, a Scarlett to ogień, istny wulkan energii!
Jestem skołatany, nie wiem, co
robić…
- Michael, obiecuję, że będę się
starać.
- Wierzę.
- Dasz mi jeszcze jedną szansę?
- Tak, Simone – mówię, chociaż nie
jestem pewny, czy tego chcę.
Nic nie szkodzi mi spróbować.
Przecież pojednanie może nam wyjść na dobre. Jak mamy znów być kochającą się
rodziną, to ja jestem jak najbardziej „za”. Martwi mnie tylko Scarlett. Zależy
mi na niej. A skoro zgodziłem się pojednać z żoną, to nie mogą od razu jej
zdradzić z moją boginią seksu. Byłoby to wielce niestosowne. Chyba nawet sam
bym się z tym źle czuł.
Podjąłem decyzję i nie mogę jej
teraz cofnąć.
- Bardzo ci dziękuję – mówi i daje
mi całusa w usta. Bardzo szybkiego i przelotnego, w zasadzie mógłbym go w ogóle
nie poczuć, ale dawno nie całowałem się z Simone, dlatego robi to na mnie duże
ważenie. – Zawsze wiedziałam, że jesteś mądrym facetem. Jestem prawdziwą
szczęściarą, że spotkałam cię na swojej drodze. Dziękuję, Michael – mówi i
wtula się w moje ramiona.
Odwzajemniam gest, tym razem czuję
się już bardziej komfortowo. Całuję ją w czubek głowy i gładzę po włosach,
szepcząc do ucha słowa pocieszenia.
Wchodzę do przytulnej knajpki na
Fährstraße, znajdującej się z dala od mojego domu, stadionu, mieszkania
Scarlett i innych miejsc, w których przeważnie można mnie spotkać. Zajmuję
miejsce przy kwadratowym stoliku w kącie i czekam na moją blondwłosą piękność,
przeglądając menu.
Sam nie wiem, co jej powiem.
Zastanawiałem się nad tym przez całą noc, nie mogąc zmrużyć oka. Wiele jej
zawdzięczam i nie chcę jej stracić. Czuję, że bez niej znów popadnę w małżeńską
monotonię. Nie mówię o zdradzie, pocałunkach i tym podobnych sprawach. Ja chcę
móc po prostu z nią porozmawiać, jak przyjaciel z przyjaciółką, wbrew
powiedzeniu, że przyjaźń damsko – męska nie istnieje.
Scarlett wchodzi do restauracji.
Ma na sobie wysokie obcasy, krótkie białe szorty i koszulę wsadzoną za pasek.
Jej włosy falują na wietrze, usta podkreśla (jak zawsze) krwistoczerwona
szminka, a na nosie lśnią jej okulary przeciwsłoneczne, które zdejmuje wchodząc
do lokalu. Wita mnie tak serdecznym i rozbrajającym uśmiechem, że z goryczą
przełykam ślinę. Staram się odwzajemnić jej gest, ale na mojej twarzy pojawia
się znów grymas, którego nie znoszę.
- Dzień dobry, panie Ballack –
rzuca i całuje mnie w policzek, zostawiając na nim ślad po szmince, który
natychmiast ścieram.
- Cześć.
- Co zamówiłeś?
- Jeszcze nic. Czekałem na ciebie.
Scarlett skina na kelnera i
zamawia u niego dwie szklanki wody z miętą, które mają nas odświeżyć w ten
cholernie słoneczny dzień.
- Skąd to nagłe spotkanie?
Myślałam, że spotkamy się wieczorem – mówi, patrząc mi w oczy.
- Wieczorem nie mogę.
- Stało się coś? Masz bardzo
dziwną minę.
- Pogodziłem się z Simone – mówię
i czekam na reakcję Scarlett, jednak ona nie daje po sobie nic poznać. Ciągle
na mnie patrzy, ale jej oczy jakby „zgasły”. – Najważniejsza jest dla nas
rodzina. Postanowiliśmy spróbować wszystko naprawić dla dobra naszych dzieci.
- Yhm… – wzdycha i opada na
oparcie krzesła.
- Proszę, nie gniewaj się na mnie.
Dobrze wiesz, że dzieci są dla mnie wszystkim. Zrobię dla nich wszystko, a
skoro Simone widzi jakieś światełko w tunelu dla naszego małżeństwa, to ja
muszę spróbować.
- Jasne. Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz – mówię, lekko
poirytowany. Scarlett ma zrezygnowaną minę, jakby właśnie straciła coś bardzo
cennego. Nie byliśmy sobie obojętni, więc nie dziwi mnie, że żywiła do mnie
jakieś uczucia. – Nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie równie ważna, co
rodzina.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz?
Chcesz mieć we mnie kochankę?
- Oczywiście, że nie! – przeczę. –
Chcę tylko, abyśmy dalej mieli ze sobą kontakt. Nie tak osobisty i intymny jak
wcześniej, ale jesteś dla mnie jak przyjaciółka…
- Jak przyjaciółka…
- Gdyby nie Simone i dzieci, to
uwierz mi, że kochałbym cię jak wariat! W obecnej sytuacji nie mogę
zaproponować ci nic więcej. Zależy mi na rodzinie.
- Powtarzasz się, Michael – mówi i
wstaje od stołu. – Sęk w tym, że ja nie chcę być twoją przyjaciółką. Nie mogę
stać z boku i patrzeć jak ty i Simone… Eh, nawet nie mogę o tym myśleć! Nie
zgadzam się na taki układ, ale rozumiem, że już wybrałeś właściwą dla siebie
drogę. Mam nadzieję, że się nie pomyliłeś. Życzę wam wszystkiego dobrego.
Niewątpliwie zasługujesz na szczęście. Do widzenia, panie Ballack – dodaje i
wychodzi.
Odprowadzam ją wzrokiem. Mam
ochotę za nią wybiec, błagać o przebaczenie, przyznać się do błędu, ale nie
robię tego. Wciąż siedzę na swoim miejscu ze spuszczoną głową. Ta sytuacja mnie
dobija. Teraz będzie mi jeszcze ciężej zadbać o małżeństwo. Bez odpowiedniego wsparcia
nie dam sobie rady ani z tym, ani z moją rehabilitacją, która przebiegała
pomyślnie tylko dzięki Scarlett i jej wewnętrznemu słońcu.
Zostawiam pieniądze na stoliku i
wychodzę z restauracji, nawet nie żegnając się z obsługą.
Idę w stronę domu, ale wcale nie
mam ochoty do niego wracać. Niegdyś w takich sytuacjach bardzo pomagała mi
piłka nożna. Szedłem na stadion, wyżywałem się na piłce. Biegałem i wyrzucałem
z siebie negatywne emocje, ale teraz nie mogę tego robić. Mimo wszystko nie
powstrzymuje mnie to. Zmieniam kierunek i obieram kurs na BayArenę.
Bez problemu dostaję się do
środka, bo wszyscy mnie znają i – o dziwo! – wciąż szanują. Personel stadionu
zawsze się ze mną liczył. Pracują tam od wielu lat, niektórzy pamiętają mnie
jeszcze z początków kariery, zanim przeniosłem się do Monachium, a potem
Londynu.
Nie idę na boisko, bo to mnie
zabije. Zapach trawy, jej dotyk, to coś czego teraz brakuje mi najbardziej.
Wiem, że kiedy na nią wejdę to rozkleję się niczym małe dziecko, więc jej
unikam. Dlatego wchodzę na trybunę, na której zawsze siedzą najbardziej
zagorzali kibice klubu. To z tej strony zawsze jest najgłośniej, stąd
niejednokrotnie słyszałem własne nazwisko wykrzykiwane przez tysiące fanów.
Siadam na jednym z krzesełek, zamykam oczy i napawam się tamtymi chwilami. Było
tak pięknie. Mam wrażenie, jakby było to w poprzednim wcieleniu. Teraz to takie
nierealne.
- Fajnie, co? – Podskakuję na
dźwięk głosu trenera. – Też tutaj często przychodzę, aby pomyśleć. Pusty
stadion idealnie się do tego nadaje. Lubię też pokrzyczeć. Głos roznosi się
echem po wszystkich trybunach. A co ty
tu robisz w ogóle? – pyta po chwili.
- Tak przyszedłem… Aby zabić czas.
- Myślałem, że to twoje
pożegnanie.
- Pożegnanie? – pytam zaskoczony.
- Prezes z tobą nie rozmawiał?
Przykro mi, ale klub nie przedłuży z tobą umowy. To koniec twojej przygody z
Leverkusen.
Spodziewałem się tego, ale te
słowa brzmią dla mnie niczym wyrok śmierci. Nie mogę w to uwierzyć, chce mi się
płakać i wyć z rozpaczy. Wszystko się kończy, a ja tego nie chcę!
- Przykro mi, Ballack – mówi,
poczym poklepuje mnie po ramieniu i odchodzi.
Nie ma to jak kopać leżącego.
__________
Jesteśmy na półmetku :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, aczkolwiek pewnie się zdziwicie obrotem spraw.